"Królewski" występ LeBrona w Game 6

  • Data publikacji: 26.05.2018, 07:02

Cleveland Cavaliers pokonali na własnym parkiecie Boston Celtics 109-99 i przedłużyli swoje nadzieje na awans do wielkiego finału NBA. Bohaterem gospodarzy w tym meczu był, zgodnie z przewidywaniami, LeBron James.


Przed meczem oczy wszystkich fanów koszykówki były zwrócone ku jednemu człowiekowi. LeBron James,  po raz pierwszy od 2010 roku mógł nie zagrać w wielkim finale ligi NBA. I tak jak wtedy, na jego drodze mogli stanąć zawodnicy Boston Celtics. Każdy zadawał sobie pytanie, czy powtórzy się sytuacja z 2012 roku, gdy LBJ też stanął twarzą  w twarz z eliminacją z rąk bostońskich zawodników, ale wspiął się wtedy na poziom gry osiągalny dla niewielu  w historii i pomógł swojemu zespołowi awansować do finału NBA.

 

Pierwsza kwarta nie zapowiadała niczego dobrego dla kompletu kibiców zgromadzonego w hali zespołu ze stanu Ohio. Pomimo starań gospodarzy na prowadzenie od samego początku spotkania wysunęli się Celtowie, wśród których brylował szczególnie Jaylen Brown, autor 15 punktów w samej tylko pierwszej kwarcie. Na usprawiedliwienie zespołu gospodarzy trzeba wspomnieć o kontuzji Kevina Love, który po zderzeniu z Jaysonem Tatumem musiał opuścić parkiet z podejrzeniem wstrząsu mózgu. Badania rozstrzygną, czy to coś poważniejszego.

 

Od początku drugiej kwarty byliśmy świadkami teatru jednego aktora. LeBron James udźwignął ciężar oczekiwań włodarzy, fanów, a także przede wszystkim, zagrał tak jak sam zapowiadał, jak prawdziwy lider tego zespołu, który w najważniejszym momencie bierze los w swoje ręce. Był on bliski zanotowania w tym meczu triple - double. Ostatecznie zapisał on na swoim koncie "jedynie" double - double (46 punktów, 11 zbiórek, 9 asyst). Drugie 12 minut spotkanie okazało być się tym czasem, który zadecydował o wyniku spotkania. Kawalerzyści wygrali szesnastoma punktami, co pozwoliło im, w drugiej połowie meczu, kontrolować jego przebieg.

 

Ekipa bostońska po raz kolejny pokazała, że jest bardziej zbilansowanym zespołem. Aż pięciu zawodników zespołu gości osiągnęło dwucyfrową ilość punktów. Liderem punktowym gości okazał się być Terry Rozier, który zapisał na swoim koncie 28 punktów. Wspierał go J. Brown, autor 27 punktów. Kolejny raz okazało się, że ekipa Brada Stevensa jest lepszym zespołem od Cleveland Cavaliers i jako zespół to oni bardziej zasługują na awans do finału. Nie mają jednak w składzie takiego  zawodnika jak James, który, gdy wymagają tego okoliczności, jest w stanie rozegrać mecz z gatunku tych, o których nawet za kilkadziesiąt lat, będziemy mówić jako jednym z najlepszych spotkań w historii Play-off.

 

W zespole gospodarzy jeszcze trzech zawodników, poza LeBronem Jamesem, zdobyło dwucyfrową ilość punktów. Byli to George Hill, autor 20 punktów, jedyny przedstawiciel pierwszej piątki zespołu w tym tercecie, a także, wchodzący w tym spotkaniu z ławki rezerwowych Larry Nance Jr., który zdobył 10 punktów, a także Jeff Green, który zapisał na swoim koncie 14 punktów.

 

Czy decydującym czynnikiem będzie przewaga własnego parkietu, która, póki co wyznacza rytm tej rywalizacji? Czy też będziemy świadkami kolejnego świetnego występu LeBrona, który po raz kolejny udowodni, ze nie ma sobie równych w konferencji wschodniej? A może to jednak Boston, niesiony młodzieńczym entuzjazmem oraz żywiołowym dopingiem awansuje do finałów po raz pierwszy od 2010 roku?

 

Kolejny mecz tej pary odbędzie się 28 maja, w nocy z niedzieli na poniedziałek o godz. 2:30 czasu polskiego.

 

Cleveland Cavaliers - Boston Celtics 109-99 (20:25;34:18;29:30;26:26)

 

Stan rywalizacji: 3-3