PHL: najdłuższy mecz w historii polskiego hokeja, Cracovia zagra w finale!

  • Data publikacji: 26.03.2019, 22:12

Cóż to był za dreszczowiec! Comarch Cracovia po prawie 92 minutach wygrał z Tauron KH GKS Katowice 2:1 i ostatecznie zagra w wielkim finale PHL! Zwycięskiego gola dla Pasów zdobył Paweł Zygmunt.

 

Poprzedni mecz zakończył się w wygraną Tauron KH GKSu Katowice 5:3. Wicemistrzowie Polski udowodnili tym samym, że nie zamierzają się poddawać i mimo gry z nożem na gardle, potrafili wyjść ze stanu 0:3 na 2:3. Comarch Cracovia nie był już tak skuteczny jak w pierwszych meczach fazy play-off, kiedy to wygrał aż siedem meczów z rzędu. 

 

Gospodarze chcieli szybko zdobyć gola, już w 2. minucie świetną okazję zmarnował Jezek, uderzając z okolicy bulika w bramkarza. Kilkadziesiąt sekund później jeszcze w lepszej sytuacji był Damian Kapica, który otrzymał krążek na wprost bramki, mając tylko Lindskouga przed sobą. Polak strzelił mocno, jednak wprost w golkipera z Finlandii. Początkowe minuty to lekka przewaga Cracovii, która oddawała częściej strzały, ale ich jakość pozostawiała wiele do życzenia. GKS był o wiele skuteczniejszy, bo w 8. minucie do siatki trafił Martin Cakajik. Słowak otrzymał idealne podanie po przekątnej od Laakkonena i nie pozostało mu nic innego niż wbić krążek do pustej bramki. Minutę później akcję odwetową przeprowadził Kapica, wjeżdżając w okolice pola bramkowego, jednak nie zdołał wcisnąć "gumy" do siatki. Goście po wyjściu na prowadzenie nie mieli już tak wielkiego ciśnienia na kontynuowanie strzelania i po prostu dowieźli tę minimalną przewagę do końca pierwszej tercji.

 

Początek drugiej części był nieco mniej dynamiczny, a pierwszą dobrą okazję na strzelenie bramki miał dopiero Patryk Wronka w 24. minucie. Młody hokeista próbował pokonać bramkarza strzałem z lewego bulika, ale jego próba nie była precyzyjna. W 27. minucie doskonałą okazję zmarnował po raz kolejny Kapica, który przechwycił krążek w tercji neutralnej i pognał na bramkę Lindskouga, jednak uderzył w rękę bramkarza. Kolejne akcje to próba wyrównania przez Cracovię. W 31. minucie Csamango z kolei nie zdołał pokonać Fina, mimo że otrzymał krążek tuż przed bramką. Okres ofensywnej gry Cracovii przerwali goście, którzy w 33. minucie ostrzelali Koprivę, doświadczony bramkarz wyszedł jednak z obu sytuacji obronną ręką. Pasy nie potrafiły wykorzystywać przewag, nawet gdy na lodowisku znajdowało się tylko trzech graczy z Katowic. W 34. minucie gracze w czerwono-białych strojach dopięli swego, kiedy to strzał z dystansu obronił Lindskoug, ale musiał skapitulować po dobitce Michala Vachovca. Do końca drugiej tercji wynik już nie uległ zmianie, dlatego o wszystkim musiała zdecydować trzecia część.

 

Do ostatnich 20 minut obie drużyny podeszły z odpowiednią rezerwą. Jakikolwiek błąd w tej części rywalizacji mógłby kosztować jednych i drugich sporo. I jak Comarch Cracovia miał jeszcze ten margines błędu, to strata bramki oznaczałaby dla GKSu pogrzebanie szans na mistrzostwo Polski. Przez dłuższy okres nie oglądaliśmy więc tak dobrych okazji na zdobycie gola, jak to miało miejsce w poprzednich tercjach. Ciekawie zrobiło się dopiero na 10 minut przed końcem, kiedy to gospodarze otrzymali karę. Goście grając w przewadze tworzyli sobie obiecujące sytuacje, jednak nie potrafili ich odpowiednio wykończyć. Zmarnowana przewaga mogła się zemścić już kilka sekund po tym, jak Cracovia grała w pełnym zestawieniu, bowiem Damian Kapica otrzymał krążek odbity od bandy i znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, jednak i tym razem zawiódł swój zespół. Trzeba przyznać, że to nie był jego dzień. Ciśnienia nie wytrzymał także Marek Strzyżowski, którego poniosło w 56. minucie. Były gracz m.in. STSu Sanok uderzył przeciwnika podczas przerwy, za co sędziowie ukarali go karą meczu. Swoją drużynę osłabił także Patryk Wronka, a chwilę później Mikołaj Łopuski, którzy musieli udać się na ławkę kar. Dzięki temu Cracovia mogła grać niemal do końca z przewagą liczebną. Mistrzowie sezonu zasadniczego jednak bardzo dobrze się bronili i nie pozwolili na strzelenie sobie gola w ostatnich sekundach meczu. Wynik 1:1 oznaczał jedno - dogrywkę. 

 

Doliczony czas gry mógł się zakończyć bardzo szybko, bo już w 61. minucie. Pasy jednak nie potrafiły wykorzystać przewag jednego zawodnika, trzeba jednak przyznać, że GKS grając z nożem na gardle, bronił się wyśmienicie i nie pozwolił rywalom nawet na przyzwoitą okazję do strzału. Z minuty na minutę obie defensywy się coraz bardziej otwierały, a w 5. minucie dogrywki mecz mógł zakończyć Trvdoń, jednak nie trafił w krążek z bliskiej odległości. Tauron GKS po raz kolejny został postawiony pod ścianą, gdy na ławkę kar trafił Jesse Laakkonen. Gospodarze postanowili, że tym razem nie przepuszczą takiej okazji i od razu ruszyli do ataku. Bardzo bliski strzelenia gola był Filip Drzewiecki, ale krążek po jego strzale ostatecznie nie przekroczył linii bramkowej. Nie było jednak to tak klarowne, dlatego sędziowie musieli się jeszcze upewnić, oglądając powtórkę video. Tymczasem wicemistrzowie Polski po raz kolejny potrafili zaryglować wszelkie zamki podczas gry w osłabieniu i przetrwali te ciężkie 120 sekund. Goście coraz rzadziej próbowali atakować, raczej opierali swoją grę na szczelnej defensywie i kontratakach, co akurat jest w ich sytuacji zrozumiałe, ponieważ utrata gola zakończyłaby ich drogę do finału play-off. Bardzo pewnym punktem był Lindskoug, który nie zawodził między słupkami. Pasy próbowały pokonać go na wiele sposobów, ale żaden nie był skuteczny. Faktem jest jednak to, że gol dla Cracovii wisiał w powietrzu, a kolejna kara indywidualna katowiczan tylko tę atmosferę zagęszczała. Czas jednak mijał, a wynik nie uległ zmianie aż do końca dogrywki. Z tego powodu, w myśl nowych zasad PZHL, rozegrano drugą dwudziestominutową dogrywkę.

 

Kolejna dogrywka przebiegała spokojniej, przede wszystkim sędziowie w ogóle nie karali zawodników, przez co graczom ciężko było zdobyć złotą bramkę i zakończyć potyczkę. Spotkanie trwało ponad 3,5 godziny, ciężko znaleźć porównywalnie długi mecz w historii gier zespołowych w Polsce. Hokeiści spędzili na lodzie ponad 90 minut, dzięki czemu pisali historię, jest to bowiem najdłuższy mecz hokeja jaki został rozegrany w naszych rodzimych rozgrywkach. Ojcami tego rekordu byli przede wszystkim bramkarze, którzy bronili jak w transie. W 92. minucie GKS postanowił zagrać odważniej, ponieważ jeden z graczy Cracovii udał się na ławkę kar. Przez to wytworzyła się dziura w obronie, którą wykorzystał Paweł Zygmunt, pokonując bramkarza i ostatecznie przechylając szalę zwycięstwa na stronę Pasów. Cóż to był jednak za mecz, mecz godny walki o finał. Gratulacje należą się również graczom gości, którzy potrafili ze stanu 0:3 podgonić rywali i niemal wyrównać stan rywalizacji. Ostatecznie to jednak Cracovia zagra o tytuł mistrza Polski, a GKS na tytuł musi poczekać przynajmniej rok.

 

Comarch Cracovia - Tauron KH GKS Katowice 2:1 po dwóch dogrywkach (0:1; 1:0; 0:0; 0:0; 1:0) stan rywalizacji: 4:2

 

0:1 Martin Cakajik 07:31(Tuhkanen + Laakkonen)

1:1 Michal Vachovec 13:34

2:1 Paweł Zygmunt 91:54 (w osłabieniu)