Biało-czerwone mundiale (4) - Hiszpania 1982

  • Data publikacji: 27.05.2018, 20:35

36 lat temu Polacy, na hiszpańskiej ziemi, po raz drugi w historii zajęli trzecie miejsce w Mistrzostwach Świata w piłce nożnej i poprawili o dwie lokaty wynik z 1978 roku.

 

W czerwcu i lipcu 1982 Biało-Czerwoni rywalizowali w Hiszpanii o tytuł najlepszej drużyny globu. Podopieczni Antoniego Piechniczka w dwóch pierwszych meczach nie ugrali zbyt wiele, potyczki z Włochami i Kamerunem zakończyły się bezbramkowymi remisami, a Polacy nie zaprezentowali się dobrze. Wiele osób zrzucało winę za kiepskie przygotowanie na stan wojenny, przez który trener miał ograniczone pole manewru. Nie mógł rozegrać spotkań towarzyskich, bo ze względów politycznych inne reprezentacje nie chciały z nami grać.

 

W trzecim meczu grupowym, meczu o wszystko, Piechniczek postanowił przesunąć Zbigniewa Bońka do ataku, jednocześnie dając szansę na grę Januszowi Kupcewiczowi. Na efekt tych zmian trzeba było czekać do 55. minuty, wtedy właśnie Włodzimierz Smolarek rozwiązał worek z bramkami, a zaraz potem jego śladem poszli Grzegorz Lato, Zbigniew Boniek, Andrzej Buncol i Włodzimierz Ciołek. W ciągu 22 minut Polacy pięć razy umieścili piłkę w bramce rywali i prowadzenia już nie oddali. Guillermo La Rosa w 83. minucie zdołał zmniejszyć wymiar porażki i pokonał Józefa Młynarczyka strzałem w sam środek bramki. Po tym meczu trener Peru został przewieziony do szpitala, tak bardzo przeżył tę porażkę, że zasłabł.

Dzięki temu zwycięstwu Polacy wyszli z grupy z pierwszego miejsca i stanęli w szranki o awans do półfinału z Belgią i ZSRR.

 

W pierwszym meczu „polskiej grupy” nie trzeba było długo czekać na gole. Już w 4. minucie Grzegorz Lato popisał się rajdem przez boisko, na koniec podał piłkę do Bońka, a ten z łatwością pokonał Theo Custersa. Najjaśniej świecącą w tym meczu gwiazdą była ta Zbigniewa Bońka, w 25. minucie po raz drugi pokonał on bramkarza Belgów i dopisał do swojego konta kolejnego gola. Po zmianie stron nadal Polacy kierowali grą, w 54. minucie Smolarek zagrał do Laty, a ten odegrał do Bońka, nie mogło się to skończyć inaczej niż hat-trickiem tego ostatniego. Do tej pory mecz z Belgią uznaje się za jeden z najlepszych w wykonaniu Polaków na Mistrzostwach Świata.

 

W drugim meczu w tej grupie ZSRR pokonał Belgię 1:0, więc Biało-Czerwonym do awansu do półfinałów potrzebny był jedynie remis. Radzieccy piłkarze bardzo mocno napierali na bramkę Polaków, ale nie udało im się wyszarpać zwycięstwa i musieli pożegnać się z mistrzostwami. Z tego meczu wiele osób zapamiętało przede wszystkim solowe akcje Smolarka, który uciekał z piłką do narożnika, by zyskać cenny czas. Zbigniew Boniek otrzymał w tym meczu żółtą kartkę, przez którą nie mógł wystąpić w półfinałowej potyczce z Włochami, którzy sprawili dużą niespodziankę, eliminując wielkich faworytów, Brazylijczyków.

 

Do pojedynku z Polakami Włosi przystąpili bardzo zmotywowani, po pokonaniu Argentyńczyków i wspomnianych wcześniej Brazylijczyków uwierzyli, że nie ma dla nich żadnej przeszkody do zwycięstwa w tych rozgrywkach. Trener Piechniczek nie mógł postawić na Bońka i zrezygnował z Szarmacha, który przecież już kiedyś przysporzył Włochom kłopotów na boisku. Już w 22. minucie, jak się okazało, późniejsi Mistrzowie Świata umieścili piłkę w bramce Polaków. Biało-Czerwoni walczyli bardzo ambitnie, Kupcewicz dwukrotnie postraszył bramkarza Włoch Dino Zofia, ostatecznie bramki nie udało się zdobyć. W 72. minucie sztuka ta za to udała się, po raz drugi, Paolo Rossiemu (król strzelców), po błędzie Polaków dopełnił tylko formalności i umieścił piłkę w bramce. Do końca meczu wynik nie uległ już zmianie, a nam pozostało walczyć o 3. miejsce.

 

W ostatnim meczu na tych mistrzostwach Biało-Czerwoni musieli stawić czoła Francuzom, którzy bardzo długo walczyli w meczu półfinałowym z ekipą RFN. Pierwszy raz na MŚ zwycięzcę wyłoniły rzuty karne, w regulaminowym czasie gry było 1:1, po dogrywce 3:3 i ostatecznie Francuzi musieli uznać wyższość przeciwników i zameldowali się w meczu o brąz. „Trójkolorowi” do potyczki z Polakami przystąpili zmęczeni fizycznie i psychicznie, mimo tego w 13. minucie, dzięki Rene Girardowi, wyszli na prowadzenie, ale utrzymali je tylko do 41. minucie. Właśnie wtedy piłkę w bramce rywali umieścił Andrzej Szarmach, a w jego ślady w 44. minucie poszedł Stefan Majewski. Na przerwę Polacy schodzili w dobrych humorach, a po zmianie stron zdołali jeszcze za sprawą Kupcewicza podwyższyć przewagę. W 73. minucie rozmiary porażki zmniejszył Alan Couriol, ale to było jedyne, na co było stać Francuzów.

 

Polska drugi raz w historii zdobyła na Mistrzostwach Świata trzecie miejsce i trzeba przyznać, że był to bardzo duży sukces, ale jak wiadomo, apetyty rosną w miarę jedzenia, a takie medale Polacy do kraju już kiedyś przywieźli. Z tego powodu wiele osób do dzisiaj zastanawia się, czy gdyby w meczu z Włochami zagrał Zbigniew Boniek lub Andrzej Szarmach, to zostalibyśmy wice- lub nawet Mistrzami Świata. Tego już się nie dowiemy, a na tegorocznych rozgrywkach trzymam kciuki za co najmniej powtórzenie takiego wyniku.