PHL: GKS wyrównuje stan finału

  • Data publikacji: 09.04.2019, 20:28

GKS Tychy wygrał bez problemów wyjazdowy mecz z Comarch Cracovią 4:0 i tym samym wyrównał stan rywalizacji w finale. Obie drużyny mają obecnie po dwa zwycięstwa. Gole dla tyszan zdobywali Jefimienko, Komorski, Galant i Cichy.

 

Goście już w 1. minucie mogli wyjść na prowadzenie, lecz obronną ręką z ciężkiej sytuacji wyszedł Kopriva. Początek należał zdecydowanie do GKSu, widać było, że tyszanie chcą jeszcze powalczyć w tym finale i nie zamierzają niczego spisywać na straty. W 8. minucie to jednak dotychczas niewidoczna Cracovia była bliżej gola, lecz krążek po strzale jednego z napastników zatrzymał się między słupkiem na linią bramkową. Mistrzowie Polski wyprowadzili błyskawiczną kontrę i za sprawą Aleksija Jefimienki wyszli na prowadzenie. Po strzelonej bramce jednak wyraźnie się cofnęli, dzięki czemu to gospodarze mieli spore pole do popisu. W 11. minucie indywidualną akcję przeprowadził Bepierszcz, ale trafił tylko w bramkarza. Kilka minut później John Murray ponownie uratował swój zespół przed stratą bramki, broniąc kilka strzałów. Chwilę później Charnaok trafił w słupek bramki tyszan, wydawało się, że gol wisi dosłownie w powietrzu. Na koniec pierwszej tercji doskonałą szansę do wyrównania miał Filip Drzewiecki, ale trafił tylko w golkipera. Bramkarz GKSu był dzisiaj w fenomenalnej dyspozycji.

 

Druga część spotkania rozpoczęła się od natarcia Cracovii. Pasy szukały pierwszego trafienia, jednak były bezradne pod bramką rywala. GKS tymczasem w 23. minucie mógł grać w przewadze i od razu to wykorzystał. Michael Cichy otrzymał podanie od Alexa Szczechury i wpakował krążek do pustej bramki. Ten gol przybił gospodarzy, którzy oddali inicjatywę tyszanom. Ci z kolei kilka minut po powiększeniu prowadzenia, zrobili to ponownie, kiedy to strzał Piechoty z dystansu dobił z bliskiej odległości Filip Komorski. Trzeba przyznać, że mistrzowie Polski byli bardzo skuteczni, nie utrudniał im także sprawy Kopriva, który każdy groźniejszy strzał przepuszczał do siatki. Po drugiej stronie tafli sprawa miała się wręcz przeciwnie, bowiem Murray grał jak natchniony i powstrzymywał wszystkie ataki Pasów. W 30. minucie okazję do pokonania bramkarza miał Damian Kapica, jednak nie trafił w krążek, kiedy bramka była niechroniona. Kilkadziesiąt sekund później krakowianie przechwycili gumę i ruszyli do ataku w sytuacji 3vs1, ale Mateusz Bepierszcz zdecydował się sam wykończyć akcję, jak się okazało nieskutecznie. Trzeba przyznać, że Cracovia grała dobrze, lecz pod bramką rywala była kompletnie nieskuteczna i nie mogła pokonać w licznych sytuacjach sam na sam świetnego Murraya.

 

Trzecia część miała bardzo oczywisty przebieg - to podopieczni Rudolfa Rohacka gonili za wynikiem, więc byli częściej przy krążku, lecz nie był to produktywnie spędzony czas. GKS ustawił się bardzo dobrze w obronie i nie dopuszczał do ani jednej klarownej sytuacji dla swoich rywali. Nie brakowało spięć, niemoc gospodarzy przekładała się niejako na frustrację. Na ławkę kar powędrował między innymi Damian Kapica. Krakowianie nie potrafili nawet wykorzystać gry w przewadze, a bez tego najczęściej nie da się wygrać w meczu, w którym tracisz trzy bramki. Rudolf Rohacek w ostatnich kilku minutach wycofał również bramkarza, jednak i to nie przyniosło oczekiwanego skutku. Wręcz przeciwnie, ponieważ w 57. minucie krążek do pustej bramki wbił Radosław Galant. Tyszanie tym samym wygrywają bardzo ważny mecz w Krakowie i w finałowej serii jest już 2:2, ponadto GKS posiada obecnie przewagę lodowiska. Warto jednak dodać, że dzisiejszym bohaterem spotkania był niewątpliwie John Murray, który był wiodącą postacią w defensywie mistrzów Polski. Nie straszne mu były żadne strzały, czy sytuacje sam na sam. Póki co w tej serii bardzo dużo do powiedzenia mają bramkarze obu drużyn.  

 

Piąty mecz odbędzie się w Tychach na Stadionie Zimowym 11 kwietnia.

 

Comarch Cracovia - GKS Tychy 0:4 (0:1; 0:2; 0:1) - stan rywalizacji 2:2

 

0:1 Aleksiej Jefimienko 08:24 (Kolarz)

0:2 Michael Cichy 22:26 (Szczechura + Klimenko) - w przewadze

0:3 Filip Komorski 26:21 (Pociecha) - w przewadze

0:4 Radosław Galant 56:31 - do pustej bramki