Golden State w finale NBA

  • Data publikacji: 29.05.2018, 08:00

Golden State Warriors awansowali do finału NBA, pokonując w meczu nr 7 Houston Rockets 101-92. Spotkają się tam, po raz czwarty zresztą, z drużyną Lebrona Jamesa - Cleveland Cavaliers. 

 

Po raz pierwszy od 1979 roku mieliśmy siedem gier w finałach obu konferencji NBA. Zawodnicy z Houston mieli okazję skończyć swoją serię w sześciu meczach, ale zawodnicy z Oakland wygrali mecz numer sześć i wszystko miało rozstrzygnąć się w decydującym spotkaniu numer siedem rozgrywanym w domowej hali zespołu Rockets. Obie ekipy przystępowały do tego spotkania osłabione kontuzjami czołowych graczy, w drużynie Rockets nie mógł wystąpić Chris Paul, a obrońcy tytułu nie mogli skorzystać z Andre Igoudalii. 

 

Pierwsza kwarta była typową kwartą walki i adaptowania się zawodników do warunków panujących na parkiecie. Każdy zawodnik chciał sprawdzić, czy jest to jego dobry dzień pod względem rzutowym, czy raczej lepszym rozwiązaniem będzie, jeśli skupi się na innych elementach gry, jak zbiórki, asysty, czy szeroko pojęta gra w obronie. Przez całe 12 minut przewaga żadnego z zespołów nie potrafiła osiągnąć więcej niż 6 punktów. Ostatecznie pierwsza część spotkania zakończyła się wynikiem 24-19 dla zespołu Rakiet, który był już tylko 36 minut od upragnionego, pierwszego od 1995 roku, finału NBA.

 

Druga kwarta była czasem, gdy kibice gospodarzy mogli coraz śmielej myśleć, że pod kopułą hali ich ukochanego zespołu zawiśnie po tym sezonie baner za mistrzostwo konferencji zachodniej.  Zawodnicy trenera Mike'a D'Anitoni rozpoczęli te kwartę w taki sposób, jakby chcieli już ostatecznie pozbawić nadziei zawodników Warriors, że mają w tym meczu jeszcze jakiekolwiek szanse na zwycięstwo. Kilka udanych prób i dobra gra w obronie spowodowały, że przewaga gospodarzy wzrosła do wartości dwucyfrowej. Ostatecznie na przerwę oba zespołu schodziły przy wyniku 54-43 dla Houston Rockets. Bohaterami Houston byli James Harden, autor 16 punktów, a także Clint Capela, który mógł zapisać na swoim koncie 14 punktów i 6 zbiórek.  

 

Druga połowa pokazała jednak, dlaczego Golden State zagrali w trzech finałach z rzędu. Od początku trzeciej kwarty przewaga gospodarzy zaczęła systematycznie maleć. Nie pomógł czas na żądanie wzięty przez trenera gospodarzy. Rozpędzonych Wojowników nie sposób zatrzymać w żaden sposób, szczególnie jeśli Steph Curry "odnajdzie" się na parkiecie i złapie swoją skuteczność. Zdobył w tej kwarcie 14 punktów. W dużej mierzę dzięki zdobytym przez niego punktom Golden State wyszli kilkoma punktami na prowadzenie. Ostatecznie na koniec trzeciej kwarty na tablicy wyników widniał wynik 76-69 dla obrońców mistrzowskiego tytułu. 

 

W czwartej kwarcie mogliśmy się przekonać, ile znaczy mistrzowskie doświadczenie. Zawodnicy Golden Stade utrzymywali przewagę na poziomie 8-10 punktów, nie dając najmniejszych szans zawodnikom Houston Rockets na zbliżenie się do nich i powalczenie o wygraną, albo przynajmniej doprowadzenie do dogrywki. Włodarze zespołu ze stanu Texas dobitnie przekonali się, ile dla ich zespołu znaczy Chris Paul. Bez niego Rakiety nie były w stanie wykonać decydującego kroku, który wprowadziłby je do najważniejszej rywalizacji tego sezonu. 

 

Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 101-92 dla Warriors (liderem punktowym GSW był autor 34 punktów Kevin Durant). Będzie to ich czwarta rywalizacja z rzędu na tym etapie sezonu. Czy będziemy w tym roku świadkami równie dramatycznej serii jak w 2016 roku, czy tak jak w zeszłorocznych finałach, siła ognia drużyny z Oakland okaże się zbyt silna nawet dla Lebrona Jamesa? Pierwszy mecz finałowej serii odbędzie się w nocy z czwartku na piątek.

 

Houston Rockets - Golden State Warriors 92-101 (24:19,30:24,15:33,23:25)