FIBA Europe Cup: Legia przegrywa w końcówce na własne życzenie

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 06.11.2019, 21:49

Smutną i niezasłużoną porażką zakończyła się spotkanie Legii Warszawa z Bakken Bears w FIBA Europe Cup. Stołeczna drużyna uległa w hali Koło Duńczykom 83:84, choć przez całe spotkanie to ona dyktowała warunki.

 

W bliźniaczo podobnej sytuacji były obie ekipy przed rozpoczęciem spotkania w hali Koło. Zarówno Legia jak i Niedźwiedzie z Aarhus wygrały bowiem spotkanie z fińską Katają oraz zaliczyły porażkę przeciwko Egis Kormend. Mecz w stolicy mógł więc okazać się kluczowy w kwestii awansu do kolejnej fazy, w której wystąpią jedynie dwa najlepsze zespoły z grupy.

 

Początek meczu nie różnił się wieloma aspektami od tych z ostatnich spotkań, kiedy Legioniści szybko wychodzili na prowadzenie. Szybkie 8:0 uśpiło jednak nieco czujność stołecznej ekipy, która w kolejnych minutach straciła całą swoją przewagę. W zaistniałej sytuacji szybko reagować musiał Tane Spasev. Podczas przerwy na żądanie nie mógł powiedzieć nic innego, jak tylko przypomnieć zawodnikom przedmeczowe zadania. Duńska ekipa nie zaskoczyła bowiem w pierwszych minutach: słabo radziła sobie w rzutach z dystansu, ale gdy jej zawodnicy mogli podejść nieco bliżej punkty dla Niedźwiedzi były niemal gwarantowane. Czas dał pożądane efekty. Bakken Bears nie wchodzili już tak łatwo w pole trzech sekund, a po pierwszej kwarcie pięciopunktową przewagę mieli gospodarze.

 

Po powrocie na parkiet przyjezdni odrobili jednak stratę i wynik oscylował koło remisu. Obraz gry szybko się wyrównał, a Duńczycy wyszli nawet na pierwsze prowadzenie. Legioniści za to, zamiast meldować się w meczowym protokole kolejnymi punktami, częściej pojawiali się w nim z powodu fauli. Ostatecznie jednak nie wpłynęło to na rezultat kończący pierwsze 20 minut gry. Legia wciąż prowadziła (42:35), a grę zespołu gospodarzy ciągnął Filip Matczak. Nie dość, że rozgrywał większość akcji, to jeszcze część z nich kończył brawurowymi, a co ważniejsze, skutecznymi rzutami. Swoje dokładał też w obronie, w której zaliczył dwa ważne przechwyty.

 

Niedźwiedzie nie składały broni i cały czas czuć było, że wynik może ulec zmianie w każdym momencie, a zwycięzcę spotkania poznamy po emocjonującej końcówce. Bakken Bears dochodzili warszawiaków, a za moment przegrywali ponownie kilkoma punktami. Tak w telegraficznym skrócie można przedstawić to, co działo się w trzeciej kwarcie. Kwarcie, w której dłuższą chwilę na odpoczynek dostali Matczak, Finke oraz Brandon, czyli liderzy warszawskiej ekipy. Kwarcie, która mimo wszystko zakończyła się przy prowadzeniu polskiej ekipy 64:61.

 

Czwarta kwarta oznacza zawsze granie najlepszą danego dnia piątką. Ta była bardzo podobna do wyjściowej, za wyjątkiem jednej zmiany. Patryka Nowerskiego zastąpił Przemysław Kuźkow, który po raz kolejny zaliczył udany występ. Przekroczona granica 10 oczek to najlepszy dowód na to, jak duże i regularne postępy czyni nowy nabytek Legii. Dziś nie próżnowała jednak cała drużyna. Pierwsze minuty finałowej części pozwoliły warszawiakom powiększyć przewagę i uspokoić grę, lecz tak jak w poprzednich przypadkach Duńczycy dogonili wynik i na 2 minuty przed końcem obie drużyny dzieliło zaledwie trzy punkty. Za moment różnica wynosiła już tylko jedno oczko. Nieudana akcja Legionistów, szczęśliwe punkty Niedźwiedzi i na 2,1 sekundy przed końcem to goście prowadzili jednym punktem. W hali Koło zrobiło się naprawdę gorąco, obaj trenerzy wzięli po czasie, a publiczność oczekiwała na korzystne rozstrzygnięcie. I się nie doczekała. Piłkę od Drew Brandona otrzymał Jakub Nizioł, ale jego rzut nie trafił do celu.

 

Z Warszawy Igor Wasilewski

 

Legia Warszawa - Bakken Bears  83:84 (22:17, 20:18, 22:26, 19:23)

 

Legia Warszawa: Sebastian Kowalczyk 5, Drew Brandon 6, Dawid Sączewski, Przemysław Kuźkow  11, Filip Matczak 18, Romaric Belemene 5, Jakub Nizioł 14, Adam Linowski, Michael Finke 20, Patryk Nowerski 4

 

Bakken Bears: David Efianayi, Anton Harbo, Liam Sorensen, Thomas Laerke, Adama Darboe, Simon Neidhardt, Morten Sahlertz, Darko Jukić, Tylor Ongwae, Magnus Mollgaard, Ryan Evans, Chris Ortiz, Michel Diouf, Jonathan Galloway