MB Boxing Night 6: Szymański znokautowany w walce wieczoru, nieudany powrót Zimnocha

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 23.11.2019, 23:39

Mateusz Borek przyzwyczaił kibiców polskiego boksu do wysokiego poziomu emocji podczas walk na organizowanych siebie galach. Tak też było i tym razem w Radomiu, gdzie prawie pięć godzin bokserskich emocji zwieńczyła porażka przed czasem w walce wieczoru Patryka Szymańskiego z Andrijem Velikowskim.

 

Ukrainiec od samego początku miał przewagę szybkości. Nawet gdy Szymański starał się o to by uprzedzić Velikowskiego, ten zawsze miał na to receptę i to jego cios jako pierwszy lądował u celu. Podopieczny Gusa Currena wdawał się w gierki prowadzone przez znacznie wyżej notowanego Ukraińca i zwykle wychodził na tym bardzo nie korzystnie. W kuluarach, gdzie walkę wieczoru śledził między innymi Maciej Sulęcki, już po pierwszych minutach było wiadomo jak zakończy się starcie. Ostatecznie Velikowski powalił naszego reprezentanta w czwartej rundzie i sędzia ringowy zdecydował się zakończyć pojedynek.

 

Wcześniej wiele kibicowskich oczów skierowanych było na Krzysztofa Zimnocha, który po ponad dwóch latach przerwy od boksu powracał na ring. Dawna nadzieja polskiej wagi ciężkiej nie rozgrzała się dobrze między linami, a już musiała schodzić pokonana. Zimnoch po pierwszej zapoznawczej rundzie, w drugiej dał się sprowadzić do lin Krzysztofowi Twardowskiemu, który błyskawicznie zakończył pojedynek technicznym nokautem.

 

Inna z doświadczonych postaci uległa bokserowi wchodzącemu dopiero na zawodowe ringi w pojedynku Dariusza Sęka i Sebastiana Ślusarczyka. Pochodzący z Tarnowa Sęk przegrał swoją drugą walkę z rzędu i to drugą przed czasem. Jeszcze mniej pozytywnie maluje się jego przyszłość jeśli weźmiemy pod uwagę styl w jakim Ślusarczyk zakończył pojedynek. W połowie piątej rundy 22-latek okładał bardziej doświadczonego rywala do momentu, aż ten nie wypadł poza liny. Po całym zajściu Sęk stracił na moment świadomość, a na miękkich nogach chodził jeszcze przez kilka minut.

 

Jedną z bardziej atrakcyjnych walk sobotniego wieczoru w Radomiu stoczył Kamil Łaszczyk. Mogący się pochwalić znakomitym rekordem Polak (po dzisiejszej gali 27-0-0) pewnie punktował Oleksandra Yegorowa. Kilkakrotnie wydawało się nawet, że Łaszczyk znokautuje rywala, ale ten stał na nogach do samego końca. Nie przeszkodził mu nawet rozcięty łuk brwiowy, który od trzeciej rundy zalewał regularnie twarz Ukraińca. Ostatecznie o wszystkim zadecydował sędziowski werdykt, w którym arbitrzy bezapelacyjnie wskazali Łaszczyka.

 

Z kibicami w Radomiu powitali się Kamil Młodziński i Jakub Dobrzyński, w których pojedynku lepszy okazał się ten pierwszy. Następna walka Kamila Gardzielika z Mikolaiem Kuzmitskim przyniosła zwycięstwo Polaka. Białorusin poza dobrym rekordem nie przywiózł do Polski za wiele umiejętności i dał się łatwo wypunktować zawodnikowi z Konina, dla którego było to jubileuszowe - dziesiąte zwycięstwo na zawodowych ringach. Przed radomską publicznością zaprezentował się też Shawndell Winters, który znokautował efektownie Sergieja Werwejkę.