Snooker - UK Championship: sensacja roku

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 02.12.2019, 23:35

Nigel Bond pokonał w meczu trzeciej rundy snookerowego UK Championship Judda Trumpa i sprawił w ten sposób największą niespodziankę w tym sezonie.

 

Kiedy w 1989 roku Nigel Bond rozpoczynał karierę w main tourze Judd Trump ssał jeszcze mleko z piersi matki. Kiedy Bond grał po raz pierwszy (i jedyny) w finale mistrzostw świata, Trump jako 7-latek zapewne z wypiekami na twarzy oglądał jego poczynania. Dziś dzieli tych dwóch snookerzystów przepaść. Trump jest aktualnym mistrzem świata, liderem rankingu, w sezonie miał bilans 30 wygranych meczów i ledwie czterech porażek. Bond, mający dziś już 54 lata poza trzema wygranymi w turniejach kwalifikacyjnych i awansem do III rundy UK Championship nie miał się czym pochwalić. Faworyt mógł być zatem tylko jeden - mistrz świata gra w ostatnim czasie absolutnie genialnie, zagrozić są mu w stanie jedynie O'Sullivan i Robertson. Jednak dziś Trump nie był sobą już od pierwszej partii. Grał jak na swoje możliwości mało dokładnie, popełniał błędy. Wygrał dwa pierwsze brejki, ale chyba sam nie był z siebie zadowolony. Dalszy przebieg meczu zszokował chyba wszystkich. Judd po prostu przestał w zasadzie grać, co skwapliwie wykorzystał naprawdę nieźle grający dziś Bond. W drugiej minisesji meczu faworyt nie ugrał nawet jednego frejma, zdobywając łącznie 87 punktów! Widać było, że aż łzy kręcą mu się w oczach, ale wobec swojej niemocy był bezradny i odpadł. Straci na pewno na tym turniej, bo to z całą pewnością byłą krótka niedyspozycja. Szkoda, bo ostatnie spotkania Trumppa z Robertsonem czy O'Sullivanem nie pozwalały odejść od ekranu.

 

Te wydarzenia przyćmiły wszystko inne co wydarzyło się w sesji popołudniowej. Tymczasem wyborną formę zaprezentował Stuart Bingham pokonując 6:1 Zhao Xintonga. Wspomniany Robertson też nie grał na swoim normalnym poziomie, ale po długim i stojącym na średnim meczu pokonał ostatecznie Marka Kinga 6:4. Cztery setki oglądaliśmy w meczu Li Hanga z Marko Fu. Chińczyk w szóstej i siódmej partii uzyskał identyczne brejki - po 131 punktów. Zawodnik z Hongkongu, który wciąż nie może odnaleźć dawnej formy też dwa razy przekroczył granicę 100 punktów, lecz przegrał 4:6.

 

Wieczorna sesja w takie emocje nie obfitowała. Głupio to może napisać, ale jak na III rundę turnieju należącego do "korony" było długo i dość nudno. Jako pierwsi grę zakończyli Mark Allen i Ben Woollaston. Irlandczyk, rozstawiony z siódemką wygrał pewnie 6:1, czterokrotnie przekraczając granicę 50 punktów w brejku. Do kolejnej rundy po wygranej w identycznym stosunku z Ianem Burnsem awansował John Higgins. Był to zdecydowanie dłuższy mecz, pierwszy frejm trwał blisko godzinę. Higgins w szóstej partii wbił brejka 124-punktowego, co jest jego 773 "setką" w karierze. Do dorównania drugiemu na liście wszechczasów Stephenowi Hendry'emu brakuje Szkotowi dwóch podejść trzycyfrowych.

 

Awansował też doświadczony Matthew Stevens. Lubiący UK Champions (trzy razy grał tu w finale, raz zdobył tytuł - jedyny rankingowy w karierze w 2003 roku) Walijczyk pokonał 6:2 Anthony'ego Hamiltona, raz zbliżając się do granicy 100 punktów (97 w trzecim frejmie). Jako ostatni swój mecz zamknął Kurt Maflin. Norweg, grający jeden z lepszych sezonów w karierze po raz pierwszy awansowal do 3 rundy UK Champions i dziś ten wynik poprawił, pokonując 6:2 Alana McManusa.

 

Wyniki poniedziałkowych meczów 3. rundy:

Neil Robertson - Mark King 6:4

Judd Trump - Nigel Bond 3:6

Li Hang - Marco Fu 6:4

Stuart Bingham - Zhao Xintong 6:1

John Higgins - Ian Burns 6:1

Matthew Stevens - Anthony Hamilton 6:2

Mark Allen - Ben Wollaston 6:1

Alan McManus - Kurt Maflin 2:6

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.