Totolotek Puchar Polski: Legia miażdży Górnik... ale tylko 2:0

  • Data publikacji: 03.12.2019, 23:00

W drugim wtorkowym spotkaniu, rozgrywanym w ramach 1/8 finału Pucharu Polski, Legia Warszawa pewnie pokonała Górnik Łęczna 2:0 (0:0). Bramki dla ekipy ze stolicy zdobyli Walerian Gwilia i José Kanté.

 

Choć wynik nie oddaje tego w pełni gospodarze zostali miażdżąco zdominowani przez gości. Legia Warszawa przeważała dziś nad Górnikiem w każdym aspekcie gry, czy to posiadaniu piłki, strzałach celnych, czy statystyce najważniejszej - bramkach. Gospodarze mieli dziś bardzo prosty plan na Legię - grać prostą piłkę, choć użycie sformułowania "grać" może być tutaj dużym nadużyciem. "Duma Lubelszczyzny" po prostu starała się przeszkadzać w grze przyjezdnych, co skutecznie robiła przez nieco ponad 30. minut. Później Legia jakby od niechcenia wrzuciła wyższy bieg i było pozamiatane. Gol do szatni - w 39. minucie okres dobrej gry Legii spuentował Walerian Gwilia (rehabilitując się za strzał z 32. minuty, kiedy mając przed sobą pustą bramkę walnął nad poprzeczką). Piłkę z prawej strony zagrał Antolić, przy linii końcowej dopadł do niej Wszołek, który momentalnie zgrał ją przed bramkę. Futbolówka po drodze minęła bramkarza i obrońców Łęcznej trafiając do Gwili, Gruzin na raty umieścił ją w bramce Kostrzewskiego. 

 

Drugi cios goście wyprowadzili tuż po przerwie. W roli głównej tym razem wystąpił José Kanté. Gwinejczyk co prawa najpierw pudłował - posyłając w 48. minucie piłkę ponad poprzeczką - ale zrehabilitował się już całą minutę później. Znakomitą długą piłkę przed pole karne łęcznian posłał Gwila, tam Kanté przestawił sobie jedno z obrońców wbiegł w pole karne, "objechał" Kostrzewskiego i zabił widowisko. Tak naprawdę przez następne 42 minuty nie oglądaliśmy nic. Legia mając dobrą zaliczkę kreowała grę bez wysiłku klepiąc rywali na 30 - 40. metrze od ich bramki, a samym gospodarzom nie specjalnie chciało się podejść pressingiem. Podopieczni Kamila Kieresia byli dziś "bezjajeczni", gdy Legia chciała wjeżdżać w pole karne z piłką - wjeżdżała, gdy chciała poklepać - "klepała", gdy chciała zagrozić bramce Kostrzewskiego - zagrażała. Indolencję gospodarzy najlepiej obrazuje sytuacja z 42 minuty, kiedy po błędzie w wyprowadzeniu piłki przez Martinsa na połowie Legii piłkę przejął Korczakowski. Ofensywny pomocnik łęcznian mając na 30. metrze sporo miejsca i możliwości - prawą stroną pokazywał się Aron Stasiak, a lewą uciekał Dawid Dziegielewski - postanowił... zbiec do boku i grać na czas. Zapewne młody pomocnik dotarłby aż do narożnej chorągiewki gdyby nie powrót Martinsa i przyjście w sukurs Stolarskiego. 

 

 

Górnik Łęczna - Legia Warszawa 0:2 (0:1)

Bramki: 39' Antolić, 48' Kanté

Górnik Łęczna: Kostrzewski - Baranowski, Orłowski, Midzierski, Leandro - Stromecki, Korczakowski (74' Wójcik), Wojciechowski, Tymosiak (53' Banaszak) - Stasiak, Dziegielewski (75' Lewandowski)

Legia Warszawa: Cierzniak - Stolarski, Jędrzejczyk, Wieteska, Karbownik - Antolić, Martins - Wszołek, Gwilia (76' Praszelik), Luquinhas - Kanté

Sędziował: Zbigniew Dobrynin z Łodzi