PLK: wicelider z Sopotu wygrywa w Warszawie

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 05.12.2019, 22:25

Stołeczna Legia Warszawa przegrała na własnym parkiecie z Treflem Sopot 92:71 w meczu 11. kolejki PLK. Zwycięstwo w Warszawie pozwoliło przyjezdnym na awans na pozycję wicelidera w tabeli, w której ustępują jedynie Stelmetowi Zielona Góra.

 

Czwartkowe spotkanie w hali Koło nie zapowiadało się na nadzwyczaj wyrównane. Ekipa z czołówki Polskiej Ligi Koszykówki mierzyła się z dołującą w tabeli Legią, która próbuje powrócić do zwycięstw po serii kontuzji. Ostatnie mecze stołecznej ekipy miały bowiem podobny, ale niestety przykry scenariusz. Zarówno w europejskich pucharach jak i i w lidze Legioniści przegrywali zazwyczaj małą różnicą punktową, a nie raz zdarzało się przecież, że prowadząca przez całe spotkanie drużyna Tane Spaseva traciła kontrolę nad meczem w samej końcówce.

 

Na szczególnie bezradnych w defensywie wyglądali od samego sędziowskiego wyrzutu koszykarze z Warszawy. Carlos Medlock wespół z Nana Foulland'em koncertowo rozmontowywali obronę Legii, która nie pomagała sobie dodatkowo w ataku. Przez pierwsze minuty gry Trefl krył na tyle dobrze, że warszawiacy mieli problem z banalnym przecież błędem 24 sekund. Stosunkowo szybko więc stało się jasne, że bardzo trudno będzie zatrzymać skuteczną do bólu drużynę z Pomorza. Ta zakończyła pierwszą kwartę z 10-punktowym prowadzeniem i ani myślała zaprzestawać dominacji na parkiecie w stolicy.

 

Gdyby trzeba było wybrać jedno słowo, które najbardziej pasowało do wyrazu twarzy koszykarzy Legii na początku drugiej części gry byłaby to z pewnością frustracja. Naprawdę łatwo wyobrazić sobie co pod nosem po serbsku mówił Milan Milovanović, gdy koledzy z drużyny marnowali po raz kolejny jego solidną grę. Cierpkich słów nie żałował też trener Spasev, który jak zwykle dosyć wymownie reagował na błędy swoich podopiecznych. Trefl natomiast, jak przystało na faworyta, niezależnie od lepszych i gorszych momentów, nie zmieniał taktyki, dzięki czemu już po pierwszych 20 minutach mógł być niemal pewny ósmej w sezonie wygranej.

 

Trudno powiedzieć czy z sopockich koszykarzy po przerwie nie zeszło nieco powietrze, ale gra w trzeciej kwarcie wyglądała na zdecydowanie bardziej wyrównaną. Różnica między ekipami przez dłuższy moment nie ulegała zmianie, a mogła ona nawet topnieć, gdyby nie kolejne liczne błędy gospodarzy. "Kroki" Milovanovicia oraz Brandona w stosunkowo łatwych sytuacjach utrudniały jednak jakąkolwiek walkę.  

 

Przez ostatnie 10 minut zawodnicy z obu ekip nie prezentowali nadzwyczajnego widowiska. Trudno było też o emocje w sytuacji, w której Trefl całkowicie kontrolował przebieg gry. Nad wszystkim panował w czwartej kwarcie Łukasz Kolenda, który mimo słabszego początku dostał od trenera szansę i pozytywnie ją wykorzystał. Zrezygnowani Legioniści nie mieli już sił na walkę z faworytem i w ciągu zaledwie kilku minut rozmiary porażki stołecznej drużyny znacznie się powiększyły. Końcowa syrena w hali Koło zabrzmiała przy stanie 71:92 dla przyjezdnych.

 

Legia Warszawa - Trefl Sopot 71:92 (13:23, 13:17, 23:22, 22:30)

 

W innym meczu 11. kolejki Polskiej Ligi Koszykówki Stelment Enea Zielona Góra pokonała na własnym parkiecie Polpharmę Starogard Gdański 93:84, a wiodące role w ekipie lidera odegrali Drew Gordon, Jarosław Zyskowski, Marcel Ponitka oraz Tony Meier.

 

Stelmet Enea BC Zielona Góra- Polpharma Starogard 93:84 (23:19, 31:26, 20:19, 19:20)