Suzuki Puchar Polski: Stelmet i Polski Cukier dołączają do grona półfinalistów

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 14.02.2020, 22:44

Stelmet Zielona Góra oraz Polski Cukier Toruń dołączyli do grona półfinalistów Suzuki Pucharu Polski. Oba zespoły pokonały w czwartkowy wieczór drużyny z Trójmiasta. Najpierw podopieczni Żana Tabaka zwyciężyli z Treflem Sopot 82:75, później w meczu dnia od gdyńskiej Arki lepsze stosunkiem 80:71 okazały się Twarde Pierniki.

 

Już pierwsze minuty w Arenie Ursynów zapowiadały wyrównane starcie w trzecim ćwierćfinale Pucharu Polski. Nie była to co prawda ta sama temperatura oraz emocje, co we wczorajszym meczu Anwilu ze Startem, ale mała różnica w sportowym poziomie między drużynami zdawała się obiecywać dobre widowisko. Ekipie Stelmetu skutecznie niemal w pojedynkę czoła stawiał Carlos Medlock. Amerykanin rzucił dla sopocian 10 punktów jeszcze przed zakończeniem pierwszej kwarty i mógł w dużym stopniu przypisywać sobie korzystny wynik po upływie 10 minut gry.

 

Na drugą odsłonę Pomorzanie wyszli jednak bez pochodzącego z Detroit Amerykanina, co momentalnie odbiło się na rezultacie. Podopieczni Żana Tabaka w zaledwie cztery minuty zdobyli 18 punktów i przejęli kontrolę nad przebiegiem gry. Rozgrywający ekipy z Zielonej Góry tak umiejętnie operowali piłką, że każdy z koszykarzy Stelmetu, który pojawił się na parkiecie miał w swoim dorobku punkty. Chwilę po wejściu z ławki rezerwowych piłka wędrowała do nowego gracza i w ten sposób zdobywał on najczęściej kolejne oczka. Zupełnie inaczej sprawa wyglądała po drugiej stronie. Gra Treflu opierała się na postawie Medlocka, który coraz bardziej zmęczony zaczynał dawać mniej jakości zarówno w ataku jak i w obronie.

 

Trzecia kwarta miała upływać pod znakiem budowania przewagi znacznie spokojniejszego Stelmetu, który pozwolił sobie jednak na sporo samowoli w obronie. Kosztowała ona szybkie przekroczenie limitu fauli, a co za tym idzie utratę wielu łatwych punktów z linii rzutów wolnych. Sopocianie rozpoczęli więc mozolne zmniejszanie różnicy, ale po chwili do skuteczności sprzed przerwy powrócili koszykarze z Zielonej Góry, którym udało się nawet zapisać  na swoją korzyść całą kwartę. Przed ostatnią regulaminową częścią gry mieli aż osiem punktów zaliczki i wydawało się, że nie wypuszczą już z rąk szansy na awans do półfinału.

 

Na pięć minut przed końcem na niebezpieczną odległość zaczęli zbliżać się jednak zawodnicy Marcina Stefańskiego. Efektowne wykończenie wsadem niecelnego rzutu Łukasza Kolendy przez Witalija Kowalenkę przybliżyło Trefl na zaledwie pięć punktów, a trenera Stelmetu zmusiło do wzięcia przerwy na żądanie. Punkty Ludviga Hakansona, wydawać by się mogło, zażegnały kryzys, ale za moment Nana Foulland i Carlos Medlock zmniejszyli różnicę do jedynie trzech punktów. Z pomocą przyszedł jednak ponownie Szwed, który wykorzystał wszystkie trzy rzuty wolne po faulu przy próbie zza łuku. Najlepiej punktujący na parkiecie (22 oczka) Medlock dorzucił jeszcze co prawda szybką trójkę, ale po nerwowej końcówce wygraną 82:75 dowieźli ostatecznie zielonogórzanie.

 

- Dzisiejszym spotkaniem pokazaliśmy, że potrafimy grać w koszykówkę. Zabrakło kilku detali, dwóch fauli mniej czy lepszej skuteczności z linii rzutów osobistych - chwalił swoich podopiecznych trener Marcin Stefański. - Nie mamy szczęścia w ostatnich meczach, więc postaramy się jeszcze o jedno wzmocnienie. Dziś całą noc zamierzam oglądać wideo - dodawał. - To był typowy mecz pucharowy, liczyło się tylko zwycięstwo. Jestem zadowolony, że udało się je nam osiągnąć i gramy dalej - mówił z kolei trener Stelmetu, który będzie musiał ponownie wznieść na wyżyny swój zespół w jutrzejszym meczu półfinałowym.

 

 

Stelmet Zielona Góra - Trefl Sopot 82:75 (18:22, 28:17, 16:15, 20:21)

 

Stelmet: Jarosław Zyskowski 5, Ludvig Hakanson 14, Tony Meier 12, Joe Thomasson 6, Ivica Radić 9, Drew Gordon 2, Kacper Tkaczyk, George King 9, Mikołaj Witliński, Marcel Ponitka 15, Przemysław Zamojski 5, Łukasz Koszarek 3

 

Trefl: Carlos Medlock 22, Nana Foulland 9, Michał Kolenda 2, Paweł Leończyk 5, Cameron Ayers 14, Łukasz Kolenda 9, Bonjamin Didier-Urbaniak, Martynas Paliukenas 3, Mikołaj Kurpisz 2, Witalij Kowalenko 9, Sebastian Rompa

 

Przeciwników dla zespołu Słoweńca wyłonić miało starcie Polskiego Cukru Toruń z Asseco Arką Gdynia. Będące w ostatnim czasie daleko od najwyższej formy zespoły chciały wzmocnić swoje morale zwycięstwem nad drużyną z czołówki ligi. Nikogo nie dziwiło więc zaangażowanie, z jakim koszykarze przystąpili do spotkania. Przez dłuższy moment bardziej niż na spektakularne zdobycze punktowe przekładało się ono jednak na agresywną grę i liczne faule. Dopiero po jakimś czasie trafiać zaczęli Phil Greene IV, Leyton Hammonds czy Damian Kulig, lecz nie odmieniło to ogólnego obrazu inauguracji, która zakończyła się niskim, jak na męskie rozgrywki rezultatem, 18:12 dla gdynian.

 

Sytuacja uległa zmianie podczas drugiej kwarty, która była o wiele bardziej widowiskowa. Swojego cegiełki dołożyli do tego... Devonte Upson i Alade Aminu. Obu zawodników połączyły bowiem efektowne alley-oopy, którymi kończyli akcje podczas drugich 10 minut.  Minut, w których torunianie odrobili całą stratę i niejako na nowo otworzyli dla siebie spotkanie.

 

Trzecia odsłona pojedynku należała do tych z gatunku szalonej zmiany wyniku i tempa obu zespołów. Od pierwszych minut poważnie do pracy wzięli się koszykarze z Gdyni. Greene i Bostic ponownie odbudowali przewagę do sześciu oczek i wydawało się, że gra znów będzie toczyła się pod dyktando podopiecznych Przemysława Frasunkiewicza. Za moment szybkie punkty Wrighta doprowadziły jednak do remisu, a kooperacja Damiana Kuliga i Bartosza Diduszko dała nawet prowadzenie Piernikom. Przez kolejne minuty prowadzenie jeszcze parę razy zmieniło swojego właściciela, ale to torunianie wyglądali na lepszą drużynę. Po chwilę wyszli aż na dziewięć oczek przewagi, które mimo komplikacji zdołali dowieźć do końca.

 

Stosunkowo liczna grupka przybyłych z Torunia kibiców nie mogła wymarzyć sobie lepszych okoliczności do rozpoczęcia ostatniej ćwiartki. Duża przewaga i znakomita dyspozycja najważniejszych graczy toruńskiej ekipy zapowiadały zwycięstwo toruńskiego zespołu. Jak się jednak okazało nie przyszło ono tak łatwo. Na parkiet powrócił bowiem Krzysztof Szubarga przebywający przez dłuższy czas na ławce z racji wielu fauli. Rozgrywający ekipy z Pomorza dał dobrą zmianę, przybliżył Arkę na zaledwie cztery punkty i pewnie dalej utrudniałby życie rywalom z Torunia, gdyby nie eliminujący go z gry faul numer 5. To on ostatecznie przekreślił szansę gdynian, którzy ulegli Toruniowi 71:80.

 

Polski Cukier Toruń - Asseco Arka Gdynia 80:71 (12:18, 22:17, 27:18, 19:18)

 

Polski Cukier: Keith Hornsby 4, Aaron Cel 3, Chris Wright 19, Bartosz Diduszko 2, Damian Kulig 14, Ignacy Grochowski, Mikołaj Ratajczak, Alade Aminu 14, Kyle Weaver 14, Karol Gruszecki 4, Aleksander Perka 6, Jakub Schenk

 

Asseco Arka: Phil Greene IV 20, Leyton Hammonds 10, Josh Bostic 22, Barłomiej Wołoszyn 2, Adam Hrycaniuk 4, Krzysztof Szubarga 6, Marcin Malczyk 3, Wojciech Czerlonko, Mateusz Kaszowski, Grzegorz Kamiński, Devonte Upson 4, Dariusz Wyka