PKO Ekstraklasa: hit na miarę ligi, trzy punkty zostają w Warszawie!

  • Data publikacji: 29.02.2020, 22:22

W hicie 24. kolejki PKO BP Ekstraklasy Legia Warszawa pokonuje u siebie Cracovię 2:1. Bramki dla wicemistrzów Polski zdobyli Domagoj Antolić i Valeriane Gvilia. Bramkę dla "Pasów" z rzutu karnego zdobył w drugiej połowie Sergiu Hanca. Dzięki zwycięstwu "Legioniści" powiększyli przewagę nad drugą w tabeli Cracovią do 6. punktów.

 

Pierwsza połowa to - nie bójmy się tego stwierdzenia - dominacja Legii. Cracovia zdawała się nie dojechać na to spotkanie. "Legioniści" robili na boisku co chcieli - głównie na połowie gości - gdyż "Pasy" naprawdę rzadko przekraczały linię środkową, dobrze broniąc. Tylko tyle i aż tyle. Szczelności podopiecznym Probierza wystarczyło przez dwadzieścia minut. Spotkanie zaczęło się już trochę układać pod typowy hit Ekstraklasy, czyli pod 0:0. Legia wydawała się już puszczać "parę" i kto wie czy to Cracovia nie doszłaby do głosu, kiedy nagle ni z gruchy ni z pietruchy "Legioniści" wyszli na prowadzenie. Autorem gola Domagoj Antolić. Swoją drogą Chorwat miał o rzucie rożnym w polu karnym Cracovii tyle miejsca, że można było wokół niego postawić hipermarket. Uderzył wolejem i było 1:0. Osiem minut później wynik w nieco kuriozalnej sytuacji powinien podwyższyć Luquinhas. Brazylijczyk dostał piłkę od... Peškovicia na 20. metrze przed bramką "Pasów", ale jego lob zamiast w bramce lądował gdzieś w górnych regionach "Żylety". Nie mniej jednak to Legia atakowała, próbowała, atakowała i próbowała. Goście sporadycznie przekraczali linię środkową boiska, nie mówiąc o obecności w polu karnym gospodarzy. Liczba dośrodkowań, których ekipa Probierza wykręca niebotycznie dużo wynosiła w pierwszej połowie okrągłe 0. Pod koniec pierwszej połowy drugą sztukę Cracovii wpakował Gvilia, wcześniej piękną górną piłkę posłał mu... Janusz Gol, który ewidentnie mając w pamięci występy z "L" na piersi pomylił trykoty. Gruzin dobrze zabrał się z piłką, miał sporo czasu, przymierzył na długi słupek jeszcze sprzed pola karnego, bez bawienia się w żadne dryblingi czy rozgrywanie. Dobra decyzja? Idealna. Wykonanie? Także. Do przerwy więc 2:0. Legia dominuje, Cracovia jeszcze w pociągu, gdzieś w Żyrardowie. 

 

W przerwie spotkania Michał Probierz musiał zdać sobie sprawę z tego, iż atakowanie Legii Vestenickim, jest głupotą i na dzień dobry wprowadził Lopesa, oraz van Amersfoort za "bezjajecznego" Loshaja. Czy to coś dało? Połowicznie. Po strzale Holendra piłka trafiła w rękę Vešovicia. I może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że wszystko miało miejsce w polu karnym. Chwilę wszystko trwało, nie obyło się od ruszenia na "hurrr durrr" piłkarzy gości do Szymona Marciniaka. Ale po kilkudziesięciu sekundach z piłką na "wapnie" stał już Hanca. Rumun przymierzył i umieścił piłkę w siatce - swoją drogą bardzo, bardzo blisko był Majecki. Po golu kontaktowym piłkarze Legii nieco "zgłupieli". Oddali Cracovii miejsce, bardzo dużo miejsca, sami łapiąc małą zadyszkę. Goście robili to co Michał Probierz lubi najbardziej - dośrodkowywali - choć w większości były to przesyłki bez adresata. Próbowali, próbowali, ale jak raz nic nie chciało wpaść. Ponadto Legia z trybu "przeczekania nawałnicy" przeszła w tryb "kontrujemy". Swoje okazje mieli i Gvilia i Kanté, ale za każdym razem na drodze piłki do bramki stawał Peškovič. Który był dziś zdecydowanie najlepszym piłkarzem Cracovii, a może i całego spotkania. W końcówce jeszcze jedną okazję miał Kanté, ale tym razem Peškovič nie musiał robić nic, a nic, gdyż Gwinejczyk kopnął futbolówkę jakby brał udział w zawodach przekopania jej poza stadion. Na kilka sekund przed końcem z boiska powinien wylecieć jeszcze Sipľak, który w zupełnie niegroźnej sytuacji zrobił Antoloviciowi wślizg na wysokości kolana. Sędzia Marciniak pokazał mu jednak tylko "żółtko". 

 

Cracovii mimo wszystko należą się delikatne brawa. Po fatalnej pierwszej połowie, ogarnęli się, strzelili bramkę, mieli optyczną przewagę i stwarzali znacznie większe zagrożenie. W drugiej połowie momentami dominowali "Legionistów" którzy pod presją mieli problemy, żeby wyjść z piłką z własnej połowy. Do remisu "Pasom" zabrakło naprawdę niewiele - przede wszystkim szczęścia. Legia natomiast zasłużenie wygrywa, udowadnia, że Łazienkowska 3 to twierdza. "Legioniści" mimo słabszej drugiej połowy spokojnie mogli podwyższyć wynik trzykrotnie, gdyby nie dobre interwencje Peškovicia i nieskuteczność Kanté. Nie był to mecz na miarę hitu hitów, ale stare polskie porzekadło mawia: "Jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma", był to więc hit na miarę naszej ligi. Ważniejsze jednak jest to, że Legia z sześcioma punktami przewagi nad Cracovią może się już nieco wygodniej rozsiąść w fotelu lidera ligi.  

 

Legia Warszawa - Cracovia Kraków 2:1 (2:0)

Bramki: 20' Antolić, 44' Gvilia - 51'(k.) Hanca

Legia Warszawa: Majecki - Vešović, Jędrzejczyk, Wieteska, Karbownik - Martins (90+1' Astiz), Antolić - Gvilia, Luquinhas (90+3' Pekhart), Novikovas (63' Wszołek) - Kanté

Cracovia Kraków: Peškovič - Râpă, Helik, Jablonský, Sipľak - Gol - Wdowiak (65' Fiolić), Lusiusz, Loshaj (46' van Amersfoort), Hanca - Vestenický (46' Lopes)

Żółte kartki: 48' Jędrzejczyk, 50' Vešović, 58' Martins - 35' Râpă, 63' Wdowiak, 90+4' Sipľak

Sędziował: Szymon Marciniak (Płock)