Retro Euro: Belgia 1972

  • Data publikacji: 23.04.2020, 17:56

Piłkarskie Mistrzostwa Europy w Belgii były drugimi, do których eliminacje rozgrywano w systemie grupowym. Faza ta przynosiła już na samym starcie wiele emocji i była znacznie sprawiedliwsza niż przeprowadzanie rozgrywek przy drabince pucharowej. W półfinałach zabrakło triumfatorów sprzed czterech lat – Włochów, a w końcu zaczęła mocniej lśnić gwiazda piłkarzy RFN.

 

 

Kwestia organizatora

 

Poprzednie turnieje mistrzowskie zostały przydzielone krajom, które znaczyły coś na piłkarskiej mapie Europy. Organizację historycznych ME powierzono Francji (zważając na osobę Henriego Delaunaya), kolejne były dziełem Hiszpanów (sukcesy Realu Madryt) i Włochów (świetne wyniki Interu i Milanu oraz podwójny tytuł MŚ, czego nie udało się dokonać nikomu przed nimi). A Belgowie? Belgowie no cóż..Krótko mówiąc nie mogli pochwalić się żadnym sukcesem zarówno w piłce reprezentacyjnej jak i klubowej. Jednak to właśnie kraj Beneluxu miał być gospodarzem czwartych ME. Rzecz jasna, wpierw musiał się na nie zakwalifikować.

 

Bezproblemowe grupowe eliminacje Włochów, RFN zatrzymało Polaków

 

Do eliminacji przystąpiły 32 drużyny, które podzielono na osiem czterozespołowych grup. W rozgrywkach nie wystartowali jedynie Islandczycy. Można powiedzieć, że nieco szczęścia w losowaniu mieli obrońcy tytułu, którzy trafili na Austrię, Irlandię oraz Szwecję. Żaden z tych zespołów nie potrafił przeciwstawić się Włochom. Trzy pierwsze wygrane mecze przez piłkarzy z Półwyspu Apenińskiego niejako ustawiły rywalizację w grupie VI (należy wspomnieć, że wtedy za zwycięstwo nie przyznawano trzech, lecz dwa punkty). W końcowym rozrachunku Włosi okazali się niepokonani w grupie, zdobywając 10 punktów za cztery zwycięstwa i dwa remisy, tym samym bezproblemowo awansując do ćwierćfinałów.

 

Wyczyn Squadra Azzurra powtórzyli także gracze Anglii, Jugosławii, ZSRR oraz RFN. Ci ostatni byli grupowymi rywalami biało – czerwonych. Oprócz Niemców i Polaków byli też Albańczycy i Turcy. Nasi reprezentanci przekonali się o wielkości piłkarzy z RFN w Warszawie. Tego spotkania szczególnie dobrze nie zapamięta Jan Tomaszewski, którego w debiucie pokonali Gerd Mueller (dwukrotnie) oraz Grabowski. Na otarcie łez dla nas trafił Robert Gadocha. Tomaszewskiego uznano wtedy za głównego winowajcę porażki, przez co, w rewanżu już nie wystąpił. Piłkarze RFN mieli wtedy znakomity skład. W 1966 roku byli wicemistrzami świata, a nie przebrnęli eliminacji do turnieju o miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu, który odbywał się we Włoszech. Na drodze stanęli im bowiem..Albańczycy. Cztery lata później znowu podium MŚ (tym razem 3. miejsce) i kolejne oczekiwania, jeśli chodzi o udany występ na ME. Niesamowity, Gerd Mueller, Franz Beckenbauer, Jupp Heynckes, Ulli Hoenness oraz Günter Netzer stanowili o potwornej sile Niemców. Mueller poprowadził swój zespół do pewnego zwycięstwa w eliminacjach, strzelając 6 bramek. Na ich zakończenie w Hamburgu piłkarze RFN zmierzyli się z Polakami. Do awansu wystarczył im remis. Osiągnęli go zbytnio się nie przemęczając i grając na 0:0. Biało – czerwoni zajęli w grupie drugie miejsce, wyprzedzając Turcję i Albanię. Jak się później okazało miał to być dopiero początek złotego okresu w dziejach polskiej piłki.

 

O pechu mogli mówić za to Hiszpanie i zawodnicy ZSRR. Trafili bowiem na siebie już w fazie grupowej i wiadomym było, że któraś z tych wspaniałych ekip nie wystąpi w turnieju finałowym. Kibice ostrzyli sobie jednak zęby, gdyż starcie Hiszpanów z ZSRR było powtórzeniem meczu o Puchar Delaunaya z 1964 roku, który był wciąż żywy w pamięciach fanów. W Moskwie zwyciężyli gospodarze 2:1. W rewanżu w Sewilli piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego wiedzieli, że jeśli nie zdobędą dwóch punktów, pożegnają się z ćwierćfinałami. Nie sprostali jednak oczekiwaniom. W meczu dwóch potęg padł bezbramkowy remis, a ojcem tego wyniku uznano Jewgiennija Rudakowa, który bronił jak w transie tego dnia.

 

Dwaj wielcy

 

Oprócz Anglików, Włochów, Jugosłowian, piłkarzy ZSRR i RFN do ćwierćfinałów awansowali Belgowie, Rumuni i Węgrzy. Zabrakło w tym gronie m.in. Holendrów czy Irlandczyków z Północy, choć Ci drudzy nigdy nie uchodzili za piłkarską potęgę. Jednak mieli w swojej historii gracza, o którym mówił cały świat, a mianowicie George'a Besta. Tak jak Holendrzy mieli Johana Cruyffa. Obaj piłkarze, mimo swej wielkości nie byli w stanie w pojedynkę udźwignąć wyników reprezentacji, choć indywidualnie spisywali się znakomicie. Pierwszy z wymienionych to legenda Manchesteru United i zdobywca wielu trofeów, choć nigdy mu nie było dane grać na wielkim turnieju z reprezentacją. Wraz z kolegami w eliminacjach do turnieju mistrzowskiego w Belgii postawił się faworytom – Hiszpanii i ZSRR. Piłkarze z Irlandii Północnej dwukrotnie remisowali u siebie 1:1. Best walnie przyczynił się do zwycięstw w dwumeczu z Cypryjczykami, strzelając im cztery bramki. W Belfaście „Piąty Beatles”, bo tak mówiono o George'u, popisał się hat-trickiem.

„Boski Johan” zaliczył o jedno trafienie więcej w eliminacjach. Swój dorobek zawdzięcza, tak jak Best, starciom z jednym rywalem – Luksemburgiem. W Rotterdamie strzelił im dwie, a w rewanżu w Amsterdamie trzy bramki. Holandia w ostatecznym rozrachunku uplasowała się za Jugosławią, lecz jej sukcesy dopiero miały nadejść. Cruyffa również.

 

Piłkarskie wojny w ćwierćfinałach

 

Mecz Anglików z piłkarzami RFN z 29.04.1972 roku na Wembley uznane zostało przez fachowców za jedno z najpiękniejszych spotkań w historii futbolu. Obie nacje miały rachunki z przeszłości do wyrównania. W 1966 roku „Synowie Albionu” pokonali Niemców w finale MŚ, a cztery lata później piłkarze RFN, przegrywając już 0:2, odwrócili losy meczu i pokonali Wyspiarzy 3:2, zamykając im drogę do medali. Pierwsze starcie ćwierćfinałowe na Wembley było starciem wielu piłkarskich osobistości. Po jednej stronie Banks, Moore, Ball i Hurst, a z drugiej Mueller, Beckenbauer, Netzer i Maier. Na boisku był to jednak teatr jednego aktora – Netzera. Dwie asysty przy golach Hoennesa i Muellera i bramka zadecydowały o triumfie Niemców. Po stronie Anglików trafił jedynie Francis Lee. „Synom Albionu” w rewanżu w Berlinie nie udało się odrobić strat. Padł bezbramkowy remis i to piłkarze RFN mogli cieszyć się z historycznego awansu do półfinału.

 

Druga „piłkarska wojna” miała miejsce w potyczce graczy Jugosławii i ZSRR. Obie ekipy zmierzyły się w meczu finałowym PNE w 1958 roku, gdzie górą byli zawodnicy radzieccy. Teraz także i oni mogli podnieść ręce do góry na znak triumfu. Po raz kolejny okazało się, ile w futbolu znaczy klasowy bramkarz. Jewgiennij Rudakow w pierwszym meczu ćwierćfinałowym w Belgradzie zatrzymał niemalże w pojedynkę rywali (0:0), ułatwiając tym samym swoim kolegom z ekipy sytuację w rewanżu. Jugosławianie nie zdobyli jednak Moskwy, wracając do domu z bagażem trzech bramek.

 

Rozczarowanie towarzyszyło również Włochom. Obrońcy tytułu, a także niepokonana drużyna w eliminacjach przystępowała do ćwierćfinału z Belgami bardzo pewna siebie. I ta pewność siebie zgubiła piłkarzy Squadra Azzurra. W Mediolanie bezbramkowy remis przyjęto z niedowierzaniem. Porażkę na Heysel potraktowano jako tragedię narodową. Rośli włoscy obrońcy w pierwszej połowie dali się zaskoczyć Wilfriedowi van Moerowi, który strzałem głową otworzył wynik spotkania. Gol był tym bardziej zaskakujący, że Moer liczył zaledwie 168 cm wzrostu... Jednak pomocnik Standardu Liege nie zdołał dograć meczu do końca, gdyż tuż przed przerwą opuścił plac gry w wyniku złamania nogi. Nie przeszkodziło to jego rodakom w wywalczeniu awansu. Na 2:0 podwyższył Van Himst. Honorowe trafienie w 86. minucie z rzutu karnego zdobył Riva, lecz było ono jedynie na otarcie łez.

 

Najbardziej zaciętym, z punktu widzenia wyników, okazał się ćwierćfinał pomiędzy Węgrami, a Rumunami. Do końcowego rozstrzygnięcia potrzebne były aż trzy spotkania, bowiem w dwóch pierwszych padł remis. Trzeci z meczów został rozegrany na neutralnym terenie w Belgradzie I również miał swoją dramaturgię. Przez większość spotkania utrzymywał się remis 1:1, a na minutę przed końcem regulaminowego czasu gry Węgrów do półfinałów wprowadził Istvan Szoke.

 

RFN rzuca rywali na kolana

 

Dla jednych długo wyczekiwany debiut, dla drugich ostatni wielki turniej na lata. Tak krótko można scharakteryzować czterech finalistów turnieju ME w 1972 roku. Losowanie par półfinałowych trudno określić mianem sprawiedliwego. Uczestników dobierano bowiem w pary na podstawie...sukcesów na Starym Kontynencie. Stąd Belgowie zmierzyli się z piłkarzami RFN, a Węgrzy z ZSRR.

 

Dla Belgów sam awans do najlepszej czwórki trzeba było uznać za sensację. Choć gospodarze z pewnością liczyli na kolejną, nie potrafili przeciwstawić się złożonemu z wielkich gwiazd zespołowi Niemiec. Brak Van Moera oraz Dervindta (zdobywca czterech bramek w eliminacjach) przełożył się w znacznej miejsce na skuteczność. Z tą rzecz jasna nie miał problemu Gerd Mueller. Król strzelców mundialu w Meksyku (10 bramek), został również najlepszym strzelcem turniju finałowego. Belgom wpakował dwa gole, na które rywale odpowiedzieli tylko raz za sprawą Polleniusa.

Węgrzy po raz kolejny nie dali rady sprostać piłkarzom ZSRR, którzy ewidentnie mieli patent na Madziarów. Tym razem zadecydował tylko jeden gol. Jego strzelcem został w 53. minucie spotkania Końkow. Węgrzy mieli jeszcze szansę na wyrównanie lecz jedenastki nie wykorzystał Sandor Zambo.

 

W meczu „przegranych” nieoczekiwanie to gospodarze okazali się zwycięscy. Dwie bramki zdobyte w przeciągu czterech minut przez Lamberta i Van Himsta ustawiły przebieg rywalizacji. Węgrzy potrafili odprowadzić tylko raz za sprawą Ku. Brązowe medale powędrowały do Belgów.

 

Mecz ZSRR z RFN miał być kapitalnym widowiskiem. Był głównie jednostronnym, gdyż Niemcy za wszelką cenę pragnęli udowodnić jak się gra w piłkę, a błyszczał rzecz jasna – Gerd Mueller. Po raz pierwszy trafił w 28. minucie, dobijając strzał Heynckesa po obronie Rudakowa. W 57. minucie zdobył swoją drugą bramkę tego dnia. Tym razem asystował mu Schwarzenbeck. W międzyczasie drugie trafienie dołożył Wimmer, który wykorzystał fenomenalne podanie Heynckesa. 3:0 i radzieccy piłkarze na kolanach. Tak jak miało to miejsce niespełna trzy tygodnie wcześniej, gdzie na uświetnienie otwarcia stadionu w Monachium ZSRR przegrało 1:4, a katem był nie kto inny jak Mueller. Niemieccy kibice nie chcieli czekać na końcowy gwizdek i fetować zaczęli już wcześniej, wbiegając tłumnie na boisko. Sędzia musiał przerwać na jakiś czas grę, a gdy już ją wznowił to fani oglądali końcówkę spotkania z perspektywy.... linii bocznej. Nic się jednak nie zmieniło i to piłkarze RFN mogli cieszyć się z pierwszego triumfu.

 

Wyniki turnieju finałowego w Belgii:

Półfinały:

 

14.06.1972r. Antwerpia (Bosuil, 55.500)

Belgia – RFN 1:2 (0:1)

Bramki: 83' Pollenius – 24', 71' G. Mueller

 

14.06.1972r. Bruksela (Astrid Park, 15.000)

ZSRR – Węgry 1:0 (0:0)

Bramki: 53' Końkow

 

Mecz o 3. miejsce:

 

17.06.1972r. Liege (Stade de Sclessin, 6.000)

Belgia – Węgry 2:1 (2:0)

Bramki: 24' Lambert, 28' Van Himst – 53' Ku

 

Finał:

 

18.06.1972r. Bruksela (Heysel, 50.000)

RFN – ZSRR 3:0 (1:0)

Bramki: 28', 57' G. Mueller, 52' Wimmer