1, 2, 3 pytasz Ty [część 2]... Odpowiada Maciej Henszel

  • Data publikacji: 28.04.2020, 18:00

Kolejnym gościem cyklu "1, 2, 3... pytasz Ty" był rzecznik prasowy Lecha Poznań - Maciej Henszel! Od minionego czwartku, do niedzieli włącznie, zadawaliście pytania za pomocą przeróżnych mediów społecznościowych. Nie zabrakło pytań o życie prywatne, o sytuację Christiana Gytkjaera - aktualnego lidera klasyfikacji strzelców PKO Ekstraklasy, a także o sprawy typowo klubowe. Oto odpowiedzi na przesłane pytania!

Jak zaczęła się Pana przygoda z kibicowaniem Lechowi Poznań?

 

Maciej Henszel: Oj, właśnie uświadomiłem sobie, że długa już jest ta przygoda. Jesienią minie bowiem 37 lat. Pierwszy raz zostałem zabrany na stadion przy Bułgarskiej przez tatę w 1984 roku i to był debiut - określę to kolokwialnie - z grubej rury. Przeciwnikiem był bowiem słynny Liverpool w Pucharze Europy Mistrzów Krajowych. Miałem pięć lat, więc szczerze powiem, że niewiele pamiętam. To był jednak ten moment, kiedy zacząłem pojawiać się regularnie na spotkaniach Kolejorza. To była miłość od pierwszego wejrzenia.

 

 

Z kim chodził Pan na pierwsze mecze Kolejorza?

 

 

Maciej Henszel: Tak jak wyżej wspomniałem - głównie z tatą. Ale nie tylko. Chodziłem już wtedy dosyć regularnie i zabierał mnie nie zawsze tata, który do dzisiaj kibicuje Lechowi, ale też np. moi kuzyni. Byłem mały, więc zawsze ktoś dostawał mnie pod opiekę. Chłonąłem atmosferę, chłonąłem to wszystko, co dzieje się podczas meczów. W późniejszym czasie już dostawałem zgodę także na wyjścia ze starszymi kolegami z podwórka. Kiedyś sprawdzałem mecze, na których byłem i które pamiętam. Wyszło mi, że od sezonu 1986/87 już zaliczałem większość spotkań w Poznaniu. Ta kibicowska przygoda trwa zatem już prawie 37 lat. Choć trzeba pamiętać, że bardzo szybko trafiłem na miejsca przeznaczone na stadionie dla dziennikarzy. Bo już mając 13 lat, jesienią 1992 roku, trafiłem do studenckiego radia Afera.

 

 

Czy od najmłodszych lat marzył Pan, aby pracować kiedyś w klubie?

 

 

Maciej Henszel: Tego nie mogę powiedzieć, nie było takiego marzenia. Jako dzieciak chciałem być dziennikarzem, komentatorem sportowym. Do dzisiaj w rodzinie wspominane jest, że jako kilkulatek brałem mamy dezodorant, który imitował mikrofon i starałem się relacjonować mecze, jakie były pokazywane w telewizji. Wiadomo, byłem kibicem Lecha, więc piłka nożna zajmowała ważne miejsce w życiu, ale ja z każdym kolejnym rokiem stawałem się coraz większym „świrem” sportowym. Bo uwielbiam wiele dyscyplin. I dlatego chodziłem też np. na koszykarzy Kolejorza. A w latach 90., kiedy zacząłem przygodę dziennikarską to właściwie cały weekend spędzałem poza domem. Jeździłem z meczu na mecz. Poznańskie gazety drukowały i drukują do dziś kalendarzyk wydarzeń weekendowych. W piątek siadałem, planowałem i starałem się zobaczyć jak najwięcej spotkań. Zawsze oczywiście w tej rozpisce musiał być Lech, ale odwiedzałem też rywalizację koszykarek, koszykarzy, siatkarek, siatkarzy, piłkarzy i piłkarek ręcznych, hokeistów na trawie, bokserów, rugbistów itd. Dlatego w pierwszej kolejności moją pasja był sport i relacjonowanie go, czyli dziennikarstwo. A myśl, że fajnie kiedyś byłoby trafić do Lecha, pojawiła się dużo, dużo później – jasne, przerodziła się też z biegiem czasu w marzenie. Tak było w ostatnich latach. Uznałem jakiś czas temu, że rok 40. urodzin to będzie takie podsumowanie tego, co do tej pory i powzięcie planów na przyszłość. Miałem pomysł na to, żeby otworzyć swój biznes i w tym momencie jak grom z jasnego nieba spadła propozycja z Kolejorza.

 

 

W jakich okolicznościach trafił Pan do Przeglądu Sportowego i jak Pan wspomina współpracę z gazetą?

 

 

Maciej Henszel: To było kapitalne 15 lat, najdłuższy okres w moim zawodowym życiu spędzony w jednym miejscu. Jak tam trafiłem? Na początku 2004 roku Przegląd Sportowy szukał korespondenta w Poznaniu. Zadzwonił ówczesny szef działu piłkarskiego, Krzysiek Stanowski, czy mogę się z nim spotkać. Umówiliśmy się i cała rozmowa trwała kilka minut. Powiedział, że chcieliby, żebym dla nich pracował, podał warunki i tyle. Poprosiłem o kilka dni do namysłu. Oferta były z tych nie do odrzucenia, bo proponowane zarobki były prawie trzy razy wyższe niż miałem w tym momencie w Gazecie Wyborczej. A jednak wahałem się, bo osiem lat spędziłem w GW, byli tam moi koledzy, mogę nawet powiedzieć przyjaciele. Atmosfera pracy zawsze była dla mnie ważna, stąd to zastanawianie się. Ważne było dla mnie także ustalenie, czy mogę dalej współpracować z rozgłośnią regionalną Polskiego Radia, czyli Radiem Merkury. Bo już od kilku lat komentowałem na antenie radia mecze, przygotowywałem serwisy i reportaże z imprez sportowych. Chciałem to podtrzymać, bo radio zawsze mnie fascynowało. Dostałem zielone światło od ówczesnego naczelnego PS, Romana Kołtonia i w ten sposób zniknęła właściwie ostatnia przeszkoda. Zdecydowałem się i na pewno dziś nie żałuję. Bo w PS również poznałem fantastycznych ludzi, z którymi wciąż jestem w kontakcie. Charakter pracy był tylko trochę inny, bo do tej pory chodziłem do redakcji, w której pracowałem, a tutaj właściwie byłem sam sterem, żeglarzem i okrętem, czyli redakcja była tam, gdzie ja akurat się znajdowałem. Moją „redakcją” był mój komputer.

 

 

Jakie jest Pana aktualnie spojrzenie na sytuację w Przeglądzie Sportowym i jak w najbliższych latach gazeta może zareagować na odejście wielu znanych postaci, np. Michała Pola, czy Przemysława Rudzkiego?

 

 

Maciej Henszel: Ciężko mi mówić o obecnej sytuacji w PS, bo nie znam wszystkich szczegółów, nie jestem w środku. Ostatnio kiedy Iza Koprowiak wrzuciła na Twitterze info o akcji #PSChallenge, to spontanicznie od razu się przyłączyłem i wykupiłem prenumeratę cyfrową. I to w sytuacji, w której w Lechu codziennie otrzymuję rano na maila raport monitoringu mediów, a na biurko - komplet gazet codziennych. Wiedziałem jednak, że muszę wspomóc poczciwego blisko stulatka, bo wiele mu zawdzięczam. Bo to właśnie dzięki PS moje nazwisko mogło zaistnieć na rynku ogólnopolskim. W poprzednich latach miałem zresztą propozycje przenosin do Warszawy, wspominałem o tym niedawno w jednym z wywiadów, ale ja jestem mocno zakorzeniony w Poznaniu, traktuję to miasto jako moją małą ojczyznę i ciężko, bardzo ciężko byłoby mi się stąd wyprowadzić. Co do samego PS, to życzę im jak najlepiej, ale mam wrażenie, że przy obecnej sprzedaży gazet papierowych, nie mają wyjścia i muszą postawić na rozpowszechnianie cyfrowe, a także internet. O samą zawartość merytoryczną w ogóle bym się nie martwił, bo zostało tam jeszcze wielu naprawdę dobrych i utalentowanych autorów. Wróbelki coraz częściej ćwierkają, że PS może wychodzić np. trzy razy w tygodniu, a koncentracja działań będzie w internecie. I kto wie czy to nie jest najlepszy pomysł, bo produkcja gazety papierowej to są poważne koszty i pytanie czy wydawnictwo jest sobie w stanie z nimi poradzić w sytuacji, kiedy to czytelnictwo papierowej gazety spada.

 

 

Jakie są okoliczności podjęcia pracy w Lechu?

 

 

Maciej Henszel: W okolicach listopada 2019 poprzedni rzecznik prasowy, Łukasz Borowicz rozmawiał ze mną na temat skomentowania meczów sparingowych Lecha na zgrupowaniu w Turcji. To miał być fajny, dodatkowy element mojej pracy. Z Łukaszem kumplowaliśmy się i wciąż kumplujemy, więc miesiąc później jako jeden z pierwszych dowiedziałem się od niego, że rozstaje się z klubem i zmienia pracę. Uznałem, że w takim razie zaraz przyjdzie nowy rzecznik i nici z tego komentowania meczów, bo może mieć inną koncepcję. Na początku stycznia jednak odebrałem telefon od prezesa Kolejorza Karola Klimczaka, który zaprosił mnie na rozmowę. Na miejscu okazało się, o co chodzi. Dostałem propozycję i bardzo szybko doszliśmy do porozumienia. Bo przecież marzenia należy spełniać, jeśli jest taka możliwość. Jeszcze musiałem tylko pojechać do Warszawy i załatwić rozwiązanie umowy z Przeglądem Sportowym. I tutaj podziękowania dla Przemka Rudzkiego, ówczesnego naczelnego, który podszedł do tematu ze zrozumieniem i zgodził się na wcześniejsze zakończenie współpracy. Formalnie od 1 lutego 2019 byłem rzecznikiem prasowym, szefem komunikacji i klubowych mediów w Lechu, ale poleciałem już dwa tygodnie wcześniej z klubem na zgrupowanie do Turcji. Słałem stamtąd jeszcze korespondencje do PS i komentowałem mecze dla Lech TV, ale też zostałem na kolacji oficjalnie przedstawiony jako nowy rzecznik prasowy. Dostałem brawa od piłkarzy i sztabu szkoleniowego z Adamem Nawałką na czele i tak w bardzo miły sposób rozpoczęła się moja praca w Kolejorzu.

 

 

Powrót do dziennikarstwa - możliwe, czy wykluczone?

 

 

Maciej Henszel: Niby jest powiedzenie, że nigdy nie mów nigdy, ale nie zakładam takiego scenariusza. Tak jak mówiłem, w wieku 40 lat chciałem co nieco pozmieniać w swoim życiu, w końcu trafiłem do Lecha i chciałbym się zestarzeć w tym klubie, bo nic lepszego jako kibicowi Kolejorza nie mogłoby mi się zdarzyć. Także na razie nie wybiegam za daleko w przyszłość, skupiam się na tym co tu i teraz, a sto procent mojego czasu zajmuje rodzina i Lech Poznań.

 

 

Kiedy i czy w ogóle odbędzie się uroczystość pożegnania Bartosza Bosackiego?

 

 

Maciej Henszel: Bartek wiele razy w wywiadach podkreślał - sam robiłem z nim taką rozmowę - że skoro to pożegnanie nie odbyło się od razu, to robienie go z perspektywy czasu nie miało już sensu. Dziś na pewno Lech ma dobre relacje z Bartkiem, który czasami wpada na Bułgarską na kawę do prezesów. Wszyscy w klubie doskonale wiedzą jak ważną postacią w Kolejorzu był Bartek Bosacki i nikt nie zamierza podważać jego osiągnięć. Jest zawsze mile widziany przy Bułgarskiej.

 

 

Czy uważa Pan, że Lech jest w stanie w najbliższych dwóch sezonach powrócić do walki z Legią o mistrzostwo Polski?

 

 

Maciej Henszel: A czy mógłbym być kibicem, gdybym w to nie wierzył? Lech zawsze chce walczyć o najwyższe cele i nie widzę tutaj innego podejścia ze strony szefów Kolejorza. Jasne, nie zawsze się udaje, to jest tylko sport, ale jesteśmy i będziemy czołowym klubem w Polsce.

 

 

W mediach pojawiają się informacje o letnim odejściu Gytkjaera – czy są to prawdziwe doniesienia i Duńczyk nie zamierza podpisywać nowej umowy?

 

 

Maciej Henszel: Sprawa z Christianem od początku była jasna, on często rozmawia z szefami klubu, z dyrektorem sportowym Tomaszem Rząsą. Wiadomo było, co sygnalizowaliśmy w wywiadach, że zatrzymanie Christiana będzie bardzo trudne. Dlatego, że od dawna otrzymuje on oferty, które nie są na naszym poziomie finansowym. Tam gdzie dla nas jest sufit, dla innych - podłoga. Prezesi świadomie latem zdecydowali, że nie ma mowy o sprzedaniu Gytkjaera, ma on grać w tym sezonie, strzelać gole - co robi, bo jest przecież liderem klasyfikacji strzelców - nawet kosztem tego, że po sezonie odejdzie za darmo. I tutaj nie ma żadnej niespodzianki, że tak prawdopodobnie się stanie. Choć Christian doskonale wie, że jeśli zechce zostać w Poznaniu, to wystarczy, że da sygnał - oferta dla niego tutaj czeka i będzie czekać.

 

 

Czy są już szykowane obchody stulecia istnienia Lecha? Czy może Pan uchylić rąbka tajemnicy i zdradzić kilka szczegółów?

 

 

Maciej Henszel: Rąbka tajemnicy uchylać nie będę, bo najważniejsze, żeby były to niespodzianki. Pomysłów jest bardzo dużo, przymierzamy się do nich, jest grupa robocza w klubie, która pracuje właśnie nad obchodami stulecia.

 

 

Po ponad roku od przejścia na „drugą stronę barykady” - woli Pan pracować jako dziennikarz, czy rzecznik prasowy?

 

 

Maciej Henszel: Dziennikarzem byłem przez 27 lat, rzecznikiem jestem nieco ponad rok i ekscytację wywołuje we mnie każdy dzień w tej roli. Korzystam ze swojego doświadczenia dziennikarskiego, choć oczywiście sam charakter pracy jest inny. Ale mogę powiedzieć, że wolę rolę rzecznika, bo robię to w moim ukochanym klubie, w klubie, z którym byłem, jestem i będą na dobre oraz na złe.

 

 

Czy w okresie pandemii ma Pan więcej luzu, czy jednak pracy jest więcej? Ewentualnie jak spędza Pan wolny czas w dobie koronawirusa?

 


Maciej Henszel: Właśnie śmieje się ostatnio, że paradoksalnie w czasie pandemii pracy jest więcej. Ma ona troszkę inny charakter, bo pracujemy zdalnie, ale wciąż trzeba produkować kontent przeznaczony na nasze kanały komunikacyjne, wciąż trzeba pomagać dziennikarzom, organizować wywiady itd. Zajmuje to wszystko nieco więcej czasu, bo w użyciu jest telefon i komputer, często trzeba organizować wideokonferencje. A podczas codziennej pracy w klubie wystarczyło pójść do pokoju obok, porozmawiać chwilę i wszystko było jasne. Tutaj ta droga wydłuża się. Także pracy jest więcej, ale wie też, że wielkimi krokami zbliża się powrót na boisko i to wprawia w dobry humor. Już się nie mogę doczekać.

 

A w tym odnośniku możecie przeczytać wywiad z poprzednim naszym gościem - Oskarem Kwiatkowskim. Zapraszamy do śledzenia naszych mediów społecznościowych i wypatrywania kolejnych gości!