Retro Euro: Francja 1984

  • Data publikacji: 26.05.2020, 12:00

Pierwszy międzynarodowy triumf Francuzów przypadł na organizowany przez nich turniej europejskiego czempionatu - mowa oczywiście o Euro 1984. Trójkolorowi niesieni przez takie gwiazdy jak Michael Platini, czy Alain Giresse już od samego początku rozgrywek wymieniani byli jako jedni z największych faworytów do końcowego sukcesu.

 

Najpierw o kwalifikacjach, bo od czegoś trzeba zacząć... 

 

Spośród 32 zespołów startujących w kwalifikacjach do mistrzostw Starego Kontynentu należało wyłonić skład 7 reprezentacji, które miały udać się do Francji. W turnieju czekała już drużyna gospodarzy, która nie musiała brnąć przez kwalifikacje. Tak więc rozgrywki kwalifikacyjne podzielono na 7 grup, których zwycięzcy mieli dostać przepustkę na Euro. 

 

W składzie drużyn rywalizujących o miejsce w prestiżowym turnieju nie zabrakło także reprezentacji Polski. Wielki sukces, jakim bez wątpienia był brązowy medal sprzed dwóch lat na hiszpańskim mundialu napawał optymizmem w kontekście walki o glejt do Francji. Mimo trudnej grupy, do jakiej biało-czerwoni zostali przydzieleni oczekiwano, że podopieczni Antoniego Piechniczka powalczą z Portugalią, ZSRR oraz Finlandią o końcowy sukces. Jednak jedynym sukcesem jakim udało się odnieść w tych eliminacjach było pokonanie potężnej Finlandii w pierwszym meczu grupowym (na wyjeździe). Do końca zmagań grupowych nie zaznaliśmy więcej smaku zwycięstwa - sztuka ta nie udała się nawet w domowym meczu z outsiderami z Kraju Tysiąca Jezior. 

 

Finalnie awans do turnieju głównego wywalczyły sobie reprezentacje: Hiszpanii, Jugosławii, Belgii, RFN'u, Rumunii, Portugalii i Danii. 

 

Jedziemy do Francji! 

 

8 finalistów podzielono na dwie grupy, z których awansować miały po dwie najlepsze drużyny. 

 

GRUPA A GRUPA B
Francja Hiszpania
Dania Portugalia
Belgia RFN
Jugosławia Rumunia

 

Całe show w grupie A skradli naturalnie gospodarze, przede wszystkim za sprawą Michela Platiniego. Francuz w meczu otwarcia na Parc des Princes odprawił z kwitkiem czarnego konia turnieju - Duńczyków (ci w eliminacjach pokonali m.in. Anglików czy Węgrów). Jedyną bramkę w meczu strzelił w 78. minucie. Na tym etapie nikt jeszcze nie wiedział, że Platini dopiero się rozpędza, choć bardziej wprawieni obserwatorzy zapewne snuli domysły, że to będzie jego turniej. Finalnie Francuzi w fazie grupowej zdobyli komplet punktów, zdobywając przy tym 9 bramek. Statystyki strzeleckie gospodarze wywindowali sobie za sprawą drugiego meczu, w którym rozbili Belgów aż 5:0. Hat tricka w tym meczu zdobył oczywiście Michel Platini, więc jeżeli ktoś liczy razem ze mną to wie, że to było jego drugie, trzecie i czwarte trafienie w turnieju. Trzecie spotkanie okrasił kolejnym hat trickiem (w wygranym 3:2 meczu z Jugosławią), dzięki czemu pierwszą fazę zakończył z dorobkiem siedmiu bramek, co dałoby mu już na tym etapie koronę króla strzelców w całym turnieju. 

 

Obok Francuzów z grupy awansowała jeszcze reprezentacja Danii, która w decydującym o awansie meczu pokonała rozbitych Belgów (3:2), którzy jeszcze nie zdołali podnieść emocjonalnie się po wstydliwej porażce z gospodarzami. 

 

Pozornie więcej emocji było w grupie B, gdzie między pierwszym, a trzecim miejscem była różnica jednego punktu, ale gdy przyjrzymy się wynikom - rzekome emocje można podać w wątpliwość. Połowa meczów zakończyła się remisami, w dwóch kolejnych oglądaliśmy po jednej bramce. O awans do ostatniego meczu rywalizowały reprezentacje Hiszpanii, Portugalii i RFN. Zanim piłkarze wybiegli na boiska w ciemno typowano, że fazę grupową z awansem zakończą Hiszpanie i RFN. Obie te reprezentacje miały coś do udowodnienia i o ile sztuka ta udała się Hiszpanom (zrekompensowali nieudany mundial sprzed dwóch lat, którego byli gospodarzem), to zawodnicy z dzisiejszych Niemiec, jako obrońcy tytułu, całkowicie zawiedli. Jasne, do ostatniego meczu walczyli o awans, ale strata bramki w doliczonym czasie gry w najważniejszym meczu grupowym mistrzom Europy po prostu nie przystoi. 

 

W sumie do półfinałów z grupy B awansowały obie reprezentacje z Półwyspu Iberyjskiego, gdzie czekali na nich już Francuzi i Duńczycy. 

 

Kiedy 90 minut to za mało... 

 

W fazie pucharowej rozegrano dwa półfinały. Oba te mecze przyniosły ogrom emocji i żaden z nich nie zakończył się decydującym wynikiem w regulaminowym czasie gry. W pierwszym z nich spotkały się reprezentacje Francji i Portugalii. W Marsylii po 90 minutach zachowano status quo, choć wymierzono po jednym ciosie - Domergue w 24. minucie trafił dla gospodarzy, a dogrywkę uratował Jordao 50 minut później. W dogrywce królowali trójkolorowi, choć po pierwszej jej części prowadzili przyjezdni z Półwyspu Iberyjskiego. Finalnie do finału awansowali Francuzi, a bramkę na wagę awansu zdobył nie kto inny, jak Michel Platini. 

 

W drugim półfinale spotkali się Duńczycy i Hiszpanie. Znów po 90. minutach nie mieliśmy rozstrzygnięcia, więc potrzebna była dogrywka. Wynik meczu otworzył Lerby (Dania) w 7. minucie, a wyrównał w 67. Maceda. O ile Francuzi z Portugalczykami znaleźli wspólny język w dogrywce i postanowili najpierw rozstrzygnąć mecz, a potem rozejść się każdy w swoją stroną, to w drugim półfinale nawet dogrywka nie wystarczyła do rozstrzygnięcia. W takiej sytuacji przewidziano konkurs rzutów karnych, który miał rozstrzygnąć kogo zobaczymy w finale. Tam po zaciętej rywalizacji okazało się, że lepiej strzelają Hiszpanie i to oni dostali prawo do gry o złote medale. Tym samym Preben Larsen, lider Skandynawów, przeszedł do elitarnego grona piłkarzy, którzy zawalili jedenastkę w decydującym momencie.

 

Kiedy Eder nie mógł przeszkodzić, czyli wielki finał!

 

Nieprzypadkowe jest te nawiązanie do gwiazdy portugalskiej reprezentacji z finału w 2016 roku. Dla Francuzów był to bowiem jedyny przegrany finał europejskiego czempionatu. W sumie trójkolorowi zagrali ich 3, z czego ten w 1984 był pierwszym. Pierwsza połowa finału upłynęła pod znakiem szachów i badania przeciwnika. Minimalnie lepsi byli gospodarze, co potwierdzili w drugiej połowie, którą już całkowicie kontrolowali. Bramkę otwierającą rezultat strzelił Michel Platini w 57. minucie, a złote medale dla swoich kolegów przypieczętował Bellone w 90. minucie. 

 

Pierwszy międzynarodowy sukces Francuzów smakował podwójnie, bowiem nie ma lepszego uczucia, niż świętowanie historycznego złota na własnej ziemi. Paryż przez długie godziny nie zasnął, a nazwisko Michela Platiniego z całą pewnością zawitało do każdego domu. Głównie dzięki rekordowi, jaki pobił Francuz - łącznie zdobył aż 9 bramek w swoich 5 meczach, co dało mu naturalnie tytuł króla strzelców i niepobity do dziś rekord w ilości strzelonych bramek podczas jednego turnieju. Jak podał portal historia.org.pl - Platini statystycznie zdobył co czwartą bramkę podczas Euro 1984. 

 

O poprzednich mistrzostwach możecie przeczytać klikając w te linki:

A my już wkrótce przeniesiemy się do RFN i wspólnie powspominamy niemieckie Euro z 1988 roku!