PKO Ekstraklasa: dwie różne połowy i podział punktów w Poznaniu

  • Dodał: Radosław Kępys
  • Data publikacji: 24.06.2020, 22:26

Bramek w środowy wieczór w Poznaniu nie było, ale mecz mógł się podobać. W pierwszej połowie zdecydowanie przeważali goście ze Szczecina, w drugiej mocniej nacisnął „Kolejorz”, ale w kolejnych sytuacjach brakowało wykończenia. Jeśli Lech jeszcze przed tym meczem myślał o zbliżeniu się do Legii, to ten wynik nie mógł go satysfakcjonować.

 

Lech Poznań przełom rundy zasadniczej i rundy dodatkowej może w tym sezonie oceniać bardzo pozytywnie. Piłkarze Dariusza Żurawia przed spotkaniem z Pogonią Szczecin zaliczyli trzy ważne zwycięstwa z rzędu – ze swoim dzisiejszym przeciwnikiem (4:0), z Koroną Kielce (3:0) i z Piastem Gliwice (2:0). Jak widać, poznaniacy ostatnio byli fenomenalnie dysponowani w tyłach i nie tracili bramek. Ich seria przed środowym meczem wynosiła już 320 minut bez straty bramki. Pogoń spisywała się dużo słabiej. Po wspomnianej porażce z Lechem mierzyła się ona jeszcze dwukrotnie z gdańską Lechią – pierwszy mecz zakończył się wynikiem 1:1, drugi porażką 0:1. Ostatnie wyniki, a także całokształt i styl gry obu drużyn jasno pokazywały, że „Kolejorz” jest faworytem spotkania.

 

Wydawało się, że od początku meczu Lech będzie robił wszystko, by szybko narzucić swoje warunki gry, zaskoczyć Pogoń i spokojnie kontrolować spotkanie. Wyglądało to jednak inaczej. Bardzo zdyscyplinowani w obronie goście nie dawali rywalom swobody w konstruowaniu ataku pozycyjnego i raczej sprowadzili mecz do walki w środku pola i dobrej grze na swojej połowie boiska, przez co nie widzieliśmy dużo dobrych okazji. Pierwszą naprawdę groźną szansę wyprowadziła Pogoń, gdy w 26. minucie meczu lewą stroną pola karnego rywali ruszył Sebastian Kowalczyk, dośrodkował po ziemi w pole karne i w stuprocentowej sytuacji zdecydowanie lepiej powinien był zachować się David Stec, który z kilku metrów uderzył obok słupka. Dla „Kolejorza” było to poważne ostrzeżenie, by nie lekceważyć niżej plasowanego rywala.

 

Na jednej sytuacji Pogoń nie skończyła. Nagle poczuła się bardzo pewnie, piłkarze gości zaczęli odważnie rozgrywać piłkę i często meldować się w okolicach pola karnego gospodarzy. „Portowcy” byli szybsi, sprytniejsi, swobodnie operowali piłką, a zaskoczony Lech nie miał piłkarskich argumentów, by to zatrzymać. Kolejne dobre okazje do zdobycia gola mieli przed przerwą Hubert Matynia i Sebastian Kowalczyk, ale ostatecznie po ich strzałach piłka lądowała kilka metrów obok bramki Mickey van der Harta. W Poznaniu do przerwy bramek nie było.

 

Początek drugiej części gry był chyba najmniej zajmującym fragmentem w tym meczu. Oba zespoły nie dążyły specjalnie do szturmowych ataków i nawet jeśli pojawiało się miejsce na szybszą akcję, w obu drużynach brakowało dokładności. Z każdą minutą przewagę osiągał jednak Lech. Apogeum tego stanu nastąpiło w okolicach 65. minuty spotkania, gdy Pogoń została zamknięta na swojej połowie, a młodzi piłkarze Lecha – Filip Marchwiński, Kamil Jóźwiak czy Tymoteusz Puchacz tworzyli sobie i swoim kolegom kolejne dobre okazje. Nadal jednak brakowało ostatniego „magicznego” dotknięcia.

 

W dalszej części meczu Lech trochę uspokoił swój napór, choć jego przewaga nadal nie ulegała wątpliwości. Gospodarze często próbowali scenariusza ominięcia linii obrony rywali prostopadłymi podaniami – tak jak w 84. minucie, gdy Vołodymir Kostewycz dostał z lewej strony pola karnego piłkę, pobiegł z nią na bramkę Dante Stipicy i uderzył na długi słupek. Wielu kibiców Lecha już pewnie widziało piłkę w bramce, ale fantastycznie piłkę wybronił bramkarz gości. Lech do końca spotkania próbował zdobyć gola, ale nic z tego nie wyszło. Podział punktów w Poznaniu zdecydowanie korzystniejszy dla gości.

 

Lech Poznań – Pogoń Szczecin 0:0 (0:0)

Lech: van der Hart – Gumny, Šatka, Crnomarković, Kostewycz – Ramirez (86’ Żamaletdinow), Muhar (58’ Kamiński), Tiba, Jóźwiak (60’ Puchacz) – Marchwiński, Gytkjaer

Pogoń: Stipica – Bartkowski, Triantafyllopoulos, Zech, Matynia – Podstawski, D. Dąbrowski (59’ Drygas), Żurawski (54’ Listkowski), Stec – Kowalczyk, Frączczak (72’ Cibicki)

Żółte kartki: Crnomarković, Gytkjaer, Gumny – Frączczak, Kowalczyk, Matynia

Sędzia: Wojciech Myć (Lublin)

Radosław Kępys – Poinformowani.pl

Radosław Kępys

Mam 30 lat. W październiku 2017 roku uzyskałem dyplom magistra Politologii na Wydziale Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wcześniej od 2015 roku pisałem dla igrzyska24.pl. Odpowiedzialny za biathlon, kajakarstwo, pływanie, siatkówkę i siatkówkę plażową, ale w tym czasie pisałem informacje z bardzo wielu sportów - od lekkiej atletyki po narciarstwo alpejskie. Sport to moja pasja od najmłodszych lat i na zawsze taką pozostanie. Poza nim uwielbiam dobrą literaturę, dobrą muzykę i dobre jedzenie. Interesuje się też historią najnowszą i polityką.