PKO Ekstraklasa: remis na wodzie

  • Dodał: Bartosz Szafran
  • Data publikacji: 28.06.2020, 19:28

Śląsk Wrocław po bardzo dobrym, ale granym na fatalnej murawie meczu zremisował z Lechem Poznań 2:2. Tak więc 33. kolejka nie przyniosła istotnych zmian w czołówce Ekstraklasy. Na rozstrzygnięcia na podium i europejskich pucharach musimy poczekać co najmniej tydzień.

 

Dziś we Wrocławiu było jak w Boże Ciało. Poranny i przedpołudniowy upał, a potem burze i gwałtowne deszcze. Kiedy piłkarze Śląska i Lecha wychodzili by rozpocząć jeden z najważniejszych swoich meczów tego sezonu, murawa Stadionu Mijeskiego wyglądała jak świeżo wyjęta z wody gąbka. Systemy odwadniające nie dały rady nadmiarowi wody i mieliśmy raczej mecz piłki wodnej niż nożnej. Oczywiście spowodowało to olbrzymie kłopoty w organizowaniu składnych ataków, dokładnych podaniach i zagraniach obronnych. Piłka zatrzymywała się w najmniej oczekiwanym momencie i równie niespodziewanie dostawała przyspieszenia. Mimo to mecz był ciekawy, obie drużyny dążyły do zdobywania bramek, wszak zwycięstwo dawało fotel wicelidera Ekstraklasy - przynajmniej na tydzień. Gra była wyrównana i optycznie i statystycznie, ale to Lech na przerwę schodził z otwartym kontem bramkowym. W 17 minucie składna akcja poznaniaków zakończyła się dośrodkowaniem z lewej strony w bezpośrednie pobliże linii bramkowej Putnockiego. Dankowski rozminął się z piłką, która nagle zatrzymała się w podbramkowym błocie, dopadł jej Gytkjaer i umieścił w siatce Śląska. Ta bramka przy normalnej murawie by się raczej nie zdarzyła, ale było jak było i Lech prowadził 1:0. Śląsk próbował wyrównać, głównie za sprawą rozochoconego dwoma bramkami strzelonymi Arce Płachety, ale tym razem górne lub półgórne strzały z dystansu nie przynosiły poważnego zagrożenia bramki strzeżonej przez van der Harta. I tak po 45 minutach bliżej drugiego miejsca w tabeli byli goście z Poznania.

 

Śląsk w tym sezonie już kilka razy wygrywał lub remisował po straceniu pierwszej bramki. Dlatego od początku drugiej połowy wrocławianie przejęli ciężar gry na siebie i zdecydowanie przeważali. Jednak w grze brakowało im wykończenia, tej przysłowiowej kropki nad i, która otworzyłaby drogę do siatki. Od czego są jednak stałe fragmenty gry. W 76 minucie z rzutu wolnego idealnie dośrodkował Mączyński. Puerto, który na 11 metrze dostał piłkę wprost na prawą nogę nie musiał wiele robić, by umieścić ją w siatce. To była pierwsza bramka Hiszpana w polskiej lidze. Wrocławianie niedługo jednak cieszyli się prowadzeniem. Sześć minut po bramce Puerto w polu karnym ręką zagrał Puerto. Sędzia Kwiatkowski korzystał z pomocy VAR, ostatecznie wskazał na 11 metr. Jedenastkę na bramkę zamienił Moder. Śląsk jednak takim obrotem spraw się nie załamał. W 82 minucie po rzucie rożnym do strzału idealnie złożył się młody Łabojko i po nogach obrońców Lecha znalazł piłce drogę do siatki.

 

W doliczonym czasie obie drużyny miały szanse, ale więcej bramek na Stadionie Miejskim już nie oglądaliśmy.

 

Śląsk Wrocław - Lech Poznań 2:2 (0:1)

Bramki: Puerto (76'), Łabojko (85') - Gytkjaer (17'), Moder (82' karny)

Śląsk Wrocław: Putnocky - Puerto, Dankowski, Tamas, Łabojko, Mączyński, Musonda, Chrapek (73 Samiec-Talar), Płacheta (88 Bergier), Pich (67 Marovic), Exposito

Lech Poznań: van der Hart - Butko, Crnomarkovic, Satka, Puchacz, Ramirez (71 Letniowski), Kamiński (82 Skóraś), Moder, Jóźwiak, Tiba, Gytkjaer (77 Zhamaletdinov)

Żółte kartki: Chrapek, Mączyński - Gytkjaer, Puchacz

Sędziował: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa)

 

AKTUALNA TABELA EKSTRAKLASY

Bartosz Szafran

Od wielu wielu lat związany ze sportem czynnie jako biegający, zawodowo jako sędzia i medyk oraz hobbystycznie jako piszący wcześniej na ig24, teraz tu. Ponadto wielbiciel dobrych książek, który spróbuje sił w pisaniu o czytaniu.