NBA: emocjonujące końcówki na początek nowej odsłony

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 31.07.2020, 08:28

Wróciła najlepsza koszykarska liga świata. W resorcie Walta Disneya w Orlando w nocy z czwartku na piątek rozegrano dwa pierwsze mecze po przerwie spowodowanej koronawirusem. Mecze zacięte i pełne zwrotów akcji, które zapowiadają doskonałe tygodnie dla sympatyków basketu.

 

W pierwszym meczu po przerwie spotkały się Utah Jazz oraz New Orleans Pelicans. W starcie lepiej weszli wyżej notowani Jazz, którzy dzięki mniejszej ilości błędów wyszli na dwucyfrowe prowadzenie. Z czasem "maszyna" z Salt Lake City zaczęła się jednak zacinać i jeszcze przed końcem pierwszej kwarty trzema punktami prowadziły Pelikany, prowadzone przez Ingrama oraz Williamsona.

 

"Jedynka" zeszłorocznego draftu nie spędziła może zbyt wiele minut na parkiecie (powodem były kłopoty kondycyjne wynikające z zaległości w treningu), ale i tak jego koledzy, z J. J. Redickiem na czele, budowali przewagę nad drużyną Quina Snydera, która w pewnym momencie wyniosła aż 16 oczek (60:44). W tym samym momencie na parkiecie dwoił się i troił, szalejący w ataku, Jordan Clarckson, ale różnica między ekipami zamiast zmniejszać, powiększała się.

 

W drugiej połowie meczu obudziły się jednak gwiazdy Utah. Donovan Mitchell i Mike Conley, mało widoczni przez pierwszą cześć gry, zaczęli punktować jak przystało na czołowe postacie drużyny i jasnym stało się, że o zwycięstwie zadecyduje wyrównana końcówka. Bardziej zmotywowani Pelicans, którzy potrzebowali zwycięstwa, by móc liczyć się jeszcze w walce o czołową ósemkę, nie poradzili sobie jednak w ostatniej akcji meczu decydującej o triumfie. Dwa rzuty wolne Goberta dały Jazz dwupunktowe prowadzenie, ale to koszykarze z Nowego Orleanu mieli piłkę. Nie trafiła ona jednak do kosza, po rzucie za trzy Ingrama, czym mocno utrudniła sytuację Pels w kontekście boju, choćby o fazę play-in.

 

Utah Jazz - New Orleans Pelicans 106:104 (23:26, 25:34, 31:27, 27:17)

Jazz: Clarkson 23, Mitchell 20, Conley 20, Gobert 14, Ingles 13, O'Neale 12, Bradley 4, Niang 0, Mudiay 0

Pelicans: Ingram 23, Redick 21, Holiday 20, Williamson 13, Hart 10, Moore 8, Ball4, Hayes 3, Favors 2, Malli 0, Jackson 0

 

 

Bardzo podobny przebieg miało również drugie spotkanie rozgrywane tej nocy w Orlando. "Derby" Los Angeles skuteczniej rozpoczęli faworyzowani Lakersi, z brylującym dziś na parkiecie Anthony Davis'em (34 punkty, 8 zbiórek, 4 asysty). Po dobrej serii LeBrona i spółki do głosu doszli jednak podopieczni Doca Riversa, którzy najpierw odrobili straty, a później wyszli jeszcze na 11-punktowe prowadzenie. 

 

Paul George oraz Kawhi Leonard przez cały meczy drygowali ofensywą Clippers, ale w samej końcówce nie poradzili sobie z gwiazdami żółtej części Miasta Aniołów. Te zdołały wyrównać stan gry, a kiedy przyszło do decydujących rozstrzygnięć swoją pomyłkę z półdystansu naprawił James, wyprowadzając tym samym Lakersów na dwa punkty przewagi.

 

Teoretyczni gospodarze starcia w Orlando mieli piłkę, mieli pomysł na akcję, w końcu, mieli czas, ale i tak było to zbyt mało na liderów konferencji zachodniej. George otrzymał piłkę i podobnie jak kilka godzin wcześniej Ingram, próbował swoich sił z dystansu. Jego rzut okazał się jednak nieskuteczny i Lakers mogli cieszyć się z wyrównania stanu między drużynami w tym sezonie na 2:2. Tak wyrównanego bilansu nie mają natomiast zespoły w tabeli konferencji, gdzie, choć obie zajmują dwie czołowe pozycje, to dzieli je aż 6,5 zwycięstwa.

 

Los Angeles Cillpers - Los Angeles Lakers 101:103 (23:35, 29:19, 25:22, 24:27)

Clippers: George 30, Leonard 28, Beverley 12, Jackson 10, Green J. 8, Patterson 5, Coffey 3, Shamet 2, Zubac 2, Noah 1, Morris Marcus 0

Lakers: Davis 34, James 16, Kuzma 16, Waiters 11, Caruso 7, Green D. 6, Caldwell-Pope 6, McGee 6, Howard 1, Smith 0, Morris Markieff 0