NBA: Lakers i Bucks wracają na odpowiednie tory

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 21.08.2020, 09:20

Po niepowodzeniach w pierwszych spotkaniach, faworyci (Milwaukee Bucks i Los Angeles Lakers) wrócili do gry i pewnie, bez najmniejszych wątpliwości, wygrali spotkania numer 2. Już 2:0 w seriach prowadzą natomiast Miami Heat i Houston Rockets, którzy są coraz bliżej awansu do kolejnej rundy.

 

 

Mecz Indiany z Miami należał do tych z rodzaju spokojniejszych. Niby wynik cały czas oscylował w granicach remisu, ale od początku na nieco silniejszych wyglądała ekipa z Florydy. Rozpoczęła od 9-punktowego prowadzenia w pierwszych minutach i mimo, że Victor Oladipo i spółka szybko odrobili straty, to nie zmieniło to ofensywnego nastawienia Heat.

 

Jimmy Butler oraz Goran Dragić drygowali zespołem Erika Spoelstry, trafiając ważne i trudne trójki. Tak było przede wszystkim w ostatniej kwarcie, kiedy ich rzuty okazały się decydujące dla końcowego rezultatu. Najlepiej punktującym zawodnikiem Miami został jednak Duncan Robinson, notujący 24 punkty. Po drugiej stronie najlepiej wyglądała linijka Oladipo, ale gwiazda zespołu z Indiany nie dała wystarczającej jakości szczególnie podczas drugiej połowy, kiedy tempo gry wyraźnie spadło.

 

Indiana Pacers - Miami Heat 100:109 (24:22, 22:29, 31:37, 23:21)

Pacers: Oladipo 22, Turner 17, Brogdon 17, Warren 14, Holiday 12,Sampson 8, Holiday 6, McConnell 2, McDermott 2, Summer 0, Johnson 0

Heat: Robinson 24, Dragić 20, Butler 18, Herro 15, Crowder 10, Adebayo 7, Olynyk 7, Iguodala 7, Josen Jr. 1

Stan serii: 0-2

 

 

Ze swojego charakterystycznego stylu nie rezygnuje Mike D'Antoni. Jego podopieczni nie należą do najwyższych i grę opierają o rzuty z dystansu, których podczas całej poprzedniej nocy oddali aż 56. Na uwagę zasługuje też fakt, że spośród ośmiu zawodników, którzy zaprezentowali się w barwach Houston, aż siedmiu zdobyło co najmniej 10 punktów. Było to o tyle ważne, że najlepszego dnia nie miał James Harden, który zakończył spotkanie z "zaledwie" 21 "oczkami"

 

Po drugiej stronie nie było już takiego podziału zdobywanych punktów. Zdecydowanym liderem był Shai Gilgeous-Alexander, który do swoich 31 punktów dodał 6 zbiórek i 2 asysty. Kanadyjczyk nie zdołał jednak wystarczająco pomóc drużynie w ostatniej kwarcie, której początek Oklahoma przegrała 0:15. Jak się okazało był to decydujący moment dla losów drugiego spotkania w serii, po którym Rakiety prowadzą już 2:0.

 

Houston Rockets - Oklahoma City Thunder 111:98 (35:30, 18:29, 24:19, 34:20)

Rockets: Harden 21, House Jr. 19, Green 15, Gordon 15, Tucker 14, Rivers 11, Covington 10, McLemore 6

Thunder: Gilgeous-Alexander 31, Gallinari 17, Paul 14, Schroder 13, Adams 8, Dort 8, Noel 4, Bazley 3, Nader 0, Diallo 0

Stan serii: 2-0

 

 

Po pierwszym meczu przegranym z Orlando Magic, Milwaukee musiało zmazać plamę i pewnie pokonać gospodarzy turnieju popandemicznego. Już podczas dwóch kwart Giannis z pomocą kolegów wyjaśnili kwestię zwycięstwa w spotkaniu numer 2. Po drugiej stronie "wynik trzymał" Nicola Vucević, z 32 punktami, ale to i tak było za mało na wyjątkowo zmotywowanych Bucks.

 

Wysokie zwycięstwo nie kończy jednak problemów ekipy z Milwaukee. Utrata kontroli nad meczem podczas ostatnich dwunastu minut, w których Magic zmniejszyli stratę do dziewięciu punktów oraz bardzo słaba postawa między innymi Khrisa Middletona mogą okazać się przeszkodą nie do przejścia, może nie w starciu z Orlando, ale na pewno w meczach o znacznie większą stawkę.

 

Milwaukee Bucks - Orlando Magic 111:96 (25:13, 39:30, 29:30, 18:23)

Bucks: Atetokounmpo 28, B. Lopez 20, Connaughton 15, Bledsoe 13, DiVincenzo 11, Korver 9, Matthews 7, Middleton 2, Williams 2, Hill 2, R. Lopez 2

Magic: Vucević 32, Fournier 12, Ross 12, Fultz 11, Augustin 10, Ennis III 8, Birch 5, Clark 3, Iwundu 3

Stan serii: 1-1

 

Stan serii na 1:1 wyrównali też faworyci tegorocznych rozgrywek - Los Angeles Lakers. Jeziorowcy uspokoili przede wszystkim szalejącego indywidualnie Damiana Lillarda, który zakończył nocne spotkanie z zaledwie 18 punktami. Główną rolę odebrał mu Anthony Davis, walczący w obronie i rzucający zarówno z daleka, jak i z bliska (31 punktów, 11 zbiórek i 2 asysty).

 

Lakers, podobnie jak nieco wcześniej Bucks, bardzo szybko rozwiali wszelkie wątpliwości dotyczące tego, kto zwycięży w nocnym widowisku. Zawodnicy Franka Vogela bardzo wyraźnie wygrali pierwsze trzy kwarty i najzwyczajniej w świecie "zabili" mecz, który do samego końca pozbawiony już był jakichkolwiek emocji.

 

Los Angeles Lakers - Portland Trail Blazers 111:88 (27:19, 29:20, 32:19, 23:30)

Lakers: Davis 31, Caldwell-Pope 16, Smith 11, McGee 10, James 10, Howard 9, Kuzma 7, Cook 5, Waiters 4, Caruso 3, Green 3, Morris 2, Dudley 0

Blazers: Lillard 18, McCollum 13, Simons 11, Nurkić 9, Trant Jr. 8, Gabriel 7, Whiteside 6, Hoard 6, Adams 4, Hezoncja 4, Anthony 2

Stan serii: 1-1

 

 

Noc z czwartku na piątek była niezwykle ważna dla zespołów NBA nie tylko ze względu na odbywające się spotkania fazy play-off. Podczas niej dokonano też Draft Lottery, czyli loterii nadającej poszczególnym drużynom numery w przyszłorocznym drafcie. Najbardziej zadowoleni z niej mogą być włodarze Minnesota Timberwolves, którzy w NBA Draft 2020 wybiorą jako pierwsi tuż przed Golden State Warriors i Charlotte Hornets.