NBA: Houston remisuje, Heat awansuje

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 25.08.2020, 08:42

Miami Heat w czterech spotkaniach zakończyli pierwszą rundę play-off przeciwko Indiana Pacers i już mogą czekać na rywali w półfinale Konferencji Wschodniej. Tak sprawnie nie idzie natomiast Oklahomie oraz Houston, które remisują na razie 2:2, zapowiadając jedne z najbardziej elektryzujących starć w play-off.

 

 

Po raz czwarty z rzędu Houston Rockets oddali co najmniej 50 rzutów zza łuku. W nocy z poniedziałku na wtorek, było ich 58 (rekord fazy play-off w NBA), jednak tylko 23 doszły celu. Rakiety pudłowały przede wszystkim w ostatnich akcjach meczu, co wykorzystali Dennis Schroder oraz Chris Paul. Na uwagę może zasługiwać szczególnie wynik Niemca, dla którego jego 30 "oczek" jest rekordem kariery w fazie play-off.

 

Mimo tego, iż mecz na swoim, bardzo wysokim, poziomie rozegrał James Harden, cała drużyna z Houston nie mogła poradzić sobie z Oklahomą. Przez pewien czas prowadzący mieli dwucyfrową przewagę, ale Thunder najpierw odrobili straty, a gdy potem zaczęli grać w stylu Rockets, czyli bez nominalnego środkowego, kompletnie pokrzyżowali szyki podopiecznym Mike'a D'Antoniego. Dla Oklahomy może być to bardzo ważna noc nie tylko ze względu na zwycięstwo, ale też na znalezioną "broń", która może okazać się niezwykle skuteczna w decydujących meczach serii.

 

Oklahoma City Thunder - Houston Rockets 117:114 (35:37, 25:23, 32:33, 25:21)

Thunder: Schroder 30, Paul 26, Gilgeous-Alexander 18, Adams 12, Gallinari 9, Dort 9, Bazley 7, Noel 6, Ferguson 0

Rockets: Harden 32, Gordon 23, House Jr. 21, Covington 14, Tucker 11, Green 10, McLemore 3, Rivers 0

Stan serii:  2-2

 

 

 

Kwestia zwycięstwa w czwartym meczu pomiędzy Orlando Magic, a Milwaukee Bucks rozstrzygnęła się dopiero w ostatniej kwarcie. Magicy wiedzieli bowiem, że jeśli chcą jeszcze poważnie myśleć o zagrożeniu liderom Wschodu, muszą wyrównać stan serii na 2:2. Tak się jednak nie stało, bo Bucks podczas czwartej odsłony "odjechali" w niesamowity tempie i przyklepali kolejny triumf w play-off.

 

Największą zasługę miał w tym lider ekipy z Milwaukee - Giannis Atetokounmpo, notujący 31 punktów, 15 zbiórek oraz osiem asyst. Swoje miejsce na boisku odnalazł w końcu Middleton, który pierwszy raz w fazie play-off dorzucił na konto Kozłów istotną liczbę punktów (było ich 21). Po drugiej stronie double-double i punktowy wynik na poziomie Giannisa padł łupem Nikoli Vucevicia, który musi poprowadzić swoją drużynę do trzech kolejnych zwycięstw, jeśli marzą mu się ambitniejsze cele w trwającym sezonie.

 

 

Orlando Magic - Milwaukee Bucks 106:121 (18:22, 34:36, 29:26, 25:37)

Magic: Vucević 31, Ross 19, Fultz 15, Clark 12, Fournier 12, Ennis III 6, Augustin 6, Birch 5, Iwundu 0

Bucks: Antetokounmpo 31, Middleton 21, Matthews 12, Lopez 10, Korver 10, Hill 9, Williams 8, Bledsoe 6, DiVincenzo 5, Ilyasova 5, Connaughton 4

Stan serii: 1-3

 

 

 

 

Po miejscach w tabeli Konferencji Wschodniej można było przypuszczać, że rozstrzygnięcia w parze Miami Heat - Indiana Pacers zapadną dosyć późno, a obronną ręką wyjdą z niej Pacers. Jak się jednak okazało, seria, ani nie trwała długo, ani nie wygrali jej koszykarze z Indianapollis. 

 

Zawodnicy z Florydy, czwarty mecz, jak i całą serię zwyciężyli głównie za sprawą szczelnej obrony. Minionej nocy dali rzucić swoim rywalom zaledwie 87 punktów, a podczas całej serii tylko raz pozwolili Pacers przekroczyć barierę 105 punktów. Duża w tym zasługa całego zespołu, w którym wyróżniał się co prawda Goran Dragić, ale bez pomocy kolegów takich jak: Tyler Herro, Kelly Olynyk czy nawet Jimmy Butler, nie poradziłby sobie z pragnącymi choć jednego zwycięstwa Pacers. 

 

Heat krótko mogą pocieszyć się z szybkiej wygranej, ale już muszą koncentrować się na kolejnej rundzie, gdzie zmierzą się najprawdopodobniej z Milwaukee Bucks. Kozły muszą jednak domknąć serię z Orlando, co nie musi być wcale oczywistością.

 

Miami Heat - Indiana Pacers 99:87 (21:22, 27:20, 22:20, 29:25)

Heat: Dragić 23, Herro 16, Adebayo 14, Olynyk 11, Crowder 10, Nunn 7, Butler 6, Iguodala 5, Robinson 5, Jonmes Jr. 2

Pacers: Oladipo 25, Turner 22, Warren 21, Brogdon 13, Holiday 3, McDermott 3, Summer 0, Sampson 0, Holiday 0

Stan serii: 4-0

 

 

 

Premierowa porażka Lakers, skutecznie obudziła liderów Zachodu. W każdym z trzech kolejnych spotkań podopieczni Franka Vogla szybko wychodzili na prowadzenie, którego nie oddawali do samego końca pewnie kończąc spotkanie. Opis ten pasuje również do nocnego starcia numer cztery, które było o tyle szczególne dla Jeziorowców, że rozegrane w specjalnych trykotach, upamiętniających zmarłego tej zimy Koby'ego Bryanta.

 

Duch jednej z największych postaci NBA, widocznie był tej nocy w Orlando, o czym wspominał w pomeczowym wywiadzie sam LeBron, bo Lakersi błyskawicznie zapewnili sobie triumf. Doszło do tego tak szybko, że szkoleniowiec tegorocznych faworytów do mistrzostwa NBA mógł pozwolić sobie na rotację pełnym, 13-osobowym, składem.

 

Blazers nie pomagał dodatkowo fakt, że podczas meczu kontuzji kolana dostał Damian Lillard. Może to oznaczać, że Amerykanina nie zobaczymy w kolejnym meczu, który będzie najprawdopodobniej ostatnim dla Portland w sezonie 2019/2020.

 

Portland Trail Blazers - Los Angeles Lakers 115:135 (25:43, 26:37, 36:32, 28:23)

Blazers: Nurkić 20, McCollum 18, Anthony 16, Trent Jr. 13, Hezonja 11, Whiteside 11, Lillard 11, Gabriel 10, Simons 3, Hoard 2, Adams 0

Lakers: James 30, Davis 18, Kuzma 18, Green 14, Howard 13, Caldwell-Pope 12, McGee 8, Caruso 5, Morris 5, Cook 5, Waiters 4, Smith 3, Dudley 0

Stan serii: 1-3