EBL: Stelmet wciąż niepokonany, Radom zwycięża w meczu outsiderów

  • Dodał: Igor Wasilewski
  • Data publikacji: 11.09.2020, 22:00

W najciekawszym piątkowym meczu Energa Basket Ligi Stelmet Zielona Góra pokonał u siebie GTK Gliwice w spotkaniu dwóch niepokonanych dotąd drużyn. W meczu prawdopodobnie najsłabszych drużyn w lidze HydroTruck Radom zwyciężył natomiast po emocjonującej końcówce z MKS-em Dąbrowa Górnicza 81:74.

 

Początek spotkania w Zielonej Górze stał pod znakiem chaosu na parkiecie. Piłka krążyła od jednego końca boiska do drugiego, a wynikało to ze strat, których w pierwszej kwarcie drużyny popełniły aż 12. Więcej, bo 8, miało na swoim koncie GTK, ale z pewnością to jemu pasowała bardziej mniej uporządkowana gra. Dzięki niej podopieczni trenera Zollnera cały czas byli w meczu z aktualnym mistrzem Polski. Po remisowej pierwszej kwarcie Stelmet uspokoił nieco sytuację i powoli punktował rywala ze Śląska. U gliwiczan poprawnie nie funkcjonowało natomiast nic, od słabej postawy lidera - Martina Krampelja, poczynając. W sytuacjach ofensywnych bardzo dobrze odcinał go Groselle, który sam zakończył pierwszą cześć spotkania z dwucyfrowym wynikiem. 

 

Duża przewaga Stelmetu wydawała się przesądzać o zwycięstwie, ale zawodnicy Żana Tabaka i tak wcisnęli pedał gazu i rozpoczęli trzecią kwartę od pięciu celnych rzutów za trzy punkty. Różnica między ekipami urosła, a w drużynie gości niemal wszyscy, poza Jordonem Varnado, mieli spuszczone głowy. Amerykanin pozwolił jednak przeczekać trudniejszy okres i na tyle zachęcił do współpracy swoich kolegów z drużyny, że ci wygrali trzecią odsłonę 26:24. Zielonogórzanie nie pozwolili na powtórkę sprzed kilku dni, kiedy to podobną przewagę odrobiła do nich Legia, i z ostatnich 10 minut uczynili formalność. Ostatecznie ostatnia syrena zabrzmiała przy rezultacie 92:73. Najlepiej punktującym zawodnikiem na parkiecie został rozgrywający gospodarzy - Gabriel Lundberg (27 punktów), który jedynie o dwa oczka wyprzedził Varnago z Gliwic.

 

Stelmet Enea BC Zielona Góra - GTK Gliwice 92:73 (24:24, 25:7, 24:26, 19:16)

Stelmet: Lundberg 27, Berzins 15, Groselle 14, Szymkiewicz 11, Ponitka 10, Put 7, Reynolds 6, Koszarek 2, Porada 0

GTK: Varnado 25, Henderson Jr. 15, Krampelj 14, Perkins 8, Szymański 3, Radwański 2, Szlachetka 2, Majewski 2, Diduszko 2, Gołębiowski 0

 

 

 

 

W Radomiu HydroTruck i MKS Dąbrowa Górnicza rywalizowały o pierwsze zwycięstwo w sezonie. Gospodarze po słabej grze przegrali z Legią Warszawa, a ich mecz drugiej kolejki z Polpharmą Starogard Gdański został przełożony. MKS także przegrał z Legią, a wcześniej okazał się gorszy od Kinga Szczecina. W pierwszej połowie dzisiejszego spotkania dużo lepszy był HydroTruck. Podopieczni Roberta Witki zdobyli ponad 10 punktów przewagi. Pod koniec pierwszej połowy zespół z Dąbrowy Górniczej zaczął odrabiać straty i na przerwę schodził, przegrywając 34:39.

Druga połowa rozpoczęła się od serii 8:0 dla MKS-u. HydroTruck zdołał na to zareagować i gra później była wyrównana, a prowadzenie zmieniało się dość często. W czwartej kwarcie zespół z Radomia ponownie odskoczył, ale goście doprowadzili do nerwowej końcówki. Ostatecznie to HydroTruck obronił prowadzenie i wygrał 81:74. Kluczem do zwycięstwa gospodarzy były rzuty za trzy punkty. HydroTruck trafił ich 15, z czego cztery Dayon Griffin, który zdobył 17 punktów. Najskuteczniejszy był Sacha Killeya-Jones, który rzucił 19 punktów i miał także 12 zbiórek. Double-double zanotował również inny zawodnik MKS-u, Lee Moore (17 punktów i 11 zbiórek).

HydroTruck Radom - MKS Dąbrowa Górnicza 81:74 (25:15, 14:19, 20:22, 22:18)

HydroTruck: Griffin 17, Zegzuła 14, Neal 14, Wall 14, Prahl 11, Ostojić 6, Marcin Piechowicz 3, Lewandowski 2

MKS: Killeya-Jones 19, Moore 17, Wilson 13, Nowakowski 13, Kroczak 6, Motylewski 2, Marek Piechowicz 2, Karacić 2

 

 

 

Ostatnie z piątkowych spotkań było starciem dwóch podobnych poziomem ekip, które stworzyły emocjonujące widowisko. Poziom sportowy obu klubów nie stał jednak na najwyższym poziomie, o czym świadczyć może wynik pierwszej kwarty. W momencie, w którym ekipy powinny mieć najwięcej sił i największą skuteczność, rzuciły zaledwie 30 punktów. Szczególnie nieskuteczny był wrocławski Śląsk, którego tylko 30% procent rzutów, podczas pierwszych minut, dochodziło celu. Zespół Olivera Vidina z czasem wyglądał jednak coraz lepiej. Dobrze radził sobie z dzieleniem gry, a co za tym idzie punktów, które rozkładały się niemal po równo po całej drużynie. Pozwoliło to wyjść na nieco bezpieczniejsze 9-punktowe prowadzenie.

 

Początek drugiej połowy nie zwiastował niczego dobrego dla gospodarzy. Spójnia przegrywała mecz na tablicach, a liczne zbiórki Śląska dawały mu szanse na kolejne punkty. W ekipie z Wrocławia przebudził się Ivan Ramljak, który wyrósł na najbardziej wartościowego gracza meczu. Chorwat nie tylko brylował w obronie, ale też dobrze rzucał, dzięki czemu zakończył spotkanie z 20-punktowym dorobkiem. Po drugiej stronie najlepszym graczem już od pierwszej minuty był Baylee Steele, który był jednym z dwóch graczy na parkiecie z double-double (10 punktów, 11 zbiórek). 

 

Wrocławianie prezentowali się agresywnie od samego początku, ale wtedy nikt nie spodziewał się, że może mieć to aż tak opłakane skutki w końcówce. W ostatnich minutach aż czterech graczy Śląska wyrzuconych zostało z boiska za wykorzystanie kompletu pięciu fauli. Byli to: Akos Keller, Michał Gabiński, Strahinja Jovanović oraz Jakub Musiał, czyli zawodnicy nie bez znaczenia dla poczynań zespołu z Dolnego Śląska. Dzięki temu Spójnia zdołała odrobić wszystkie straty, a nawet wyjść na prowadzenie. W końcówce celny rzut z półdystansu zaliczył jednak Nevels, a na jego trafienie nie dał rady odpowiedzieć zablokowany Omari Gudul i Śląsk mógł cieszyć się z drugiego zwycięstwa w sezonie 2020/2021

 

Spójnia Stargard - Śląsk Wrocław 73:74 (15:15, 12:21, 23:23, 23:15)

Spójnia: Steele 20, Matczak 13, Śnieg 12, Gudul 11, Blackshear 9, Młynarski 6, Tarrant 2, Walczak 0, Siewruk 0

Śląsk: Ramljak 20, Nevels 13, Jovanović 10, Dziewa 10, Keller 8, Gabiński 8, Musiał 3, Zagórski 2, Stewart 0, Tomczak 0

 

Relacjonowali: Igor Wasilewski i Kamil Karczmarek