Premier League: Liverpool wymęczył kolejną wygraną

  • Dodał: Radosław Kępys
  • Data publikacji: 31.10.2020, 20:24

Bardzo trudny mecz Liverpoolu na własnym stadionie przeciwko West Hamowi. Zaczęło się od prowadzenia gości, „The Reds” wyrównali jeszcze przed przerwą, ale decydująca bramka wpadła dopiero na kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Dzięki zwycięstwu, gospodarze objęli – przynajmniej na chwilę – prowadzenie w tabeli.

 

Tegorocznego sezonu Premier League drużyna broniąca tytułu w tych rozgrywkach nie zaczęła rewelacyjnie. Poza czterema zwycięstwami, doszły dwa niespodziewane potknięcia – jedno mniejsze 2:2 z Evertonem i drugie gigantyczne – porażka 2:7 z Aston Villą. „The Reds” nie przeszkodziło to jednak, by po sześciu spotkaniach, zajmować w tabeli 2. miejsce, tuż za rywalem z miasta Beatlesów. W sobotę podopiecznych Jurgena Kloppa czekał wymagający sprawdzian z West Hamem – drużyną Łukasza Fabiańskiego, która przegrała dwa pierwsze ligowe mecze, ale kolejne cztery kończyła bez porażki, zdobywając 8 punktów i odbierając punkty Leicester, Tottenhamowi czy Manchesterowi City. Po takiej zapowiedzi, dla fana Premier League musiało wręcz być obowiązkiem, by w sobotnie popołudnie zasiąść przed telewizorem lub ekranem komputera (niestety tylko na to pozwalają obecne warunki) i oglądać całkiem ciekawe widowisko.

 

Od początku meczu gospodarze przeważali. W pierwszych minutach pomocnicy Liverpoolu posłali dwie groźne piłki w pole karne na Mohameda Salaha, ten jednak nie stworzył zagrożenia. Nie minęło jeszcze 10 minut tego meczu, a tu już jedna z drużyn objęła prowadzenie, ale… nie był to faworyzowany Liverpool. Pierwsza groźna akcja West Hamu, na lewej stronie tuż przed wysokością pola karnego znalazł się Arthur Masuaku, jego dośrodkowanie niedokładnie wybił Joe Gomez, a ta trafiła pod nogę Pablo Fornalsa. Ten nie silił się na bardzo mocny strzał, ale posłał kąśliwą próbę, obok prawego słupka bramki Alissona. Brazylijczyk wyciągnął się, jak struna, ale nie dał rady wybronić tego strzału. Dla Fornalsa była to druga bramka w drugim z rzędu ligowym meczu przeciwko „The Reds”. To się nazywa patent.

 

Liverpool bardzo wyraźnie przeważał w posiadaniu piłki, szukał możliwości przedostania się w pole karne West Hamu, ale forteca obronna, jaką po pierwszym golu w polu karnym i kilkanaście metrów przed nim postawili goście, była bardzo trudna do sforsowania. Wyrównać udało się dopiero początkiem 43. minuty, jednak nie stało się to, dzięki składnej akcji, ale rzutowi karnemu. Tuż przed tym błąd w polu karnym popełnił Arthur Masuaku, faulując Mohameda Salaha. Egipcjanin nic sobie nie zrobił z zasady: „poszkodowany karnego nie strzela”. Podszedł do jedenastki i strzałem w środek bramki pokonał Łukasza Fabiańskiego, który przy obronie poszedł w lewą stronę. Gol do szatni mógł służyć Liverpoolowi w od początku drugiej połowy, bo gra zaczynała się od nowa przy remisowym rezultacie.

 

Początek drugiej połowy był dość zacięty i mógł świadczyć o tym, że po przerwie będzie się w tym meczu sporo działo. Końcówka pierwszego kwadransa była już jednak dużo słabsza. Spadła trochę jakość gry, spadło tempo, a obie jedenastki nie tworzyły sobie wielu groźnych okazji. Tuż przed 70 minutą znakomitą okazję mogli mieć goście. Piłkę na skraju pola karnego opanował Pablo Fornals, po lewej stronie miał ustawionego właściwie na czystej pozycji przed bramkarzem rywali – Sebastiana Hallera. Zamiast podać piłkę koledze z zespołu, ten uderzył w nogi obrońców, marnując potencjalnie znakomitą okazję. Kilka minut później, w odpowiedzi dokładniej ze skraju pola karnego mógł przymierzyć Salah, ale uderzył daleko obok bramki.

 

Tuż po 75. minucie Liverpool mógł prowadzić, ale po rajdzie lewą stroną boiska Diogo Joty, piłka została zagrana do Sadio Mane, najpierw strzał Senegalczyka obronił Fabiański, potem po spięciu Senegalczyka, Polaka oraz Aarona Cresswella piłka trafiła z powrotem do Joty, a ten zdobył gola. Problem w tym, że długa analiza VAR doprowadziła do jasnego orzeczenia – Mane zbyt ostro wchodził w Łukasza Fabiańskiego i bramka nie została uznana. Co nie udało się jednak wtedy, w 85.minucie było już faktem. Tym razem głównym architektem gola był Xherdan Shaqiri, który przy natłoku rywali w polu karnym West Hamu, znalazł idealną drogę, by posłać futbolówkę prostopadłym podaniem. Tam dopadł już do niej Diogo Jota – tym razem pewnym mocnym strzałem nie pozostawił już wątpliwości Łukaszowi Fabiańskiemu, kto obejmuje prowadzenie w tym meczu.

 

Liverpool – West Ham United 2:1 (1:1)
Bramki:
43’ Salah, 85’ Jota - 10’ Fornals
Żółte kartki:
49’ Rice
Liverpool:
Alisson – Alexander-Arnold, Joe Gomez, Phillips, Robertson – Jones (70’ Shaqiri), J. Henderson (C), Wijnaldum – M. Salah (90’ Milner), Firmino (70’ Jota), Mané
West Ham United: Fabiański – Coufal, Balbuena, Ogbonna, Cresswell, Masuaku (89’ Lanzini) – Bowen (89’ Benrahma), T. Souček, Rice (C), Fornals – Haller (74’ Yarmolenko)
Sędzia: Kevin Friend

Radosław Kępys – Poinformowani.pl

Radosław Kępys

Mam 30 lat. W październiku 2017 roku uzyskałem dyplom magistra Politologii na Wydziale Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Wcześniej od 2015 roku pisałem dla igrzyska24.pl. Odpowiedzialny za biathlon, kajakarstwo, pływanie, siatkówkę i siatkówkę plażową, ale w tym czasie pisałem informacje z bardzo wielu sportów - od lekkiej atletyki po narciarstwo alpejskie. Sport to moja pasja od najmłodszych lat i na zawsze taką pozostanie. Poza nim uwielbiam dobrą literaturę, dobrą muzykę i dobre jedzenie. Interesuje się też historią najnowszą i polityką.