NBA: Wall prowadzi Rockets do drugiego zwycięstwa nad Kings

  • Data publikacji: 03.01.2021, 09:35

Po praktycznie dwóch latach przerwy od gry i walki z kontuzjami, John Wall wrócił na parkiety ligi. Weteran poprowadził Houston Rockets to drugiego zwycięstwa nad Sacramento Kings. Tej nocy znowu z dobrej strony pokazali się również Cleveland Cavaliers.

 

Brak Jamesa Hardena oraz skrócona do minimum ławka rezerwowych nie powstrzymały Houston Rockets przed drugą wygraną w tym sezonie, nota bene znów przeciwko Sacramento Kings. Spotkanie było istnym show w wykonaniu Johna Walla. Wracający po przewlekłych kontuzjach gracz, rzucił 28 punktów, emanując swoim doświadczeniem w kluczowej końcówce, kiedy to kilkukrotnie przeważył o sukcesach zarówno w defensywie jak i ataku. Po raz kolejny z dobrej strony pokazał się również Chris Wood. Nowy, podstawowy center Rakiet zebrał solidne double-double, kompletując 20 punktów plus 15 zbiórek. Goście początkowo nadążali za tempem spotkania, ale ostatnie dwie kwarty wypadły w ich wykonaniu wręcz beznadziejnie, a skuteczność celnych rzutów zeszła solidnie poniżej 30%, co przełożyło się na trzecią klęskę w tym sezonie.

 

Cleveland Cavaliers nie przestają zaskakiwać na początku startujących rozgrywek. Tej nocy uporali się z mocno faworyzowaną Atlantą, co tylko umocniło ich w czołówce stawki na Wschodzie. Kawalerzyści pokazali nie lada charakter, wracając do spotkania,, mimo dwucyfrowego deficytu po pierwszych dwóch kwartach. Kapitalnie zaprezentował się (nie po raz pierwszy zresztą) Collin Sexton, dodając od siebie 27 punktów. "Młody Byk" wyrasta na lidera, jakiego zespół nie miał od momentu odejścia LeBrona Jamesa. Wśród przegranych gospodarzy trzeba wyróżnić przede wszystkim Clinta Capelę - Szwajcar nie miał sobie równych w starciach podkoszowych, zgarniając 16 zbiórek, które dołożył do równie imponujących 16 punktów.

 

Nocne zmagania domknęła zacięta batalia Pelikanów z kanadyjskimi Raptors, rozstrzygnięta ostatecznie 120:116 na rzecz drużyny z Nowego Orleanu. Do wygranej prowadził ich Brandon Ingram. To czwarty mecz po wznowieniu rozgrywek, kiedy był on najlepiej punktującym na parkiecie. Zawodnik robi wrażenie zwłaszcza, że tym razem po raz pierwszy przekroczył pułap 30 punktów (31). Toronto nie miało na niego recepty, musząc uznać wyższość rywala. Póki co mistrzowie ligi z 2019 roku notują bardzo rozczarowujący start, plasując się z ledwie jedną wygraną w ostatniej trójce Konferencji Wschodniej. Można kręcić nosem, bo kilkukrotnie decydowały o tym kosmetyczne różnice punktowe, lecz tym razem zabrakło koncentracji w kluczowej, jak się potem okazało, trzeciej kwarcie. Skuteczność na poziomie ledwie 27% (ledwie 18% celnych rzutów za trzy) to stanowczo za mało. Kanadyjczycy muszą wybudzić się z letargu, inaczej przestaną być postrzegani jako jedni z faworytów na Wschodzie.

 

Komplet wyników z ubiegłej nocy:

Houston Rockets - Sacramento Kings 102:94 (38:36, 28:28, 19:17, 19:13)

Indiana Pacers - New York Knicks 102:106 (28:26, 23:24, 31:32, 20:24)

Orlando Magic - Oklahoma City Thunder 99:108 (33:28, 18:24, 31:32, 17:24)

Philadelphia 76ers - Charlotte Hornets 127:112 (39:24, 34:34, 31:32, 23:22)

Atlanta Hawks - Cleveland Cavaliers 91:96 (35:25, 21:19, 18:26, 17:26)

New Orleans Pelicans - Toronto Raptors 120:116 (32:26, 23:34, 32:22, 33:34)