Komentarze Polaków po warszawskim turnieju

  • Data publikacji: 03.07.2018, 21:33

W niedzielę zakończył się turniej siatkówki plażowej z cyklu World Tour, który rozgrywany był w Warszawie. Cieszyliśmy się ze zwycięstwa Bartosza Łosiaka i Piotra Kantora, ale w tym turnieju grały też inne pary, których komentarze prezentujemy poniżej.

Przypomnijmy, w turnieju głównym kobiet wystąpiły dwie pary. Jagoda Gruszczyńska, która grała z Aleksandrą Gromadowską szybko zakończyła swój udział, po dwóch porażkach w grupie. Polki najpierw uległy Brazylijkom, później lepsze były Szwajcarki. W żadnym z tych spotkań naszym reprezentantkom nie udało się urwać nawet seta. Kinga KołosińskaKatarzyna Kociołek zakończyły swój udział na 1/8 turnieju, po porażce z Brazylijkami - Agathą i Dudą.

Wśród panów mieliśmy cztery nasze pary. Tylko jedna nie wyszła z grupy, Maciej RudolKacper Kujawiak przegrali oba mecze 0:2 i zakończyli szybko swój udział. Mariusz PrudelJakub Szałankiewicz przegrali w pierwszej rundzie z parą Herrera/Gavira, a Grzegorz FijałekMichał Bryl w drugiej rundzie z Czechami - Perusicem i Schweinerem. Bartosz ŁosiakPiotr Kantor stanęli natomiast na najwyższym stopniu podium w niedzielę.

Z parami Łosiak/Kantor oraz Kołosińska/Kociołek w kolejnych dniach zaprezentowane zostaną dłuższe wywiady.

Jagoda Gruszczyńska: Nie wiem czego zabrakło w naszej grze do lepszego wyniku. Nie można nawet powiedzieć, że my grając dobre spotkanie, wygramy z zespołami, które tutaj grają. Te drużyny są przed meczem lepsze od nas, są faworytami. Nie zagrałyśmy najlepszej siatkówki, bo pierwszy set w pierwszym meczu i oba sety w drugim spotkaniu pokazały, że możemy walczyć. Podbijamy dużo piłek, ale był trochę problem ze skończeniem pierwszej piłki. Powinniśmy przestać skupiać się na przeciwnikach, a zacząć skupiać się na sobie. To jest sport. Przestańmy rozmawiać o tym, że przeciwnik jest lepszy, to my musimy grać swoją siatkówkę. Jeśli wyjdę na boisko, zagram swoją siatkówkę i przegram, to będę nadal chodzić z podniesioną głową, bo mój czas jeszcze przyjdzie. Gdyby ktoś siedział tylko na trybunach, to ktoś by pomyślał, że nadal jesteśmy w Olsztynie. Ten turniej jest bardzo podobnie zorganizowany do poprzednich. Nie wiem czy miejsce to jest ten turniej, czy ludzie stanowią o tym turnieju. Cały czas są te same twarze i fajnie się wraca do tych ludzi. Monta to miejsce, w którym trenujemy i jest nam znane. Myślę, że to fajne, że turniej odbywa się w nowym miejscu. Może dzięki temu pojawią się nowi fani siatkówki plażowej, którzy do tej pory nie mieli do czynienia z tą dyscypliną.

Grzegorz Fijałek: Z Holendrami (Varenhorst/Bouter) była walka na całego, graliśmy z nim już czwarty raz w tym roku, czwarty raz wygraliśmy. Nie jest to łatwy przeciwnik, zwłaszcza dla mnie, gdzie mam taką ścianę przed sobą. Daliśmy radę. Szkoda pierwszego seta, uciekli nam w końcówce i dlatego się męczyliśmy. To jest nasz standard, gramy chyba ósmy tie-break z rzędu. Wychodzimy pewni siebie na tie-breaka, gramy dobrze taktycznie, a to jest najważniejsze. W tie-breaku taktyka i głowa decyduje o zwycięstwie. Mam nadzieję, że wyciągniemy wnioski, bo chłopaki z Czech mają teraz przysłowiowe pięć minut. Szczerze mówiąc Czesi (Perusic/Schweiner) nie grali nic innego, niż mieliśmy założenia. To była nasza słaba gra, w pierwszej akcji po przyjęciu nie kończyliśmy piłek. Na tym poziomie to nie jest wybaczalne. Oni grają dobrą siatkówkę. Mieliśmy dużo szans, ale nie było side-outu kończącego. Jak jest już przewaga pięciu, sześciu punktów w drugim secie, to próbuje się wszystkiego po trochu, ale nic nie wychodzi. Przegrywaliśmy od początku ten mecz, później fajnie doszliśmy, ale znowu niepotrzebne błędy. Gra zaczyna się po osiemnastym punkcie i kto wytrzyma psychicznie, ten wygrywa. My nie podołaliśmy. Możemy tylko podziękować kibicom za wsparcie. Jesteśmy świeżym zespołem, gramy dopiero drugi sezon. Zgrywamy się, z meczu na mecz gramy lepiej. Mam nadzieję, że nasze pięć minut będzie jeszcze w tym roku.

Michał Bryl: Fakt, Czesi dobrze grają. Myśleliśmy, że damy im radę. Cały ten turniej graliśmy dość dobrze. Nie sądziłem, że wyjdzie nam tak słabo ten mecz, sam jestem zaskoczony. Kompletnie nas nie zaskoczyli. Wszystko, co mieliśmy na nich rozpisane, to zagrali. Na początku troszkę mi się inaczej piłkę uderzało, później się dostosowałem i było tak, jak powinno być. Tylko rezultat jest, jaki jest. Plus za dobrą walkę na samym początku, pokazaliśmy troszeczkę dobrej siatkówki, a minus, że ten ostatni mecz się tak niefajnie zakończył.

Mariusz Prudel: Trafiliśmy na zwycięzcę poprzedniego turnieju (Herrera/Gavira). Mogliśmy to wygrać, nie graliśmy, jak potrafimy najlepiej. Najbardziej wiatr przeszkadzał, który raz wieje, raz nie wieje. Czasami pójdzie się na stronę pod wiatr, fajnie się gra przez siedem punktów, później zmiana stron i już nie wieje. Lepsza strona ułatwia grę. Myślę, że u mężczyzn światowa czołówka się tak poszerzyła, że obecnie to około 30 zespołów, może nawet więcej. U kobiet to trochę inaczej wygląda. U nas się bardzo wyrównało i te drobne szczegóły decydują o wszystkim. Nie jedziemy teraz na turniej do Espinho, trenujemy w Spale, a później jedziemy do Gstaad. Po zmianie par zawsze potrzeba trochę czasu, żeby się dopasować. Nie jest tak, że się przychodzi i nagle wszystko wychodzi. To cały czas u nas trwa, jeszcze dużo przed nami. Trenerzy od przygotowania fizycznego mówią, że forma ma przyjść na mistrzostwa Europy.

Jakub Szałankiewicz: Zagraliśmy bardzo źle, nie wykonywaliśmy poleceń trenera. Chodziło o to, żeby mocno zagrywką odrzucić rywali od siatki. Nie zrobiliśmy tego w żaden sposób. Ten wiatr nam bardziej przeszkadzał, niż przeciwnikowi. Przegraliśmy, za bardzo nie pokazaliśmy tego, co potrafimy grać. Na pewno będziemy próbowali to zmieniać w najbliższym czasie.