Piłka ręczna - MŚ: sensacyjne remisy w trzecim dniu

  • Data publikacji: 15.01.2021, 22:35

Sensacyjne remisy Japonii z Chorwacją, osłabionej Brazylii z Hiszpanią, pewne zwycięstwa Niemców i Danii. Wiele emocji, szalonych końcówek. To przyniósł trzeci dzień Mistrzostw Świata w Egipcie.

 

Grupa B

Podsumowanie meczu Polska – Tunezja znajdziecie TUTAJ

 

W hicie trzeciego dnia mistrzostw świata zmierzyły się drużyny Hiszpanii i Brazylii. Przed meczem w roli faworyta stawiana była Hiszpania, która jest obecnym mistrzem Europy. Natomiast „Kraj Kawy” przyleciał na turniej poważnie osłabiony brakiem selekcjonera - Marcusa „Taty” Oliveiry i czołowego pomocnika - Thiagusa Petrusa. Brazylijczycy mieli jednak wielką ochotę sprawić niespodziankę i zrewanżować się za mistrzostwa globu sprzed czterech lat, kiedy to lepsi byli Hiszpanie. I to właśnie reprezentacja Brazylii weszła w to spotkanie z lepszym nastawieniem. Da Rosa bronił rzuty rywali jak w transie. W ciągu 11 minut puścił tylko jedną bramkę i na tablicy widniał wynik 4:1. Golkiper Hiszpanii jednak nie pozostawał dłużny swojemu vis a vis. Jego fantastyczne interwencje w parze z bramkami legendy Hispanos- Alberto Entrerriosa dały sygnał mistrzom Europy do ataku. Pogoń sprawiła, że już po kilku minutach był remis. Potem dostrzegalny zaczął być brak Petrusa. Szyki defensywne Brazylijczyków przestały być szczelne i pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem faworytów 16:13. W drugiej połowie Hiszpania się rozkręcała, świetnie dysponowany był Canelas, który celnie rzucał i jeszcze celniej asystował. Przewaga wzrosła do sześciu bramek. W następnych minutach jednak to właśnie Canelas oraz De Argilas dostali dwie minuty. W podwójnym osłabieniu podopieczni Jordi Ribery nie radzili sobie już tak dobrze i w 47. minucie prowadzili już tylko jedną bramką. Pozostałe 13 minut było już znacznie bardziej wyrównane. Wynik meczu rozstrzygnął się dopiero w ostatnich sekundach. Na 30 sekund przed końcem Brazylijczycy byli bardzo blisko sprawienia sensacji, wygrywali jedną bramką, ale ten, który dla reprezentacji Hiszpanii rzucił ponad 700 bramek - Alberto Entrerrios w ostatnich sekundach uratował jeden punkt dla swojej drużyny. Mecz zakończył się wynikiem 29:29. Z parkietu w euforii schodzili Brazylijczycy.

 

Polska – Tunezja 30:28

Hiszpania – Brazylia 29:29

 

Grupa A

 

W ramach tej grupy rozegrano w piątek dwa spotkania. Najpierw Niemcy podejmowały Urugwaj. Południowoamerykańska reprezentacja jako debiutant skazywana była na porażkę. Niemcy po czwartym miejscu na poprzednich mistrzostwach globu teraz chcą powalczyć o podium. W tym meczu było to widać od pierwszych minut. Sąsiedzi z zachodu kontrolowali to spotkanie od pierwszej do ostatniej minuty. Po pierwszej połowie prowadzili 16:4. Urugwajczycy nie byli w stanie nawiązać równej walki w żadnym etapie spotkania. Tempo, siła fizyczna i technika Niemców była na zupełnie innym poziomie. Mecz zakończył się wynikiem 43:14.

 

Drugie spotkanie w tej grupie należy uznać za historyczne, ponieważ pierwszy raz zagrały ze sobą reprezentacje Węgier i Wysp Zielonego Przylądka. Ale na tym kończą się ciekawe fakty dotyczące tego spotkania, gdyż sam przebieg był bardzo jednostronny. Oczywiście już przed meczem większość dopisywała dwa punkty drużynie z Europy. Co prawda przed spotkaniem trener Węgrów kurtuazyjnie wypowiadał się, że nie lekceważą przeciwników. Wydarzenia na parkiecie pokazały jednak, że zwycięzca od początku mógł być tylko jeden. Już po pierwszej połowie Madziarowie prowadzili 19:14. W drugiej odsłonie spotkania powiększali sukcesywnie przewagę, wygrywając ostatecznie 34:27

 

Niemcy – Urugwaj 43:14

Węgry – Wyspy Zielonego Przylądka 34:27

 

Grupa C

 

Trzeci dzień mistrzostw rozpoczął mecz pomiędzy Katarem i Angolą. Zdobywcy tytułu mistrza Azji z 2020 roku przystępowali do tego spotkania jako faworyci. Jednak wiedzieli, że zbytnia pewność siebie może ich zgubić. Przekonali się o tym 2 lata temu. Wtedy również mistrzostwa globu rozpoczynali od pojedynku z Angolą i tamten mecz przegrali 23:24, tracąc realne szanse na wyjście z grupy. Początek piątkowego spotkania pokazał, że Angola ma ochotę na powtórkę z tamtego turnieju. To właśnie drużyna z Afryki lepiej rozpoczęła mecz. Przez kilkanaście minut utrzymywali przewagę jednej lub dwóch bramek. Potem jednak dali się dogonić Katarczykom na własne życzenie. Zaczęli popełniać błędy techniczne prowadzące do strat, a te bezlitośnie wykorzystywali faworyci. Podopieczni trenera Valero Rivery zaczęli także lepiej konstruować ataki pozycyjne, odrobili deficyt i pierwszą połowę zakończyli na prowadzeniu 14:13. W drugiej odsłonie spotkania Katarczycy mogli także liczyć na doświadczonego bramkarza - Danijela Saricia, który tę część rywalizacji zaczął dwiema obronami. Okazje wypracowane przez popisy defensywy zostały w pełni wykorzystane po drugiej stronie parkietu i mistrzowie Azji prowadzili już 4 bramkami. Od tego momentu Katar miał już pełną kontrolę nad meczem. Z biegiem minut zdobywali coraz większą przewagę. Rywalizacja zakończyła się wynikiem 30:25. MVP spotkania zasłużenie otrzymał Ahmad Mamadi, który dla Kataru rzucił 9 bramek.

 

W drugim spotkaniu tej grupy zmierzyli się ze sobą Chorwacja i Japonia. Ten mecz miał wyraźnego faworyta, w tej roli oczywiście reprezentacja z Europy. Te zespoły spotykały się na mistrzostwach dwukrotnie i w obu przypadkach lepsza była Chorwacja. Jednak to Japończycy lepiej rozpoczęli mecz. Od początku ruszyli z animuszem. Przed końcem pierwszej połowy sensacyjnie prowadzili z faworyzowanym rywalem 17:11. Chorwaci zrozumieli wtedy, że nie wygrają tego meczu tytułami z przeszłości. Odrabianie strat rozpoczęli jeszcze przed gwizdkiem kończącym pierwszą część spotkania. Zmniejszyli deficyt do 3 punktów. Na drugie 30 minut to jednak znowu drużyna z Azji wyszła lepiej zmotywowana. Przez 15 minut utrzymywali bezpieczne prowadzenie. Ego Chorwatów zostało poważnie podrażnione. Wiedzieli, że jeśli teraz nie ruszą do ataku, to będą musieli uznać wyższość Japończyków. Faworyci z Bałkanów zaczęli lepiej grać w defensywie, wypracowywali sobie lepsze pozycje rzutowe. Końcówka spotkania to była prawdziwa wojna nerwów, przewaga przechodziła co chwilę z jednej na drugą stronę. Ostatecznie w sensacyjnym meczu grupy C padł remis 29:29.

 

Katar – Angola 30:25

Chorwacja – Japonia 29:29

 

Grupa D

 

Zaczęło się od meczu Argentyny z Demokratyczną Republiką Konga. Kongo jako debiutant na pewno nie przystępowało do tego meczu w roli faworyta. Natomiast drużyna Manolo Cadenasa wiedziała, że musi wygrać to spotkanie, żeby walczyć o awans z jak najlepszej pozycji. I rzeczywiście to Argentyna lepiej weszła w to spotkanie. Przez ponad 20 minut prowadzili, jednak pod koniec pierwszej połowy stracili wypracowaną przewagę i na przerwę schodzili przegrywając 13:14. Po zmianie stron dosyć szybko odnaleźli właściwy rytm. Nie licząc pierwszych 4 minut, reprezentacja Konga nie potrafiła dotrzymać kroku rywalom. Argentyńczycy odrobili straty i zaczęli grać w swoim stylu. Na pełnej swobodzie i dużej szybkości. Kongijczykom ewidentnie zabrakło tchu i polegli 22:28.

 

Następnie przyszła pora na mecz Danii z Bahrajnem.  Obecny mistrz świata w pojedynku z azjatycką drużyną chciał postawić pierwszy krok w drodze po obronę tytułu. I od pierwszych minut to był pokaz siły w wykonaniu Duńczyków. Żelazna defensywa bardzo rzadko ulegała Bahrajńczykom, natomiast ofensywa działała tak jak sobie to zaplanował Nikolaj Jacobsen. W 16. minucie uzyskali czterobramkowe prowadzenie i z upływem czasu tylko je powiększali. Bahrajnowi brakowało dyscypliny w defensywie. Żeby ratować się przed kolejnymi atakami mistrzów grali ostro, często byli spóźnieni, co powodowało wykluczenia. Po  pierwszej połowie Duńczycy mieli już 9 bramek przewagi. Po przerwie zalety reprezentacji Danii i wady ekipy z Azji były coraz bardziej widoczne. Żelazna defensywa i niemalże bezbłędna ofensywa Europejczyków zdominowały spotkanie. Sensacją spotkania okazał się najmłodszy wśród Duńczyków - Mathias Gidsel. 21-letni rozgrywający zdobył 10 bramek i został wybrany MVP spotkania.

 

Argentyna – Demokratyczna Republika Kongo 28:22

Dania – Bahrajn 34:20