Premier League: rozczarowanie w hicie na Anfield
Yurificacion/WikimediaCommons/CC BY-SA 4.0

Premier League: rozczarowanie w hicie na Anfield

  • Dodał: Kacper Lewandowski
  • Data publikacji: 17.01.2021, 19:30

W niedzielę odbył się hitowy mecz w rozgrywkach Premier League. Na Anfield przyjechał Manchester United. W 205. Derbach Północnego Zachodu, najbardziej prestiżowym spotkaniu w Anglii, drużyny podzieliły się punktami. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem.

 

Przed pierwszym gwizdkiem, jak zazwyczaj przy spotkaniach tych dwóch drużyn, w mediach było sporo emocji. Na konferencji prasowej Ole Gunnar Solskjaer wygłosił tezę, że jest to dla Czerwonych Diabłów doskonały moment żeby zmierzyć się z Liverpoolem. The Reds przystępowali do spotkania podrażnieni formą w ostatnich meczach ligowych. W trzech ostatnich meczach zaliczyli dwa remisy ze słabszymi rywalami, które zostały zwieńczone porażką z Southamptonem w poprzedzającej kolejce. W analogicznym okresie zespół z Old Trafford zdobył siedem punktów, mierząc się przy tym z bardziej wymagającymi rywalami. Na niekorzyść Liverpoolu działała również sytuacja z kontuzjami, która ciągnie się za nimi praktycznie od początku sezonu. Z powodu urazu nie mogli wystąpić Virgil Van Dijk, Joe Gomez, Joel Matip, Kostas Tsimikas, Diogo Jota oraz Naby Keita. Szkoleniowiec United z kolei miał pełen komfort w doborze składu.

 

Chwilę po 17:30 czasu polskiego na stadionie przy Anfield Road rozbrzmiał gwizdek Paula Tierney’a. Z początku gra obu zespołów wydawała się niepoukładana. Na każdą stratę United stratą odpowiadali gospodarze. Jako pierwsza koncentrację odzyskała drużyna Jurgena Kloppa, co poskutkowało akcją ofensywną zakończoną strzałem. Andy Robertson technicznie starał się zmieścić piłkę po ziemi obok bliższego słupka, ta jednak minęła go po niewłaściwej stronie. Taktycznie obie drużyny były idealnie dopasowane. Gospodarze grali wysokim pressingiem w ataku, a długimi podaniami w obronie. Manchester United odpowiadał na to dobrze zorganizowaną grą z kontry. Po pierwszej tercji Liverpool miał wszystko oprócz skuteczności. Przeważał w posiadaniu piłki, w wykreowanych sytuacjach oraz oddanych strzałach. Podopieczni norweskiego menadżera zdawali się nawet nie próbować zagrozić bramce Alissona. Pierwsza groźna próba ze strony gości nastąpiła w 34. minucie po faulu Shaqiriego. Z rzutu wolnego blisko granicy pola karnego Liverpoolu bardzo mocne uderzenie oddał Bruno Fernandes. Strzał o centymetry minął światło bramki. Do końca pierwszej połowy przeważała gra w środku pola, bez zagrożenia w którąkolwiek ze stron.

 

Po gwizdku kończącym pierwszą połowę kibice mogli czuć potężny niedosyt. Liverpool oddał dziewięć strzałów, z czego tylko jeden celny. Manchester United odpowiedział podobną liczbą spalonych. Chorągiewka sędziego liniowego musiała pójść w górę aż siedem razy. Piłkarzem, który wyróżniał się w początkowych 45 minutach był Andrew Robertson. Lewy obrońca był zawsze tam, gdzie był potrzebny. Kiedy trzeba było zamknąć strefę w obronie był w odpowiednim miejscu. Kiedy potrzeba było wzmocnienia w ofensywie wbiegał w pole karne, w którym Czerwone Diabły zdawały się go nie zauważać - zawsze pomijając go w kryciu. Najgorszy na placu w tym czasie był Bruno Fernandes. Portugalczyk, który jednoosobowo odmienił swoim przyjściem grę klubu z Old Trafford, w tym spotkaniu był prawie zupełnie niewidoczny. Oddał co prawda jedyny niecelny strzał z rzutu wolnego, jednak jego wpływ na grę gości był rozczarowujący.

 

Na drugą połowę obie drużyny wyszły w niezmienionych składach. Nie zmienił się również styl gry obu drużyn. Nadal to Liverpool przeważał w każdym aspekcie. W 53. minucie swój wpływ na grę chciał odcisnąć Bruno Fernandes. Jego strzał zatrzymał wślizgiem Fabinho. Rzut rożny dla Manchesteru rozegrany został fatalnie, co poskutkowało szybką kontrą w wykonaniu Salaha. Akcję zgasił hiszpański bramkarz z Manchesteru łapiąc piłkę, którą Egipcjanin wypuścił sobie celem oddania strzału. Po tej sytuacji tempo rozgrywania drastycznie spadło. Liverpoolczycy próbowali usypiać czujność gości konsekwentną wymianą podań. Wrzutki  zbierały zawsze Czerwone Diabły, chociaż nie były się w stanie dłużej utrzymać przy piłce. W 65. minucie pierwszy celny strzał dla gości oddał Bruno Fernandes, ale uderzenie to było zupełnie niegroźne - w sam środek bramki, na wysokości rąk Alissona. Od tego momentu mecz się wyrównał. Obie drużyny rozgrywały w środku pola, mniej więcej po równo dzieląc się posiadaniem piłki. W 75. minucie mocnym strzałem po ziemi bramce gospodarzy znów zagroził portugalski rozgrywający, jednak w odpowiedzi brazylijski bramkarz popisał się intuicyjną interwencją. Już dwie minuty później Thiago Alcantara oddał potężny strzał zza pola karnego, jednak De Gea efektowną paradą sparował piłkę na aut. Świetną sytuację na otwarcie wyniku zmarnował Paul Pogba w 83. minucie. Oddał bardzo mocne uderzenie w światło bramki, ale znów efektowną interwencją popisał się Alisson. Z rzutu rożnego po strzale francuza ponownie Czerwone Diabły przetestowały refleks Brazylijczyka. Tym razem również Jurgen Klopp mógł być dumny z postawy swojego bramkarza. Gol nie zostałby uznany, ponieważ Marcus Rashford był na pozycji spalonej. Do końca spotkania obie drużyny nie były w stanie przeważyć szali zwycięstwa na swoją stronę.

 

Mecz charakteryzował najwyższy ciężar gatunkowy i było to widać w koncentracji obydwu zespołów. Liverpool usilnie próbował wygrać ten mecz, a planem minimum Manchesteru United był brak porażki. W drużynie gospodarzy w drugich 45 minutach zawodził Thiago Alcantara. Hiszpański pomocnik nie był w stanie rozgrywać piłki tak, jak przed przerwą. Rozbudził się natomiast playmaker Manchesteru United, Bruno Fernandes. Po przerwie jego wpływ na drużynę gości był o wiele większy. Nie był jednak w stanie przeważyć szali zwycięstwa na korzyść swojej drużyny. Główną przeszkodą, która stanęła na jego drodze, był Alisson Becker. Brazylijski bramkarz był w tym spotkaniu najlepszy na placu gry. To on jednoosobowo wywarł największy wpływ na grę swojego zespołu. Wiedział kiedy wyjść z pola karnego, a kiedy pozostać między słupkami. Rozegrał bezbłędne spotkanie. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Już za tydzień będzie okazja do rewanżu w czwartej rundzie FA Cup, tym razem zespoły spotkają się w Manchesterze.

 

Liverpool FC – Manchester United 0:0
Liverpool:
Alisson – Alexander-Arnold, Henderson, Fabinho, Robertson – Thiago, Wijnaldum (89' Milner), Shaquiri (76' Jones) – Salah, Firmino (85' Origi), Mane
Manchester Utd: De Gea – Wan-Bissaka, Lindelof, Maguire, Shaw – Fred, McTominay – Rashford, Fernandes (89' Greenwood), Pogba - Martial (61' Cavani)
Żółte kartki: 33' Shaquiri, 66' Fabinho - 94' Rashford
Sędziował: Paul Tierney

 

Kacper Lewandowski – Poinformowani.pl

Kacper Lewandowski

Aplikant Radcowski, prywatnie ogromny kibic Premier League, śledzę też ligę włoską, portugalską i polską.