Pocałunek śmierci po poznańsku - felieton

  • Dodał: Paweł Wyrwa
  • Data publikacji: 05.02.2021, 14:30

Lech po awansie do fazy grupowej Ligi Europy i sprzedaży trójki wychowanków latem zeszłego roku miał wyraźne pole-position względem reszty stawki. Kluby ekstraklasy borykały się z problemami finansowymi spowodowanymi przerwaniem rozgrywek wiosną zeszłego roku, tymczasem do kasy poznańskiego klubu trafiła rekordowa transza środków – mówi się o kwocie rzędu 120 milionów złotych.

 

Po rewelacyjnej rundzie mistrzowskiej sezonu 19/20, w której podopieczni Dariusza Żurawia nie przegrali żadnego meczu, a zremisowali zaledwie jeden przyszła pora na eliminacje do fazy grupowej Ligi Europy – je piłkarze poznańskiej Lokomotywy przeszli koncertowo.

 

Ligowa jesień okazała się jednak mordercza dla klubu z Wielkopolski. Zwana często „pocałunkiem śmierci” gra na 3 fronty wyraźnie zdemolowała szeregi Kolejorza.

 

Poznaniacy po 15. rozegranych meczach, czyli niemal na półmetku rozgrywek zajmują odległe 10. miejsce. Do liderującej Pogoni tracą w tej chwili 13 punktów.

 

Pochyliłem się nad powodami gorszej formy w minionych miesiącach. Szukając genezy problemu moim zdaniem musimy cofnąć się... w zasadzie do 2006 roku, kiedy to Jacek Rutkowski przejął klub drogą słynnej fuzji z Amicą Wronki.

 

Nowi właściciele, a więc nowe szanse, nadzieje, możliwości. Pierwotny zamysł Lecha nie zmienił się do dzisiaj – „nowy” klub miał być stabilnym tworem rodzinnym, opartym na silnym wpływie wronieckiej akademii. Jacek Rutkowski za punkt honoru obrał jeden, główny cel: nie doprowadzić do stanu, w którym klub znajdował się w momencie fuzji. Milionowe długi na tamte czasy były olbrzymim obciążeniem dla działania spółki – WKP Lechowi Poznań groziła utrata licencji. Klaruje się w ten sposób DNA „nowego” Kolejorza. Zbilansowany sposób prowadzenia budżetu, stabilne finanse, a wynik sportowy dopiero na drugim miejscu. Z czasem ex aequo z rezultatami osiąganymi na boisku zaczęło zajmować promowanie młodzieży wypuszczonej z akademii.

 

Aktualny prezes Lecha - Piotr Rutkowski, w jednym z wywiadów przyznał, że koncepcją budowy drużyny jest oparcie jej na wychowankach wspieranych doświadczeniem zagranicznych piłkarzy. Według „strategii” obcokrajowcy mieli stanowić około 50% składu wyjściowego. Reszta natomiast to podopieczni akademii we Wronkach.

 

Sprawdzam i... faktycznie, proporcje wydają się zachowywane, choć nie w każdym meczu. Ale nie to jest problemem. Jednym z głównych wad koncepcji Rutkowskiego jest duża rotacja pomiędzy składem drużyny na przestrzeni dwóch sezonów.

 

Przykładowo:

 

Lato 2018 – w składzie byli tacy zawodnicy jak: Jasmin Burić, Matus Putnocky, Rafał Janicki, Dimitros Goutas, Nikola Vujadinovic, Vernon De Marco, Piotr Tomasik, Marcin Wasielewski, Maciej Orłowski, Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Nicklas Barkroth, Mihai Radut, Dioniso Villalba.

 

Rok później w analogicznym czasie w klubie nie było żadnego z tych zawodników. Wielka rewolucja pochłonęła stratę de facto dwóch sezonów (18/19 – sezon spisany na straty, 19/20 – sezon przejściowy). Przez cały sezon odeszło łącznie 14 zawodników!

 


Lato 2019 – w składzie byli tacy zawodnicy jak: Robert Gumny, Wołodymyr Kostevych, Tomasz Cywka, Darko Jevtić, Kamil Jóźwiak, Maciej Makuszewski, Christian Gytkjaer, Timur Zhamaletdinow, Paweł Tomczyk.

 

Z kolei rok później, latem 2020 w składzie nie było żadnego z w/w zawodników, co daje nam 9 odejść. A są to zawodnicy, którzy występowali relatywnie często w składzie pierwszej drużyny, a niektórzy byli jej czołowymi zawodnikami.

 

Dzisiaj już wiadomo, że z klubu odejdą Karlo Muhar, Djordje Crnomarkovic i Joao Amaral (aktualnie opuścili już drużynę na wypożyczenia z opcjami pierwokupu). Wypożyczenie Vasyla Kravetsa, Mo Awwada i Niki Kaczarawy wygasa się z końcem sezonu i wiele wskazuje na to, że nie zostaną wykupieni, więc dziś, na półmetku sezonu możemy stwierdzić, że najprawdopodobniej z klubem pożegna się co najmniej 6 zawodników. Zainteresowanie Kubą Kamińskim, Tymkiem Puchaczem i Filipem Marchwińskim również jest niezwykle wysokie. Pierwsza dwójka miała już konkretne oferty na stole, Filip zaś często pojawia się we włoskich mediach łączących go z drużynami z Półwyspu Apenińskiego. Nie można też zapomnieć o odejściu Jakuba Modera, które już dawno było przesądzone. Łącznie daje nam to utratę kolejnych 10 zawodników.

 

Na przestrzeni trzech lat jest to 33 zawodników! Niesamowita rotacja w krótkim czasie z całą pewnością przykłada się do tego jak dzisiaj wygląda sytuacja Kolejorza. Oczywiście z wieloma odejściami naturalnie się zgadzam – były to decyzje całkowicie słuszne, jednak ci zawodnicy zostali do Lecha kupieni, a więc ich obecność była świadomą decyzją pionu sportowego.


Odejścia
2019 2020 2021
Burić Gumny Muhar*
Putnocky Kostevych Crnomarković*
Janicki Cywka Amaral*
Goutas Jevtić Kravets*
Vujadinović Jóźwiak Awwad*
De Marco Makuszewski Kaczarawa*
Tomasik Gytkjaer Kamiński*
Trałka Zhamaletdinow Puchacz*
Wasielewski Tomczyk Marchwiński*
Orłowski   Moder
Gajos    
Barkroth    
Radut    
Villalba    
* - odejście nie jest przesądzone w 100%

Tego problemu niestety przy obecnej strategii nie uda się wyeliminować – odejścia wychowanków, którzy stanowią o sile drużyny są w nią wpisane. Nieudane transfery zagranicznych piłkarzy (w nadzwyczaj dużej ilości) również mogą być stałą łatką w koncepcji obecnego Lecha – nie da się ich uniknąć, a sama jakość sprowadzanych piłkarzy już od początku budzi wątpliwości. Zarząd Kolejorza za pomocą pionu sportowego decyzje o przeprowadzeniu transferu podejmuje na zasadzie stopnia ryzyka – im mniejsze, tym chętniej przeprowadza się zakup.

 

Od lat brakuje w Lechu sportowego szaleństwa. Trofea, sukcesy, rywalizacja międzynarodowa – wydaje się, że to tylko dodatki do „strategii”. Kolejorz nie po to funkcjonuje. Nie bez powodu mówią dzisiaj o celach na sezon: ofensywa gra, dobry styl, promowanie młodzieży. Nikt nie mówi o wygrywaniu meczów ofensywną grą czy zdobywaniu pucharów w dobrym stylu. Efekt? Tak banalnych faktów jak brak trofeów nie będę nikomu przybliżać. Mrożącą statystyką jest świadomość, że Lechici ostatni mecz na swoją korzyść odwrócili 24 listopada... 2018 roku. Damian Szymański wyprowadził Wisłę Płock na prowadzenie w 30. minucie. Bramki Gytkjaera i Jevticia załatwiły sprawę, a 3 punkty zostały wtedy w Poznaniu.

 

Jest to pierwszy z widocznych problemów ostatnich lat. Mniej globalnym, a bardziej krótkoterminowym problemem była decyzja samego Dariusza Żurawia latem 2020 roku, kiedy to postanowił pożegnać się z Dariuszem Skrzypczakiem, a Karola Bartkowiaka odesłać do zespołu rezerw. Dwoje asystentów razem z Żurawiem tworzyli skuteczny ekosystem. Na wiosnę, a zwłaszcza w rundzie mistrzowskiej 2020 roku funkcjonowało niemal wszystko. Analiza rywala, czytanie meczu, reagowanie na wydarzenia na boisku, wprowadzani zmiennicy – to były mocne strony Lecha, które teraz zatracono. Istotną, acz nieoczywistą stratą był kontakt Skrzypczaka z wychowankami Kolejorza. Wiele razy słyszeliśmy, że był dla młodych zawodników poznańskiej drużyny niczym boiskowy ojciec. Po zwolnieniu Skrzypczaka swoje loty obniżył Kuba Kamiński czy Tymoteusz Puchacz, a więc ci, którzy mieli być czołowymi zawodnikami Kolejorza w tym sezonie.

 


Dawniej zespół na każdy mecz wychodził skupiony od pierwszej, do ostatniej minuty. Ich silną stroną była gra do końca – strzelali najwięcej bramek w lidze w ostatnim kwadransie, w tym samym okresie tracąc przy tym najmniej bramek. Zestawiać tego z obecnym sezonem nikomu specjalnie nie trzeba. Lech gra przewidywalnie i z brakiem koncentracji. Niech o tym świadczą bramki stracone w samych końcówkach w trzech meczach z rzędu, 1:2 z Legią, 1:2 ze Standardem, 3:3 z Rakowem.

 

Braki motywacji, a chwilami wypalenie maluje się na mowie ciała piłkarzy Lecha, a nawet samego Dariusza Żurawia. Przepracowany okres przygotowawczy nie wystarczył na mentalny reset po mrocznej jesieni. Znamiennym pozostaje wymiana piłki w linii obrony bez parcia do przodu w 90. minucie meczu z Górnikiem – przy stanie 1:1. Pomeczowe statystyki rzuciły kolejny niekorzystny obraz – Lechici przebiegli aż o 9 km mniej, niż ich rywale. Kontrargumentem pozostaje styl gry drużyny i taktyka na te spotkanie. Zespół ma w istocie zmuszać rywala do biegania, zakładania pressingu, sami chcąc więcej czasu poświęcać na operowanie piłką, niżli bieganiu za nią. W gruncie rzeczy jednak to Górnicy pierwsi strzelili bramkę, Lech musiał nadrabiać, ponadto do Zabrza przyjechali zdecydowanie z większymi niż remis ambicjami.

 

Trzecią zmorą pozostaje wąska kadra podczas gry na 3 frontach. Temat mocno oklepany, bodaj wszystko zostało już w nim powiedziane. Nieudane transfery Brleka, Salamona czy Karlstroema (ten pierwszy wylądował w Chorwacji, z kolei pozostali dołączyli dopiero zimą, jednak pierwotnie planowano ich zakontraktowanie latem – nie zdecydowano się finalnie na ryzyko i większy wydatek) przykryły duży sukces Lecha, jakim był awans do fazy grupowej Ligi Europy. Dziwne transfery Awwada czy Kaczarawy nie wystarczyły, aby przykryć wszystkie luki w głębi składu (dziwne, bo profile zawodników nijak miały się do profilu piłkarzy skrojonych pod styl gry drużyny). W efekcie czego Lech przegrał 5 z 6 spotkań w trudnej co prawda grupie, lecz z szerszą kadrą szło ugrać zdecydowanie więcej. Zwycięstwo z Liege leżało na podłodze, a po punkt z Rangersami wystarczyło tylko wyciągnąć rękę. Kluczem pozostawał brak zmienników, którzy na świeżości zwiększyliby szanse na korzystne rezultaty. Mecze ligowe były obrazem nędzy i rozpaczy na każdej płaszczyźnie. Wyraźny brak koncentracji, pomysłu, świeżości zadecydował prawdopodobnie o kolejnym straconym sezonie dla drużyny i klubu.

 

Czy kibice Lecha, sympatycy polskiej piłki i osoby, którym zależy na jej rozwoju mogą optymistycznie patrzeć w przyszłość? Do oceny pozostawiam to Tobie, czytelniku. To, co ja (i wielu innych dziennikarzy, kibiców) nazwałem problemem dla włodarzy wielkopolskiego klubu jest zamierzonym stanem rzeczy.

Paweł Wyrwa – Poinformowani.pl

Paweł Wyrwa

Emocjonuję się sportem - przede wszystkim piłka nożna w krajowym wydaniu. Poza tym student informatyki, ale nie pogardzę też dobrą lekturą.