Tradycyjne Europejskie Puchary kontra nowa rzeczywistość [FELIETON]
public domain

Tradycyjne Europejskie Puchary kontra nowa rzeczywistość [FELIETON]

  • Dodał: Kacper Lewandowski
  • Data publikacji: 15.02.2021, 19:00

We wtorek rozpoczyna się faza pucharowa Ligi Mistrzów, a w czwartek Ligi Europy. W ubiegłym sezonie trwająca pandemia zmusiła władze UEFA do kompletnej zmiany formuły obu rozgrywek. W tym roku europejska federacja postawiła na utrzymanie tradycyjnego układu mecz i rewanż. Czy w obecnej sytuacji jest to jednak najuczciwsze rozwiązanie?


Kiedy w ubiegłym roku opinia publiczna dowiedziała się, że UEFA planuje dograć sezon Ligi Mistrzów w formule Final 8 nastroje były mieszane z lekką przewagą głosów pozytywnych. Wiadomym było, że turniej rozgrywany w jednym państwie, podczas którego rozgrywane są tylko pojedyncze spotkania jest odpowiedzią na potrzebę chwili i nie będzie się w stanie utrzymać na stałe. Finansowo takie rozwiązanie nie opłaca się nikomu. UEFA dostałaby mniej pieniędzy, ponieważ przyjmując taką formułę w całej fazie pucharowej rozegranych byłoby czternaście spotkań mniej. Nie opłacałoby się to klubom, które w normalnych warunkach pozbawione byłyby dochodów z dnia meczowego. Pomimo zmiany formuły ubiegły sezon w Lidze Mistrzów należy postrzegać jako sukces. Piłkarze nie skupiali się na kalkulowaniu bramek na wyjazdach, czy możliwości odrobienia strat w rewanżu. Żaden mecz nie zakończył się bezbramkowym remisem w podstawowym czasie gry, a symbolem całego turnieju był mecz Barcelony z Bayernem, zakończony wynikiem 2:8.


Mamy już rok 2021, a pandemia Covid-19 w Europie miejscami jest w fazie gorszej, niż kiedy w sierpniu dogrywano poprzedni sezon. Na stadionach co prawda nadal nie ma kibiców, ale formuła wróciła „do normy”. Z pełną premedytacją normę umieściłem w cudzysłowie. Faza pucharowa wisi bowiem pod znakiem decyzji administracyjnych wydawanych przez lokalne sanepidy.


Zrządzeniem losu dwie angielskie drużyny, Liverpool FC i Manchester City, trafiły w fazie 1/8 finału na drużyny z Niemiec – odpowiednio RB Lipsk i Borussię Moenchengladbach. Niemiecki sanepid ogłosił, że drużyny z Wielkiej Brytanii nie będą mogły z przyczyn epidemicznych przylecieć do naszego zachodniego sąsiada. Żeby wyjść z impasu federacja węgierska zaproponowała drużynom z Niemiec by swoje domowe spotkania rozegrali na Puskas Arenie w Budapeszcie. Z analogicznych przyczyn pod znakiem zapytania stanął również mecz trzeciej angielskiej drużyny. Chelsea FC w bieżącej fazie rozgrywek wylosowała Atletico Madryt, a Hiszpania zamroziła ruch lotniczy z Wielkiej Brytanii. Przez moment pojawiały się głosy jakoby to spotkanie miało zostać rozegrane w Warszawie, ostatecznie jednak na zorganizowanie spotkania zgodziła się federacja rumuńska. Atletico mecz domowy rozegra na Arena Nationala w Bukareszcie.


W Lidze Europy z kolei odbędą się spotkania Realu Sociedad z Manchesterem United i Benfici z Arsenalem. Oba starcia wyjazdowe angielskich drużyn rozegrane zostaną na włoskiej ziemi. Mecz Czerwonych Diabłów rozegrany zostanie na stadionie Juventusu w Turynie, a spotkanie Arsenalu na Stadionie Olimpijskim w Rzymie. Sytuacja drugiej pary jest o tyle ciekawa, że już na etapie ogłoszenia o przełożeniu pierwszego meczu, w zasadzie wiadomo, że drugi też będzie musiał odbyć się na neutralnym gruncie. Co prawda oficjalnie decyzja jeszcze nie zapadła ale wiadomo, że Portugalczycy nie będą mogli przylecieć do Anglii, bo ich kraj został wpisany na czerwoną listę w Wielkiej Brytanii.

 

Kilka dni później UEFA potwierdziła, że również mecz Tottenhamu z austriackim Wolfsbergerem zostanie rozegrany na neutralnym stadionie. To spotkanie nie odbędzie się we Włoszech jak poprzednie dwa, a tak jak mecze Liverpoolu i City na Puskas Arenie w Budapeszcie.


Pod koniec ubiegłego tygodnia zapadła kolejna decyzja niemieckiego sanepidu. Nielogicznym wydawała się sytuacja, w której jedna drużyna nie mogła przylecieć do drugiej na mecz wyjazdowy, ale ograniczenie działałoby tylko w jedną stronę. W związku z powyższym władze poinformowały Borussię i Lipsk, że jeśli te zdecydowałyby  się na rozegranie meczu wyjazdowego w Anglii, to po powrocie całą drużynę wraz ze sztabem czekałaby kwarantanna. Zanosi się więc najprawdopodobniej na dwumecze na neutralnym gruncie.


Sytuacja epidemiczna jest bardzo dynamiczna. Wiem o tym ja oraz na pewno wiedzą o tym moi czytelnicy. Można jednak odnieść wrażenie, że działacze piłkarscy zdają się tego nie rozumieć. Rozegranie spotkania to pieniądze dla klubu oraz federacji jako organizatora. Kiedy spotykają się dwie drużyny w dwumeczu wszystko może się zdarzyć – nie zawsze lepszy wygrywa. Czasem obu stronom brakuje koncentracji albo trenerzy przygotowali złą taktykę i konieczne jest rozstrzygnięcie dwumeczu w rzutach karnych. Czasami słabsza drużyna strzeli bramkę na wyjeździe, by później resztę meczu i cały rewanż bronić wyniku jak niepodległości. Czasem o awansie decyduje kontrowersyjny rzut karny w ostatniej minucie. Przebieg spotkań jest jednak uczciwy – obie strony mają (w teorii) równe szanse. Wbrew pozorom na sytuacji, w której rozgrywany by był mecz na neutralnym stadionie i mecz domowy jednej z drużyn zyskiwałyby drużyny angielskie. Rywale rozgrywaliby de facto dwa mecze wyjazdowe, podczas gdy Anglicy po wyjeździe na neutralny stadion mieliby szansę na odrobienie strat z atutem własnego boiska.


Na razie wszystko wskazuje na to, że w tym roku rozgrywki będą wypaczone przez przepisy związane z pandemią. Szanse obu zespołów na awans nie będą wynikały już tylko z przygotowania taktycznego i fizycznego, dyspozycji dnia i koncentracji. Jeśli UEFA nie ustandaryzuje rozwiązywania takich sytuacji czynniki pozasportowe w formie decyzji administracyjnych będą miały niebagatelny wpływ na przebieg rozgrywek. Na myśl nasuwają się trzy rozwiązania.

 

Najmniej prawdopodobne, a wręcz niemożliwe byłoby wycofanie problematycznych drużyn z europejskich pucharów. Byłaby to skrajnie radykalna decyzja, ale pozwoliłaby uniknąć wpływu czynnika pozasportowego na wyniki. Po drugie można by było zarządzić powrót turnieju finałowego w jednym państwie. Zobiektywizowałoby to szanse wszystkich drużyn, zupełnie odrywając je od wpływu decyzji administracyjnych, bez karania drużyn angielskich. Jeśli przyjęto by formułę mecz i rewanż UEFA nie byłaby nawet stratna finansowo z uwagi na mniej rozegranych meczów. Nie jest to jednak rozwiązanie idealne. Poza meczami, w których udział biorą zespoły z Anglii są jeszcze spotkania, w których przepisy krajowe obu partycypantów nie stoją na przeszkodzie rozegrania ich w standardowej formule. Co więcej rok temu w sierpniu zorganizowanie takiego turnieju było o wiele prostsze, ponieważ sezony ligowe były już dograne. Można było więc uczestników rozgrywek skoszarować na czas jego trwania w jednym miejscu. Najlogiczniejszym wydaje się przyjęcie regulacji, zgodnie z którą jeśli przepisy przeciwepidemiologiczne jakiegoś państwa uniemożliwiłyby rozegranie jednego ze spotkań tradycyjnie, oba spotkania musiałyby odbyć się na neutralnym stadionie. Uniemożliwiłoby to osiąganie korzyści przez którąkolwiek z drużyn, a jednocześnie byłoby sprawiedliwe wobec zespołów, które nie doznają przeszkód administracyjnych.

 

Sytuacja jest cały czas dynamiczna. Co chwilę spływają informacje o przeniesieniu kolejnych spotkań na neutralny grunt. UEFA nie spieszy się z podjęciem rozwiązań instytucjonalnych, ale w bieżącym tempie zmian standaryzacja wydaje się nie tyle opcją, co koniecznością.

Kacper Lewandowski – Poinformowani.pl

Kacper Lewandowski

Aplikant Radcowski, prywatnie ogromny kibic Premier League, śledzę też ligę włoską, portugalską i polską.