Premier League: o co grają Arsenal i Tottenham? Derby północnego Londynu.

  • Dodał: Rafał Judka
  • Data publikacji: 13.03.2021, 20:55

W niedzielne popołudnie oczy całej piłkarskiej Anglii skupione będą na Londynie, gdzie mierzyć się ze sobą będzie Arsenal i Tottenham. W tym sezonie obie drużyny grają o zupełnie inne cele, co nie powinno jednak przeszkodzić w świetnym widowisku. O co tak naprawdę toczyć się będzie walka?

 

Historia meczów Arsenalu i Tottenhamu sięga 1887 roku, kiedy to obie drużyny spotkały się w meczu towarzyskim, ale Kanonierzy nie byli jeszcze zespołem z północnej części miasta. Dopiero kiedy w 1913 roku przenieśli się na legendarne Highbury kluby stały się największymi wrogami. Pierwsze prawdziwe derby północnego Londynu odbyły się 22 sierpnia 1914 roku i zakończyły się zwycięstwem Arsenalu. The gunners prowadzą w klasyfikacji wszech czasów z 77 zwycięstwami, przy 60 Tottenhamu. Remisem zakończyło się 51 pojedynków. Ostatnie derby wygrały jednak Koguty 2:0, a dzięki bramce zdobytej w tym meczu Harry Kane został najlepszym strzelcem w historii spotkań tych drużyn. Anglik strzelił już 11 goli i przegonił Emmanuela Adebayora, który w barwach zarówno Arsenalu jak i Tottenhamu osiągnął pułap 10 bramek.

 

Wracając jednak do teraźniejszości. Gospodarze znajdują się w tym momencie w zupełnie innym miejscu niż goście. Pod koniec grudnia minął rok, odkąd Mikel Arteta podjął się pracy w Arsenalu. Hiszpan miał wyciągnąć zespół z przeciętności i pomóc wrócić Kanonierom do czołówki Premier League. Ten sezon miał być przełomem, lecz 10. miejsce w tabeli dobrze odzwierciedla formę zawodników z Emirates Stadium. Tracą 13 punktów do dającego Champions League czwartego miejsca i równocześnie mają 12 punktów przewagi nad strefą spadkową. Zawodnicy Artety potrafili wygrać z Chelsea czy Manchesterem United, ale równocześnie głupio stracić punkty z Burnley czy Crystal Palace. Arsenal gra bardzo nierówno i nie potrafi utrzymać w tym sezonie serii kilku wygranych spotkań. Ich najdłuższy ciąg meczów bez porażki to siedem, na przełomie roku, lecz kolejne trzy porażki w czterech meczach nie pozwalają myśleć The Gunners o europejskich pucharach w kolejnym sezonie. Co ciekawe Kanonierzy w Lidze Europy radzą sobie doskonale. W dość łatwej grupie zanotowali komplet zwycięstw, a na wiosnę wyeliminowali już Benficę i są blisko pokonania Olympiakosu. Możliwe, że wygrana w tych rozgrywkach to jedyna okazja dla Arsenalu na występ w europejskich pucharach za rok.

 

Goście z kolei po małej zadyszce formy na przełomie stycznia i lutego wracają na dobre tory. 3 kolejne zwycięstwa w Premier League, łatwa przeprawa z Austriackim Wolfsbergerem w Lidze Europy i dobry wynik przed rewanżem z Dynamem Zagrzeb. Duża w tym zasługa Harrego Kane’a, po którego kontuzji nie ma już śladu i Garteha Bale’a. Walijczyk po wypożyczeniu z Realu Madryt bardzo długo nie pokazywał w Anglii formy, z której zapamiętali go kibice podczas jego pierwszego pobytu w Tottenhamie. Jose Mourinho dawał mu szanse w meczach pucharowych, lecz ten nadal nie przekonywał. Warto było jednak czekać. W ostatniej kolejce w meczu z Crystal Palace Bale zaliczył dublet, natomiast tydzień wcześniej do dwóch bramek dorzucił asystę. Kibice Kogutów, liczą na ten zabójczy duet w derbach, ponieważ Tottenham bardzo potrzebuje teraz punktów. Zwycięstwo pozwoliłoby im utrzymać się walce o miejsca premiowane udziałem w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Wydaje się, że będąca ostatnio w gazie Chelsea (aktualnie czwarta pozycja) jest trudna do dogonienia, ale przy jutrzejszej wygranej ekipa z White Hart Lane tracić będzie do niej jedynie 3 punkty.

 

Obaj trenerzy mogą liczyć praktycznie na wszystkich swoich zawodników za wyjątkiem Giovaniego Lo Celso w Tottenhamie. Zarówno Kanonierzy jak i Koguty miały tyle samo czasu na odpoczynek po meczach w Lidze Europy. To oznacza, że w derbach północnego Londynu nie będzie wymówek, obie ekipy muszą zagrać na 100%. Kto okaże się zwycięzcą? Spotkanie rozpocznie się o godzinie 17:30, a sędziować je będzie Michael Oliver, wspomagany przez Paula Tierney’a jako VAR.