Tour de France: w Pirenejach zaczął Alaphilippe

  • Dodał: Szymon Frąckiewicz
  • Data publikacji: 24.07.2018, 17:25

Szesnasty etap tegorocznego Tour de France z Carrcasonne do Bagneres-de-Luchon wygrał Julien Alaphilippe. Pechowcami dnia byli Gilbert i Yates. Na początku aktywny był Rafał Majka, ale nic z tego nie wyszło. Geraint Thomas pozostał liderem.

 

Tour de France wkracza w Pireneje! Dzisiejszy długi etap z górską końcówką "przeprowadził" kolarzy z Masywu Centralnego do pasma na granicy z Hiszpanią. Odcinek z Carcassonne do Bagneres-de-Luchon liczył aż 218 kilometrów, przy czym prawdziwie wymagające było ostatnie 70. Na trasie umieszczono dwie premie górskie 4., jedną 2. i dwie 1. kategorii. Ponadto na niespełna 100 kilometrów przed metą znalazła się też premia lotna. Podobnie jak w trakcie sobotniego etapu metę umieszczono na zjeździe.

 

Od początku etapu aktywny był Rafał Majka (Bora-Hansgrohe). Czujnie jechał z przodu peletonu i liczył na znalezienie się w odjeździe. Długo jednak peleton jechał w całości. Na 25 kilometrze Holender Tom-Jelte Slagter (Dimension Data) zaatakował na podjeździe pod premię górską 4. kategorii na Cote de Fanjeaux. Wyprzedził go jednak Francuz Warren Barguil (Fortuneo-Samsic) i to on zdobył punkt do klasyfikacji górskiej.

 

Chwilę później, na 187 kilometrów przed metą, wyścig został przerwany na 15 minut z powodu protestu lokalnych rolników. Zablokowali oni drogą stogami siana. Pojawiają się również informacje, iż niektórzy kolarze zostali opryskani gazem pieprzowym. Doniesienia od motocyklisty pracującego dla holenderskiej telewizji mówią, iż mógł to być wynik nieodpowiedniego zachowania policjanta, który rozpylił gaz pieprzowy na protestujących, ale zrobił to w taki sposób, że wielu kolarzy w peletonie również ucierpiało. Widać było, że niektórzy zawodnicy, między innymi jadący w żółtej koszulce Geraint Thomas, długo przemywali twarz wodą. Część potrzebowała pomocy wozu medycznego.

 

Po wznowieniu wciąż aktywny był Rafał Majka. Udało mu się zabrać w ucieczkę, w której znaleźli się również Włoch Andrea Pasqualon (Wanty-Group Gilbert), jego rodak Franco Pellizotti (Bahrain-Merida) oraz Szwajcar Stefan Kueng (BMC). Nie byli w stanie wypracować przewagi większej, niż 20 sekund i po kilku kilometrach ich akcja się zakończyła.

 

Przez chwilę kolarzy "złapał" przelotny deszcz. Mimo śliskich dróg obyło się bez kraks, a średnia prędkość po godzinie jazdy wynosiła aż 48,7 km/h. Na 65 kilometrze utworzył się kolejny odjazd. Tym razem 8 kolarzy oderwało się od peletonu. Byli tam między innymi Barguil, jego rodak i lider klasyfikacji górskiej Julien Alaphilippe (Quick-Step), czy Afrykaner Daryl Impey (Mitchelton-Scott). Ta grupa rozstrzygnęła między sobą premię górską 4. kategorii na Cote de Pamiers. Wygrał ją Alaphilippe. Już kilka kilometrów później ta akcja również się zakończyła.

 

Bardzo aktywni byli dziś włoscy kolarze. Na mniej niż 130 kilometrów przed metą samotnego ataku podjął się Damiano Caruso (BMC). Jemu również próba ucieczki się ostatecznie nie powiodła. Ostatecznie 15 kilometrów później aż 44 kolarzy skutecznie uciekło. Wśród nich zabrakło Polaków, ale byli między innymi bracia Izagirre, Van Avermaet, Mollema, Barguil, Van Garderen, czy Alaphilippe. W pościg za nimi rzucili się lider klasyfikacji młodzieżowej Pierre Latour (AG2R), Guillaume Martin (Wanty) oraz Nils Politt (Katusha-Alpecin). Udało im się dołączyć do uciekinierów.

 

Na premii lotnej Saint-Girons na 94 kilometry przed metą, pierwszy zameldował się Francuz Christophe Laporte (Cofidis). Wyprzedził Duńczyka Edvalda Boassona Hagena (Dimension-Data) oraz Belga Grega Van Avermaeta (BMC).

 

Tuż przed rozpoczęciem podjazdu na premię górską 2. kategorii Col de Portet d'Adpet zaatakował Belg Philippe Gilbert (Quick-Step). Dotarł on jako pierwszy na szczyt (drugi był Alaphilippe), ale na zjeździe zaliczył bardzo poważnie wyglądający upadek. Za szybko wszedł w zakręt i wypadł z trasy przelatując nad murkiem oddzielającym drogę od stromego zbocza. Na szczęście nie stało mu się nic poważnego, ale stracił szanse na zwycięstwo i doścignął go peleton. Został jednak uhonorowany czerwonym numerem dla najaktywniejszego kolarza etapu.

 

Na następnym podjeździe pod Col de Mente (premia 1. kategorii) ucieczka znacznie zmalała. Na szczycie pierwszy był Alaphilippe, który umocnił się na prowadzeniu w klasyfikacji górskiej. Na zjeździe on jak i kilku innych zawodników próbowało wyskoczyć z ucieczki. Żadne z kilku szarpnięć nie było jednak efektywne.

 

Ostatnią wspinaczką dnia był podjazd po premię 1. kategorii Col de Portillon. Kolarze atakowali tę położoną na granicy z Hiszpanią premię od strony Półwyspu Iberyjskiego. Tegoroczny Tour de France na kilkadziesiąt minut opuścił więc Francję. Na podjeździe świetny atak przeprowadził Brytyjczyk Adam Yates (Mitchelton-Scott). Jako pierwszy dotarł na szczyt (drugi był, a jakżeby inaczej, Alaphilippe). Wydawało się, że kolarz australijskiej drużyny mknie w dół po etapowe zwycięstwo, jednak pechowo upadł pod koniec zjazdu. Nie stało mu się nic poważnego, ale wyprzedził go Alaphilippe.

 

Francuz z Quick-Stepu pewnie pomknął po drugi triumf na tegorocznej "Wielkiej Pętli". Młody Francuz z Quick-Stepu prezentuje się świetnie w rodzimym wyścigu. Oprócz już dwóch wygranych etapów, jest przecież bliski triumfu w klasyfikacji górskiej. Drugie miejsce zajął Gorka Izagirre (Bahrain-Merida), a trzeci był pechowy Yates. Peleton przyprowadzony przez Michała Kwiatkowskiego (Sky) przyjechał po niespełna 10 minutach, a Geraint Thomas (Sky) spokojnie zachował koszulkę lidera.

 

 

Szymon Frąckiewicz

Miłośnik sportu i muzyki alternatywnej. Pasjonat geografii.