Snooker - MŚ: Ding za burtą, Allen, Lisowski i Bingham grają dalej

  • Data publikacji: 21.04.2021, 00:10

Za nami czwarty dzień mistrzostw świata w Crucible Theatre. Po bardzo wyrównanej walce z turniejem pożegnał się Ding Junhui, który musiał uznać wyższość Stuarta Binghama. Dalej awansował także Jack Lisowski, który w deciderze odprawił Allistera Cartera. Zdecydowanie lepszy od Lu Haotiana okazał się być natomiast Mark Allen, uzyskując awans do kolejnego etapu walki o mistrzowskie trofeum. Swój udział w turnieju rozpoczęli z kolei Barry Hawkins, prowadzący po I sesji z Matthew Seltem, oraz faworyt turnieju - Judd Trump, będący przed środową sesją tylko o trzy frejmy od wyeliminowania Liama Highfielda.

 

Na początek porannej sesji swój mecz kończyli Jack Lisowski i Allister Carter. Dobre wejście w dzień zaliczył Carter, który na otwarcie doprowadził do remisu w całym spotkaniu 5:5. Po chwili, wykorzystując błąd rodaka, był już na prowadzeniu 6:5, jednak Lisowski zdołał odpowiedzieć na 6:6. W snookerze wszystko jednak zmienia się w ciągu kilku uderzeń: Lisowski miał już prostą drogę do prowadzenia, ale minimalny błąd na brązowej i czyszczenie stołu w wykonaniu rywala podparte w kolejnej partii 72-punktowym brejkiem dało wynik 8:6 dla Cartera. Wyrównane spotkanie trwało jednak dalej i z całą pewnością snookerzysta ukraińskiego pochodzenia nie zamierzał odpuszczać. Dobra partia nr 15 i wykorzystanie okazji sprokurowanej przez rywala w następnym frejmie oznaczało, że obaj zawodnicy mieli na swoim koncie po 8 wygranych. Pierwszy decider w tegorocznych mistrzostwach wisiał w powietrzu. Tak też się stało, gdyż kolejnymi dwoma partiami obaj Anglicy podzielili się sprawiedliwie. Tę wojnę nerwów ostatecznie wygrał Jack Lisowski i to on stanie naprzeciw Neila Robertsona.

 

Jack Lisowski Allister Carter - 10:9 (32:87, 27:90(89), 65(51):21, 0:77(61), 121(121):1, 80(75):14, 78(72):60(60), 69:19, 0:71(59), 1:61, 46:67, 82:0, 66:68, 4:102(72), 77(77):52(52), 66(52):35, 30:80(56), 82(82):0, 64(60):16)

 

 

Przy drugim stole w tym czasie rozpoczęła się pierwsza sesja potyczki Marka Allena z Lu Haotianem. Allen rozpoczął efektownie, zapisując na swoim koncie frejma i 139-punktowego brejka. Starszy z zawodników nie zatrzymywał się i bardzo szybko na tablicy wyników zrobiło się 4:0. Po krótkiej przerwie Chińczyk nawiązał walkę o nadrabianie strat, albo przynajmniej uniknięcie upokorzenia, i zdołał zapisać na swoim koncie frejma nr 5. Allen odpowiedział jednak 102 punktami i prowadzeniem 5:1. Chińczyk nie poddawał się i niezłym 68-punktowym brejkiem nieco nadrobił straty, co jednak było tylko chwilowe - 116 punktów w wykonaniu Allena w kolejnym frejmie i wisienka na torcie w kończącej tę sesję partii nr 9. 7:2 to wynik, który przed wieczorną kontynuacją dawał bardzo duży komfort Irlandczykowi, a młodego Chińczyka zmuszał do resetu głowy i pokazania dużo większego wachlarza możliwości. Haotian nie sprzedał jednak przez czas przerwy duszy diabłu i nie znalazł sposobu na Allena. Starszy z zawodników nie pozostawił wątpliwości kto z tej dwójki jest w lepszej dyspozycji i zgarnął trzy partie z rzędu ostatecznie triumfując 10:2.

 

Mark Allen - Lu Haotian - 10:2 (139(139):0, 72:7, 66:8, 81:33, 34:70(50), 102(102):16, 0:73(68), 123(116):0, 80(69):59, 71:33, 78(64):45, 65:5)

 

 

Do gry we wtorkowe popołudnie wkroczył faworyt turnieju i lider światowego rankingu, Judd Trump. Jego rywalem był Liam Highfield, z którym Trump miał okazję w swojej karierze już przegrać, jednak było to ponad dekadę temu. Dziś mało kto zakładał taki scenariusz. I zgodnie z oczekiwaniami Trump dobrze rozpoczął, już w pierwszej partii zdobywając 116 punktów i na pełnym luzie wychodząc na prowadzenie. Szybko mogło być 1:1, jednak Highfield przy konstruowaniu obiecującego brejka spudłował i dał okazję rywalowi do wyjścia na dwupunktowe prowadzenie. Judd Trump takiej okazji nie mógł zmarnować, by w następnej partii, po dość równej grze, prowadzić już 3:0. Highfield zdołał wykorzystać swoją okazję w partii nr 4 zdobywając honorowego frejma, jednak po kolejnych 40 minutach Trump prowadził już 5:1. Wtedy też młodszy z Anglików zmniejszył stratę zdobywając swoją drugą partię. Judd Trump nie pozwolił złapać rywalowi wiatru w żagle i na swoim koncie zapisał kolejne dwa frejmy co oznacza, że w środowe popołudnie do stołu podejdzie z komfortowym prowadzeniem 7:2. 

 

Judd Trump - Liam Highfield - po pierwszej sesji - 7:2 (116(116):0, 68:52(52), 64:27, 39:71, 122(75):13, 66(65):53(53), 0:77(77), 86(86):0, 73(73):21)

 

 

Jeden z hitów rundy rozstrzygał się od godz. 15:30 przy stole nr 2. Tam do rywalizacji powrócili Ding Junhuia i Stuart Bingham, gdzie po poniedziałkowej sesji 5:4 prowadził Chińczyk. Wszystkie opcje wciąż były w grze. Kontynuację wyrównanego spotkania zwiastował już pierwszy frejm po powrocie, który na swoje konto zapisał Bingham wyrównując tym samym na 5:5. Chińczyk jednak skutecznie odpowiedział, wygrywając kolejne dwie partie i prowadząc 7:5. Bingham zachował stalowe nerwy i brejkami na 92 punktów i 104 punkty doprowadził do kolejnego już remisu. Anglik wydawać by się mogło, że znów będzie musiał gonić wynik, gdy Ding zbliżał się do kończenia partii. Drobna pomyłka oznaczała jednak szansę dla Binghama, który pokazał kilka świetnych uderzeń i po raz pierwszy w tej sesji wyszedł na prowadzenie. Zażarta walka frejm za frejm trwała nadal i ostatecznie doprowadziła do stanu 9:9. To oznaczało, że snookerzyści swój pojedynek dokończą dopiero wieczorem, gdy tylko zwolni się któryś stół. Te kilka godzin na odpowiednie nastrojenie organizmu i opanowanie emocji przed decydującym frejmem wydawać by się mogło, że lepiej wykorzystał Chińczyk. Był on już bardzo blisko awansu do kolejnej rundy, jednak błąd na czerwonej pozwolił na powrót do stołu Binghama. Anglik znakomicie zachował się przy ostatnich uderzeniach i rzutem na taśmę zapewnił sobie dalszy udział w turnieju. Z pewnością szkoda Dinga, który prezentował się bardzo dobrze, jednak zabrakło mu koncentracji i konsekwencji w ostatnim podejściu.

 

Ding Junhui - Stuart Bingham - 9:10 (0:131(131), 48:89, 80:45, 4:130(129), 106(105):23, 86(86):0, 43:84(84), 92(88):25, 54:45, 15:67(60), 87(87):4, 86(79):5, 11:108(92), 21:104(104), 63:66, 78(52):29, 51:77(53) 80(54):16, 45:78(70))

 

 

Ostatnim środowym meczem była I sesja rozgrywana pomiędzy Barrym Hawkinsem, a Matthew Seltem. Tutaj bardzo dobrym początkiem popisał się Hawkins. 41-letni Anglik w dwóch pierwszych frejmach pokazał bardzo skuteczne końcówki, a w partii nr 3 skompletował 91-punktowego brejka prowadząc na otwarcie 3:0. Wszystkie frejmy były jednak bardzo wyrównane i już w następnym rozbiciu nieco lepszy okazał się być goniący wynik Selt. Po przerwie regulaminowej znów jednak na trzypunktowe prowadzenie wyszedł Hawkins. Pełna emocji była szósta partia, w której obaj gracze szli "łeb w łeb", rozstrzygając ten punkt na kolorach. Selt do zdobycia drugiego frejma potrzebował już tylko czarną, której nie wykorzystał, co nie stanowiła problemu z kolei dla Hawkinsa prowadzącego po chwili 5:1. Młodszy z Anglików zdołał jednak odkuć się w kolejnej partii, co dawało mu jeszcze nadzieję, na minimalizację strat przed środową kontynuacją. Hawkins nie dopuścił jednak do takiej możliwości, samemu okupując długo stół i kompletując piękny, 137-punktowy brejk. W ostatniej partii wtorkowych rozgrywek Selt zdołał jednak zdobyć swojego trzeciego frejma i tym samym pierwszą sesję Anglicy zakończyli rezultatem 6:3. To na pewno satysfakcjonujący wynik dla Hawkinsa, jednak snooker (zwłaszcza na tym poziomie) kocha niespodzianki i przed kontynuacją możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego.

 

Barry Hawkins - Matthew Selt - po pierwszej sesji - 6:3 (69(54):60, 66:60, 91(91):39, 44:57, 68:34, 70(60):68, 1:68, 137(137):0, 53:82)