Siatkówka: srebrna bańka Biało-Czerwonych – podsumowanie Ligi Narodów w wykonaniu reprezentacji Polski
DARIA JANCZYK

Siatkówka: srebrna bańka Biało-Czerwonych – podsumowanie Ligi Narodów w wykonaniu reprezentacji Polski

  • Dodał: Agnieszka Nowak
  • Data publikacji: 29.06.2021, 18:59

Tegoroczny turniej Ligi Narodów, który odbywał się w tzw. „bańce” w Rimini niespodziewanie zaowocował srebrnym krążkiem Biało-Czerwonych. Dlaczego medal nie był wcale taki oczywisty? Ponieważ Polska, podobnie do wielu innych siatkarskich drużyn traktowała Ligę Narodów jako poligon doświadczalny przed nadchodzącymi igrzyskami olimpijskimi w Tokio, a zawodnicy rywalizowali o to, kto pojedzie na imprezę czterolecia. Zapraszamy na podsumowanie występów „Biało-Czerwonych” i przypomnienie jak wyglądała droga Polaków do historycznego srebra.

 

Srebrna bańka przystankiem do Tokio

 

Format rozgrywek tegorocznej Ligi Narodów był podyktowany trwającą pandemią koronawirusa. Zamknięci w Rimini siatkarze rozegrali 15 meczów w ciągu 32 dni, co w połączeniu z życiem w ograniczonej przestrzeni było bardzo trudne.

 

Biorąc pod uwagę fakt, że Polska to dwukrotny mistrz świata, nasza reprezentacja była jednym z faworytów rozgrywek. Należało jednak pamiętać, że niemal każda drużyna chciała osiągnąć szczyt formy na nadchodzących igrzyskach olimpijskich w Tokio, a trenerzy patrzyli na Ligę Narodów przez pryzmat dobrego treningu i poligonu doświadczalnego dla swoich podopiecznych. Każdy z nich musiał bowiem wyłonić ostateczną dwunastkę oraz dwóch siatkarzy rezerwowych, którzy będą walczyć o olimpijskie złoto.

 

Powołania na imprezę czterolecia podał także Vital Heynen i wydaje się, że to właśnie belgijski trener miał najtwardszy orzech do zgryzienia. Łukasz Kaczmarek czy Maciej Muzaj? Mateusz Bieniek czy Karol Kłos? Aleksander Śliwka czy Bartosz Bednorz? To tylko niektóre wybory, przed którymi stanął szkoleniowiec reprezentacji Polski. Pojawiły się też wątpliwości dotyczące zawodników, których kibice wzięliby do Tokio w ciemno. Niejednokrotnie podważano i nadal podważa się wybory Vitala Heynena. Nie można jednak zapominać, że kto jak kto, ale ten obdarzony zaufaniem przez naszych reprezentantów trener wie co robi.

 

Ostatecznie do Tokio została wybrana dwunastka: Bartosz Kurek, Łukasz Kaczmarek (atakujący), Fabian Drzyzga, Grzegorz Łomacz (rozgrywający), Mateusz Bieniek, Piotr Nowakowski, Jakub Kochanowski (środkowi), Michał Kubiak, Wilfredo Leon, Aleksander Śliwka, Kamil Semeniuk (przyjmujący), Paweł Zatorski (libero) oraz dwóch zawodników rezerwowych: Norbert Huber (środkowy), Tomasz Fornal (przyjmujący) (piszemy o tym szerzej tutaj).

 

Wzloty i upadki w fazie zasadniczej

 

W Lidze Narodów mogliśmy oglądać zarówno spotkania emocjonujące, rozstrzygane w końcówkach setów, jak i takie w których naszym rywalom trudno było dobrnąć do bariery 15. punktów. Reprezentacja Polski zakończyła fazę zasadniczą rozgrywek na drugim miejscu i z trzema porażkami na koncie. Podopieczni Vitala Heynena ulegli odpowiednio Słoweńcom, Brazylijczykom i Francuzom.

Polscy siatkarze mieli jednak problemy z ustabilizowaniem formy i potrafili zagrać fenomenalny mecz, aby w kolejnym zaliczyć bardzo słaby występ. Ci, którzy nie przekonali Vitala Heynena ostatecznie nie znaleźli się w składzie na igrzyska olimpijskie.

 

Wśród siatkarzy, których zabraknie w Tokio jest m.in. Bartosz Bednorz. Przyjmujący Zenitu Kazań już w sezonie ligowym pokazywał, że nie ma ustabilizowanej formy. Z pewnością mocną stroną Bartosza była zagrywka, która regularnie odrzucała rywali od siatki i umożliwiała polskiemu zespołowi przeprowadzenie kontrataków. Także w przyjęciu Bednorz prezentował się solidnie. Problemem była jednak niemoc w ataku, która zawarzyła na jego dalszych występach w reprezentacji. Falstartem okazał się już pierwszy mecz w wykonaniu przyjmującego, w którym skończył zaledwie… 3 z 17 piłek. Przełożyło się to na 17-procentową skuteczność siatkarza, która wiele się nie poprawiła w kolejnych spotkaniach. Najgorszy był jednak fakt, że Bartosz Bednorz nie uczył się na własnych błędach: po serii blokowanych ataków wciąż uderzał w „mur” stawiany przez rywali, wybierał złe kierunki uderzeń i nie próbował ograć przeciwników w sposób bardziej techniczny (w czym wyspecjalizował się jego rywal w walce o Tokio, Aleksander Śliwka).

 

Lepiej, choć wciąż niewystarczająco dobrze prezentował się Maciej Muzaj. Jako że jednym z pewniaków na igrzyska obwołano Bartosza Kurka, w kadrze olimpijskiej pozostało tylko jedno miejsce dla atakującego. Rywalizacja toczyła się więc pomiędzy trenującym pod okiem Vitala Heynena w Sir Safety Perugii, Maciejem Muzajem, a siatkarzem najlepszego klubu Europy, Łukaszem Kaczmarkiem. Na początku obaj zaliczali solidne występy i wydawało się nawet, że to Maciej Muzaj jest pewniejszym punktem naszej drużyny. W dodatku trener Heynen miał możliwość współpracować z nim już wcześniej we włoskim klubie. Widział więc jak atakujący trenuje, na co go stać i co może dać reprezentacji. Ostatecznie jednak Muzaj wpadł w dołek, z którego nie wiedział jak się wydostać. W meczu inauguracyjnym nowy zawodnik Asseco Resovii Rzeszów był najlepiej punktującym polskiej ekipy, ale w spotkaniu z Holandią, a więc jedną ze słabszych drużyn turnieju, z trudem kończył ataki.

 

Dużo bardziej regularnym okazał się być Łukasz Kaczmarek. Co więcej, Vital Heynen mógł na niego liczyć w newralgicznych momentach. Zawodnik Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle wielokrotnie pojawiał się na boisku w ramach podwójnej zmiany wraz z drugim rozgrywającym. Nie miał wówczas problemów ze skończeniem ataku, a jego zasięg w bloku nie raz pomógł „Biało-Czerwonym" wyprowadzić kontrę lub przyniósł bezpośredni punkt. W efekcie to właśnie Łukasz Kaczmarek otrzymał od trenera większe zaufanie.

 

Przebudzenie lidera

 

Walkę o prawdziwą stawkę Polacy rozpoczęli dopiero po awansie do Final Four. W półfinale „Biało-Czerwoni" ponownie stanęli naprzeciwko Słoweńców. Tym razem wygrali 3:0, przerywając pechową serię porażek z ekipą Alberto Giulianiego. Ostateczny wynik nie oddał jednak w pełni obrazu gry. Starcie półfinałowe było niezwykle wyrównane, a o zwycięstwie Polaków przesądziły niuanse i... Bartosz Kurek.

 

Wieloletni lider reprezentacji Polski nie błyszczał w fazie zasadniczej turnieju i widać było, że drzemią w nim spore rezerwy. Jak na mistrza przystało, Kurek obudził się jednak w Final Four i stał się niekwestionowanym liderem naszej reprezentacji. W starciu ze Słowenią Polak był niemal nie do zatrzymania i uzyskał 61% skuteczności ataku, a jego świetna gra przy siatce nie raz pomogła drużynie w wyprowadzaniu kontr.

 

Podobnie było w finałowym meczu przeciwko Brazylii, który ostatecznie zakończył się jednak zwycięstwem „Canarinhos". W pierwszym secie Bartosz Kurek skończył wszystkie piłki jakie otrzymał od Fabiana Drzyzgi, co przełożyło się na 100-procentową skuteczność. To właśnie on jako jeden z nielicznych nie powinien mieć sobie nic do zarzucenia po przegranym finale.

 

Zmierzch kapitana i... Leona?

 

Problemy z formą w turnieju Ligi Narodów miał także Michał Kubiak. Przez kilka pierwszym spotkań rozegranych w Rimini śmiało można powiedzieć, że kapitan reprezentacji Polski był jednym z najsłabszych na boisku. Niska skuteczność ataku, słabsza dyspozycja serwisowa i niestabilne przyjęcie – wszystko to przełożyło się na niskie oceny ekspertów oraz dywagacje kibiców o jego przyszłości.

 

Zdecydowanie lepiej Michał pokazał się natomiast w Final Four. W półfinale był jednym z najlepszych siatkarzy, a w starciu o złoto także dał z siebie bardzo dużo. Pozytywnym sygnałem jest więc to, że w meczach o stawkę Michał Kubiak nie zawodzi. Jego dwa ostatnie występy nie ukróciły jednak dyskusji i krytyki odnoszącej się do obecności naszego kapitana w składzie na igrzyska.

Tym którzy mają wątpliwości należy jednak przypomnieć mistrzostwa świata 2018 i mistrzostwa Europy 2019, w których drużyna „Biało-Czerwonych" bez swojego kapitana miała ogromne problemy. To właśnie Michał Kubiak dał kolegom sygnał do walki i wniósł na parkiet niebywałą determinację. Trzeba przyznać, że wola walki przyjmującego w dużym stopniu przyczyniła się do zdobycia tytułu mistrzów świata i brązowego medalu europejskiego czempionatu. Może więc jednak należy uwierzyć w kapitana „Biało-Czerwonych" i poczekać z oceną na igrzyska olimpijskie w Tokio, które są przecież w tym roku imprezą docelową.

 

Choć na początku turnieju nic tego nie zwiastowało, problemy z formą miał także Wilfredo Leon. Polak kubańskiego pochodzenia rozpoczął Ligę Narodów najlepiej jak się dało – od 13 asów serwisowych w meczu z Serbią i tym samym pobicia rekordu świata. Później jednak nie było już tak kolorowo. Wydawało się, że Leon wyczerpał limit asów na jeden turniej, a w dodatku źle prezentował się w ataku i przyjęciu. Co ważniejsze, gra Leona nie poprawiła się w kluczowej fazie turnieju, w której... zagrał jeszcze słabiej. Siatkarz Sir Safety Perugii nie potrafił przedrzeć się przez blok rywali albo atakował w aut. Nie lepiej było w defensywie. W starciu finałowym osiągnął zaledwie 17% pozytywnego przyjęcia. Vital Heynen zdecydował się na zmianę Wilfredo dopiero w końcówce meczu z Brazylijczykami, ale wprowadzony Kamil Semeniuk także nie stanął na wysokości zadania.

Mimo swojej słabej formy Wilfredo Leon znalazł się w olimpijskiej dwunastce, co również wywołało falę dyskusji w sieci. Wydaje się jednak, że szkoleniowiec reprezentacji Polski wie, że przyjmujący jest zawodnikiem nieprzewidywalnym. Podobnie jak kiedyś mówiło się o Cristiano Ronaldo grającym w barwach Realu Madryt – może zagrać cały mecz słabo, a w końcówce strzelić decydującego gola. Wilfredo Leon może nie prezentować się najlepiej w jednym spotkaniu, aby w kolejnym „wyserwować" Polakom seta lub znakomicie zaprezentować się w ataku. Po siatkarzu widać, że bardzo chce, a jak czegoś się pragnie czasami po prostu nie wychodzi. On niejednokrotnie pokazał jednak, że potrafi się podnieść i zacząć od nowa z czystą głową.

 

Polsko-brazylijskie Dream Team

 

Po emocjonującym finale turnieju przyszedł czas na indywidualne wyróżnienia, które podzielili między siebie Polacy i Brazylijczycy. Z ekipy „Biało-Czerwonych" docenieni zostali: Fabian Drzyzga, Mateusz Bieniek, Michał Kubiak oraz Bartosz Kurek. Ten ostatni aż dwukrotnie – jako najlepszy atakujący oraz MVP turnieju i w obu przypadkach... ex aequo z Brazylijczykiem Wallacem. Była to pierwsza w historii Ligi Narodów sytuacja, w której nagrodę dla najbardziej wartościowego zawodnika otrzymali dwaj siatkarze. Warto zaznaczyć, że wyróżnienie to z reguły przyznawane jest reprezentantowi triumfującej drużyny. Pokazuje to klasę naszego atakującego, który zdołał zasłużyć na miano MVP pomimo przegranej w finale.

 

Przed igrzyskami w Tokio niewiadomych jest wiele. Wśród nich znajduje się także forma naszych reprezentantów, którzy w całych rozgrywkach Ligi Narodów „falowali". Zapraszamy do zapoznania się z ocenami redakcji dla poszczególnych siatkarzy, a także zachęcamy do przeczytania podsumowania Ligi Narodów w wykonaniu „Biało-Czerwonych" siatkarek.

 

Oceny redakcji:

Bartosz Kurek - 5

Łukasz Kaczmarek - 4

Maciej Muzaj - 3,5

Wilfredo Leon – 3,5

Michał Kubiak - 4

Kamil Semeniuk - 4,5

Tomasz Fornal - 4

Aleksander Śliwka - 4

Bartosz Bednorz - 3

Karol Kłos - 3,5

Mateusz Bieniek - 5

Jakub Kochanowski – 4,5

Piotr Nowakowski - 4

Norbert Huber - 4

Fabian Drzyzga – 4,5

Grzegorz Łomacz - 3,5

Damian Wojtaszek - 3,5

Paweł Zatorski - 4

MVP: Bartosz Kurek

Vital Heynen - 4,5