Konnichiwa Tokio (15) – Triathlon

  • Dodał: Szymon Frąckiewicz
  • Data publikacji: 05.07.2021, 10:00

Triathlon – jedna z najcięższych dyscyplin olimpijskich. Zasady są proste, kto pierwszy przekroczy linię mety wygrywa. Ale dokonać tego po wielu kilometrach pływania, jazdy rowerem i biegu? To wymaga nadludzkiej wytrzymałości. A przecież olimpijski dystans to i tak drobnostka, w porównaniu z najdłuższymi triathlonowymi wyścigami.

 

Szczegółowy program triathlonu

 

Garść historii

Pływanie jest znane ludziom od zarania dziejów, bieganie też. Jazda rowerem nie dłużej niż 150 lat. Jednakże kompetytywne połączenie tych trzech aktywności to dość świeża sprawa. Uznaje się, że pierwsze zawody w triathlonie odbyły się 25 września 1974 roku w San Diego. Dyscyplina szybko zdobyła popularność i już 26 lat później rozdano w niej po raz pierwszy olimpijskie medale. Po złota w Sydney sięgnęli Kanadyjczyk Simon Whitfield i Szwajcarka Brigitte McMahon. Najbardziej w olimpijskiej historii tej dyscypliny zapisali się jednak brytyjscy bliźniacy Alistair i Jonathan Brownlee oraz Szwajcarka Nicola Spirig. Pierwszy z braci Brownlee zostawał mistrzem w Londynie i Rio, podczas gdy jego brat zajmował odpowiednio trzecie i drugie miejsce. Spirig w 2012 roku była najlepsza, a cztery lata później uległa tylko Amerykance Gwen Jorgensen.

 

Polaków po raz pierwszy mogliśmy oglądać na olimpijskiej trasie triathlonowej w Pekinie, gdzie wystartowali Marek Jaskółka, Ewa Dederko i Maria Cześnik. W Londynie w miejsce Dederko pojawiła się Agnieszka Jerzyk, która w Rio była już naszą jedyną reprezentantką. Niestety w stolicy Japonii Biało-Czerwonych nie zobaczymy. Najmniej brakowało jednej z najstarszych aktywnych jeszcze triathlonistek – Marii Cześnik. Jednak powiedzieć, że była blisko kwalifikacji, byłoby sporym nadużyciem.

 

Zasady

Na papierze nie jest to skomplikowany sport. Uczestnicy rywalizacji płyną, jadą rowerem i biegną – kto pierwszy ten lepszy. Jeśli chodzi o dystans, to ten olimpijski został obmyślony tak, by być wymagającym, lecz nie nieludzkim. Zmagania zaczynają się od 1,5 kilometrowej trasy pływackiej na otwartym akwenie. Po wyjściu z wody triathloniści wsiadają na rowery, którymi przemierzają 40 kilometrów. Na koniec pozostaje im już "tylko" 10 kilometrów biegu. Proste? Dopóki samemu się nie ściga to jak najbardziej – zawodnicy niech się męczą, w końcu na medal trzeba zasłużyć. Rywalizacja zwykle trwa niespełna dwie godziny. Panowie zazwyczaj radzą sobie z tym dystansem 10-15 minut szybciej niż panie. Czasem dokładna długość trasy może się nieco różnić. Na przykład podczas igrzysk w Rio rowerem pokonywano ponad 1,5 kilometra mniej.

 

W porównaniu ze słynnym "ironmanem" olimpijski dystans to i tak pestka. W rywalizacji dla ludzi z żelaza płynie się 3,8 km, rowerem pokonuje 180 km, a biegnie 42 km – cały maraton. A istnieje jeszcze trudniejsza do wyobrażenia sobie przeciętnemu człowiekowi rzecz, czyli "ultraman" – 10 km pływania, 421 km jazdy rowerem i 84 km biegu. Są chętni?

 

W tym roku po raz pierwszy w historii olimpijskiej rywalizacji odbędzie się, poza biegami indywidualnymi, sztafeta mieszana. Zespoły złożone będą z dwóch mężczyzn i dwóch kobiet, a każda osoba w sztafecie będzie miała za zadanie pokonać 300 metrów wpław, 8 km rowerem i 2 km w biegu. Wreszcie coś co wygląda jak realna rzecz do zrobienia.

 

Faworyci

Jednoznacznych faworytów ciężko wskazać. Zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn grono kandydatów do medali jest szerokie, tym bardziej, że w czołówkach zachodzi akurat mała zmiana pokoleniowa. W rywalizacji panów zabraknie z tego względu dwukrotnego mistrza olimpijskiego Alistaira Brownlee. Przegrał wewnętrzną rywalizację o olimpijską nominację ze swoim bratem oraz przedstawicielem młodego pokolenia – Alexem Yee. Ta dwójka z pewnością w gronie kandydatów do podium się znaleźć musi. W niedawnych wyścigach rewelacyjnie spisywali się Amerykanin Morgan Pearson i Norweg Kristian Blummenfelt. Jego rodak Gustav Iden też pokazywał się ostatnio z dobrej strony. W pierwszym rzędzie kandydatów do medali jednak nie będzie. O olimpijskim złocie marzy zapewne legendarny Mario Mola. Nikt tak często nie wygrywał cyklu World Series, ale olimpijskiego krążka w dorobku Hiszpana brakuje. Hiszpanie ogólnie będą mocni. Wicemistrz z Londynu Javier Gomez może chcieć nawiązać do tamtego sukcesu, dobrze spisuje się Fernando Alarza. Duże nadzieje z igrzyskami wiąże na pewno Francuz Vincent Luis, a nie można też zapominać o Afrykanerze Henrim Schoemanie. Brązowy medalista z Rio będzie chciał poprawić tamten wyczyn. Belgowie Jelle Geens i Marten van Riel to zresztą też świetni triathloniści. To może być naprawdę ekscytująca rywalizacja, jedna z najciekawszych na całych igrzyskach. Jeśli jednak muszę wybrać subiektywnie największego kandydata do złota, to wskażę Yee.

 

U kobiet również zabraknie obrończyni tytułu. Gwen Jorgensen zakończyła karierę triathlonistki i przerzuciła się na lekkoatletykę. Miała ambicję, by powalczyć o olimpijski medal w maratonie lub na dystansie 10000 bądź 5000 metrów. Na najkrótszym z nich wypełniła ustalone przez World Athletics minimum, ale nie przeszła trudnej amerykańskiej selekcji. Wróćmy jednak do triathlonu. Brak Jorgensen nie oznacza, że olimpijskie złoto opuści Stany Zjednoczone. Katie Zaferes zrobi wszystko, aby tak się nie stało, a do rywalizacji mogą się też włączyć Summer Rappaport i Taylor Knibb. Jednak, podobnie jak u mężczyzn, konkurencja jest ogromna. Na czele z Brytyjkami – Jessica Learmonth, Georgia Taylor-Brown, Vicky Holland (brązowa medalistka z Rio) – jeśli którakolwiek z nich zdobędzie złoto, nie będzie to niespodzianką. Mimo upływu lat nie spada forma Nicoli Spirig. Szwajcarka będzie chciała odzyskać tytuł. Do Rio w roli głównej faworytki jechała Flora Duffy. Reprezentantka Bermudów w Brazylii zawiodła i pewnie chciałaby powetować sobie tamtą porażkę. Aczkolwiek w ostatnich miesiącach nie prezentowała mistrzowskiej formy. To jednak wciąż doskonała triathlonistka i może brak presji faworytki będzie jej atutem? Osobiście znowu wskażę jako główną faworytkę reprezentantkę Wielkiej Brytanii. Będzie to Learmonth. Natomiast dyktuję ten wybór, podobnie jak wcześniej wskazanie Yee, raczej "przeczuciem", niźli uznaniem, że ma wyraźną przewagę nad resztą stawki.

 

W sztafecie niespodzianką będzie medal dla każdego kraju niebędącego Francją, USA i Wielką Brytanią. Jeśli ktoś ma tego dokonać, to Niemcy, bądź Australijczycy. Ostatnie trzy tytuły mistrzostw świata trafiały do Francuzów, którzy wręcz wyspecjalizowali się w sztafetach. Jednak Amerykanie i Brytyjczycy nie zawsze wystawiali najmocniejszy skład, a patrząc po zgłoszeniach na Tokio – tym razem będzie inaczej. Dlatego dla Francuzów przewiduję raczej brąz, a przed nimi zobaczymy zaciętą walkę o złoto między UK a USA. I w tej konkurencji większe szanse dawałbym Amerykanom. Format sztafety zdaje się odpowiadać im bardziej, niż Brytyjczykom. Aż dziw bierze, że sztafety nie wystawią Hiszpanie. Z takimi ludźmi, szczególnie u mężczyzn, mogliby się włączyć do walki o medale, ale nawet nie próbowali się zakwalifikować. W zasadzie od początku istnienia sztafety mieszanej ignorują ją. Przy tym potencjale jest to dla mnie naprawdę niezrozumiałe. Tym bardziej, że dystans sztafety nie daje podstaw do mówienia o oszczędzaniu sił na biegi indywidualne.

 

Typy redakcji poinformowani.pl

Mężczyźni: Alex Yee (Wielka Brytania)
Kobiety: Jessica Learmonth (Wielka Brytania)
Sztafeta: Stany Zjednoczone

 

ARCHIWUM CYKLU

Szymon Frąckiewicz

Miłośnik sportu i muzyki alternatywnej. Pasjonat geografii.