Tour de France: Tadej Pogacar wygrywa na Col du Portet  i podkreśla swoją dominację
Petar Milosević / Wikimedia Commons

Tour de France: Tadej Pogacar wygrywa na Col du Portet i podkreśla swoją dominację

  • Dodał: Paweł Ukleja
  • Data publikacji: 14.07.2021, 18:30

Tadej Pogacar potwierdził swoją wielką dyspozycję i po emocjonującej końcówce został zwycięzcą siedemnastego etapu Tour de France. Tuż za jego plecami finiszowali Jonas Vingegaard oraz Richard Carapaz. Na ostatnim podjeździe straty poniósł Rigoberto Uran, który tym samym stracił miejsce na podium wyścigu. 

 

Dzisiejszy etap był pierwszym z dwóch pirenejskich odcinków zakończonych metą na podjeździe. Kolarze rozpoczęli ściganie w miejscowości Muret i przez pierwsze sto kilometrów jechali płaskim terenem, kierując się w stronę masywu Pirenejów. Pierwszym wyzwaniem dnia była wspinaczka pod Col du Peyresourde (13,3 km, 6,9%), na którego szczycie ulokowana została premia górska pierwszej kategorii. Po krótkim zjeździe zawodnikom przyszło zmierzyć się z kolejną górą - Col de Val Louron-Azet (6,8 km, 8,1%). Był to jednak tylko przedsmak finałowej wspinaczki na Col du Portet (16,3 km, 8,7%), na którego szczycie ulokowana została meta. Dzisiejszy dzień miał być dniem sądu dla zawodników walczących w klasyfikacji generalnej wyścigu, bowiem etap siedemnasty był najbardziej wymagającym do tej pory odcinkiem. 

 

Ucieczkę dnia stworzyło dziś sześciu kolarzy. Byli to: Lukas Postlberger (BORA-hasngrohe), Danny van Poppel (Intermarche-Wanty-Gobert Materiaux), Anthony Perez (Cofidis, Solutions Credits), Dorian Godon (AG2R Citroen Team), Anthony Turgis (Team TotalEnergies) oraz Maxime Chevalier (B&B Hotel p/b KTM). Strata każdego z nich w klasyfikacji generalnej wynosiła grubo ponad dwie godziny, więc peleton nie miał problemów, by odpuścić uciekinierów. Ich przewaga szybko wyniosła ponad osiem minut. Tym, co mogło dziwić był fakt, że większość uciekających zawodników kojarzyła się raczej z płaskimi końcówkami, a nie wielkimi górami. Pomimo dużej zaliczki czasowej kwestia dojazdu do mety wcale nie była więc taka pewna. 

 

U podnóża wspinaczki pod Col du Peyresurde na atak z peletonu zdecydowali się: Nairo Quintana (Team Arkea Samsic), lider klasyfikacji górskiej Wout Poels (Bahrain-Victorious) oraz Pierre Latour (Team TotalEnergies). Na podjeździe przed grupą główną utrzymał się jedynie ten ostatni i samotnie pognał w stronę prowadzącej szóstki. Uciekinierzy dojechali na szczyt z przewagą czterech i pół minuty nad grupą lidera. 

 

W peletonie mocne tempo zaczęła dyktować ekipa UAE-Team Emirates. Już na samym początku wspinaczki pod Col de Val Louron-Azet również i Francuz został schwytany przez grupę lidera. Z przodu ucieczka zaczęła się dzielić. Na samotny atak zdecydował się Anthony Perez, który konsekwentnie zaczął dystansować towarzyszy z odjazdu. Na szczycie zameldował się kilkanaście sekund przed Dorianem Godonem oraz cztery minuty przed peletonem.

 

Na krótkim zjeździe do Pereza zdołał dojechać Godon. Francuzi wspólnie rozpoczęli finałowy podjazd, jednak po kilku kilometrach tempa swojego rodaka ponownie nie wytrzymał zawodnik AG2R Citroen Team. Anthony Perez po raz kolejny znalazł się samotnie na czele. Kilkaset metrów za nim szaleńcze tempo narzuciła drużyna lidera - najpierw Brandon McNulty, a następnie Rafał Majka. Było to przygotowanie pod atak Tadeja Pogacara, który nastąpił osiem i pół kilometra przed metą. Przyspieszenie Słoweńca zdołali jedynie wytrzymać Richard Carapaz (INEOS Grenadiers) oraz Jonas Vingegaard (Team Jumbo-Visma). Pierwszy kryzys przeżywał za to wicelider wyścigu Rigoberto Uran (EF Education-Nippo), który z każdą chwilą tracił dystans do grupki liderów. 

 

Prowadząca trójka zaczęła oddalać się od reszty zawodników. Tempo dyktował Tadej Pogacar, który wyraźnie szukał okazji do urwania swoich towarzyszy. Jego próby ponawiania ataku spełzały jednak na niczym - Duńczyk i Ekwadorczyk jak przyklejeni trzymali się jego tylnego koła. Na kilometr przed metą na atak zdecydował się Richard Carapaz. Nie zdołał zerwać Słoweńca, ale udało mu się zdystansować na kilka metrów Jonasa Vingegaarda. Duńczyk zdołał dołączyć do prowadzącej dwójki dopiero kilkaset metrów przed metą. Kolarz ekipy INEOS Grenadiers robił, co mógł, by wygrać etap, jednak na sto metrów przed końcem ponownie zaatakował Pogacar. Tym razem nikt nie był w stanie odpowiedzieć i lider wyścigu został zwycięzcą etapu prowadzącego na morderczy Col du Portet, tym samym po raz kolejny zaznaczając swoją dominację nad rywalami. Drugi na mecie zameldował się Jonas Vingegaard, a tuż za jego plecami wpadł Richard Carapaz. Będący do tej pory wiceliderem Rigoberto Uran wjechał na metę tracąc do trójki liderów minutę i czterdzieści dziewięć sekund , tym samym tracąc miejsce na podium wyścigu. 

Paweł Ukleja – Poinformowani.pl

Paweł Ukleja

Absolwent psychologii, którego zainteresowania wykraczają daleko poza obszar studiów. Od dziecka pasjonat sportu, zwłaszcza skoków narciarskich i kolarstwa szosowego, którymi to zajmuje się na łamach portalu Poinformowani.pl