LE: Lech Poznań wraca na tarczy z Belgii

  • Data publikacji: 09.08.2018, 21:51

Lech Poznań przegrał pierwszy mecz 3 rundy kwalifikacji do Ligi Europejskiej. Belgijski Genk okazał się lepszy i mimo że strzelił dwie bramki, to może mówić o ogromnym pechu, ponieważ zawodnicy z Belgii marnowali swoje okazje na potęgę.

 

Lech Poznań przystępował do spotkania po 120 minutowym boju z Soligorskiem. Na stadionie w Poznaniu na szczęście w kapitalnej formie był Gytkjaer, który swoim hat-trickiem wprowadził Poznaniaków do następnej rudny. Genk za to rozjechał, poszatkował i rozrzucił na wiatr swojego rywala - Belgowie w dumeczu pokonali Folę aż 9:1.

 

Początek meczu potwierdził, że to gospodarze są faworytem tego meczu - już w 5 minucie z linii bramkowej piłkę musiał wybijać De Marco, po strzale Trossarda. Dalej byliśmy świadkami podobnej narracji. To Genk prowadził grę, narzucał jej tempo, a także stwarzał sobie częściej okazje do zdobycia bramki. Lech Poznań miał swoją okazję w 16 minucie, ale niecelnie strzelał Gytkjaer po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. W 33 minucie serce do gardła podskoczyło nie jednemu kibicowi Lecha po tym jak Dewaest skierował piłkę do bramki, jednak sędzia dostrzegł, że gracz Genku był na pozycji spalonej. W 44 minucie kapitalną interwencją popisał się Burić, który obronił sytuację sam na sam z Trossardem. Kilka sekund później Genk miał rzut rożny, piłka trafiła przed pole karne do Malinowskiego, ten minął kilku obrońców i uderzył z całej siły na bramkę, zdobywając jednocześnie pięknego gola. Wynik do przerwy 1:0 dla gospodarzy.

 

Druga część spotkania niestety nie była inna od pierwszej. Już w 48 minucie Trossard po raz kolejny przegrał z Buriciem w sytuacji sam na sam.  Genk niemal miażdżył swoich rywali, a ofensywni zawodnicy z drużyny belgijskiej z łatwością wymieniali podania i dryblowali w okolicach pola karnego Buricia. W 56 minucie piłkę na głowę Samaty wrzucił Maehle i bramkarz gości musiał ponownie wyciągać futbolówkę z siatki. Po straconym golu Lech Poznań w końcu rozpoczął swoje ataki, ale zbyt nieśmiało i niepewnie by zagrozić Vukoviciowi. Dość powiedzieć, że Poznaniacy nie oddali celnego strzału do 82 minuty! W 77 minucie Ndongala był bliski powiększenia prowadzenia, jednak trafił tylko w słupek. W 89 minucie bramka po raz kolejny zadrżała, bo jeden z zawodników Genku trafił centralnie w poprzeczkę. Lech może mówić o ogromnym szczęściu, że wyjeżdża z Belgii tylko z dwiema bramkami bagażu, z taką grą będzie bardzo ciężko o dobry wynik w Poznaniu.

 

Genk - Lech Poznań 2:0 (1:0)

 

Bramki: 1:0 Malinowski 44'; 2:0 Samata 56'

 

Genk: Vukovic - Uronen, Lucumi, Dewaest, Maehle, Pozuelo, Malinowski, Berge, Ndongala, Trossard (83' Zhegrova), Samata (65' Gano)

 

Lech Poznań: Buric - Orłowski, Rogne (68' Vujadinović), De Marco, Makuszewski (54' Jóźwiak), Cywka, Trałka, Kostewycz, Gajos, Gytkjaer, Jevtić (75' Tomczyk)

 

Kartki:  25' Makuszewski, 50' Rogne, 74' Kostewycz, 90+2' Trałka

 

Sędziował: M. Avram (Rumunia)