Euforia po Anglii, niesmak po Albanii - co dalej z kadrą [FELIETON]
Светлана Бекетова, https://commons.wikimedia.org/wiki/Category:Kamil_Glik#/media/File:JAP-POL_(10).jpg

Euforia po Anglii, niesmak po Albanii - co dalej z kadrą [FELIETON]

  • Dodał: Kacper Lewandowski
  • Data publikacji: 10.09.2021, 16:01

Minęliśmy już połowę spotkań z cyklu eliminacyjnego do Mistrzostw Świata w Katarze. Felieton po pierwszych meczach eliminacyjnych mogą Państwo przeczytać tutaj, natomiast wnioski po wrześniowych spotkaniach znajdą Panśtwo poniżej. To jak to jest z tym Paulo Sousą?

 

W marcu uzbieraliśmy 4 punkty na 9. Było za co chwalić tę drużynę, ale zdecydowanie było również za co ganić. Następnie w czerwcu odbyły się dwa mecze towarzyskie, w których Polacy, delikatnie mówiąc, nie zaprezentowali się najlepiej. Na obronę można tylko powiedzieć, że składy w nich wystawione nigdy później się nie powtórzyły. Chwilę później wystąpiliśmy natomiast na EURO, skąd z jednym punktem wróciliśmy na tarczy. Na wrzesień rozplanowano nam rywali kolejno ze średniej, najniższej oraz z najwyższej półki. Zgarnęliśmy 7 punktów na 9 możliwych, strzeliliśmy dwanaście bramek, a straciliśmy tylko trzy. Tymczasem część kibiców alarmuje jeszcze głośniej, niż podczas drugiej Ligi Narodów pod wodzą Jerzego Brzęczka.

 

Czy mecze z Albanią, San Marino i Anglią były idealne? Oczywiście, że nie. Ale nie jesteśmy Anglią, prowadzoną przez Garetha Southgate'a od 2016 roku, tylko Polską podczas zmiany pokoleniowej, z trenerem pracującym dopiero pół roku. Mecz z Albanią możliwe, że był najgorszym meczem za kadencji Portugalczyka, to prawda. Mimo wszystko wygraliśmy go, w dodatku przekonującym 4:1. Gol stracony z San Marino był frajerski, jednakowoż obwinianie selekcjonera o to, że jeden z graczy za mocno podał do drugiego, a ten nie odczytał intencji? Polska na San Marino weszła ośmioma graczami nie-podstawowymi. W dodatku trzej podstawowi zostali wymienieni już w przerwie. Dla mnie gol Nicoli Nanniego był co najwyżej kneblem dla tych wszystkich kibiców, którzy postulowali wyrzucenie doświadczonych zawodników, a pozostawienie w reprezentacji tylko młodych. Ci młodzi, którymi dysponujemy mieli problemy z pressingiem najgorszej drużyny z rankingu FIFA. Czy więc był to słaby mecz? I tak i nie. Lewandowski napędził 4:0 w pierwszej połowie, w drugiej natomiast Buksa dopchnął ten wynik hat-trickiem. Od 2017 r. tylko my i Włosi strzeliliśmy na San Marino Stadium 7 goli w jednym meczu. Z resztą to był mecz eliminacyjny, istotą było odhaczenie 3 punktów. W zasadzie ten cel zamknięto w 45 minut, a później można było potestować zawodników, którzy w innych okolicznościach nie powąchaliby nawet murawy. Mecz mimo wyniku i stylu z drugiej połowy był de facto takim z gatunku bez historii.

 

Na koniec został nam do omówienia mecz domowy z Anglią, a to, co działo się na Narodowym przerosło zdecydowanie moje oczekiwania. Złośliwi i szczególnie nieżyczliwi mówią "wygrana 1:1, jak z Hiszpanią". Z kolei ja pamiętam Polska - Włochy w październiku 2020 roku. Wtedy Jerzy Brzęczek wymyślił parkowanie autobusu złożonego z dziesięciu zawodników w polu karnym. Planem ofensywnym była natomiast "laga" na Lewandowskiego – a nuż się uda. Nie udało się. Zero z przodu, zero z tyłu – Lewandowski pozostał sfrustrowany, a "La Gazetta dello Sport" nie dała oceny Donnarummie. Ten w zasadzie mógłby podczas meczu układać pasjansa i nikt by mu w tym nie przeszkadzał. Rok temu nasz bilans z silnymi rywalami wyniósł 1 punkt. "Wywalczony" w takim spotkaniu. W tym roku z topowymi ekipami mierzyliśmy się 3 razy i ani razu nie zamurowaliśmy dostępu do własnej bramki. Wręcz przeciwnie – ofensywnym, atrakcyjnym dla oka futbolem próbowaliśmy sprostać stawianym wyzwaniom. Cztery gole stracone i trzy strzelone. Porównajmy to do pięciu straconych i jednego wciśniętego w starciach z Holandią i Włochami w 2020 roku. Jeśli ktoś nie widzi progresu, to musi mieć problem z mierzeniem sił na zamiary.

 

Jakie więc widzę dobre prognostyki na przyszłość? Kiedyś mówiliśmy, że "Polska skrzydłowymi stoi". Teraz zdecydowanie nie stoi. Za to na nasz główny atut wyrośli napastnicy. W 11 meczach za kadencji Paulo Sousy na plac gry wyszło sześciu nominalnych napastników. Z wyjątkiem Arkadiusza Milika każdy z nich strzelił przynajmniej jedną bramkę. Co więcej, Robert Lewandowski od marca strzelił tylko o jednego gola mniej, niż podczas całej, dwuletniej kadencji poprzedniego selekcjonera. Sam Paulo Sousa w wywiadach powtarza, że "bramki są najbardziej seksowną częścią futbolu" i chociaż fani takiego Atletico Madryt mogą być innego zdania, większość kibiców przyzna mu rację. Bardzo miłą odmianą dla mnie jest również to, że nie jestem w stanie przewidzieć w 100% wyjściowej jedenastki. W poprzedniej kadencji skład reprezentacji zawsze był przewidywalny. Może, jeśli Portugalczyk zostanie z nami na dłużej, będziemy mówić jak Anglicy podczas Euro – "w Polsce jest 38mln selekcjonerów, ale nikt nie wystawiłby takiego składu, właśnie dlatego to on jest tym jedynym". Paulo na pewno się jeszcze uczy zarówno pracy selekcjonera, jak i naszej kadry. Wydaje się jednak, że powoli zaczyna rozumieć na kogo w jakich okolicznościach może liczyć, a kogo lepiej wykreślić z notesu.

 

Jak z kolei prezentują się "znaki ostrzegawcze"? Najbardziej podstawowym jest oczywiście gra obronna. 28 marca 2021 r. – to właśnie wtedy Polska po raz ostatni zachowała czyste konto w meczu. Z jednej strony widać postęp - na pierwszym zgrupowaniu trzy bramki straciliśmy już w meczu z Węgrami. Tym razem tyle straciliśmy w całym okienku reprezentacyjnym. Niestety rozłożyło się to po jednym golu na mecz. Z drugiej strony udało się nam uniknąć scenariuszy z Węgier, pierwszego meczu z Anglią, a także ze Słowacji i Szwecji, tj. po pierwszym straconym golu nie następował kolejny. Z jednej strony Paulo Sousa wydaje się wyznawać filozofię "gdy strzelają nam jedną my musimy strzelić dwie", z drugiej klasowe zespoły osiągają sukcesy głównie dzięki zorganizowanej defensywie. Poprawa tego elementu wydaje się warunkiem koniecznym, abyśmy mogli przejść w dalszą część procesu, o którym tak często mówi Sousa. Na tym zgrupowaniu wreszcie udało się selekcjonerowi wystawić trafiony pierwszy skład, którego nie musiał łatać po przerwie. Niestety naszą bolączką cały czas jest nierównowaga w obydwu połowach. Do tej pory graliśmy źle przed przerwą, przeprowadzaliśmy zmiany i odmienieni kończyliśmy w niezłym stylu. W meczach z San Marino i z Anglią pierwsze połowy były bardzo dobre, ale za to w drugich gra się psuła i nie byliśmy w stanie utrzymać narzuconego poziomu. Wszyscy pamiętamy Adama Nawałkę, którego reprezentacja grała dobrze 60 minut, a następnie przez pół godziny opadała z sił. Była to jednak stosunkowo przewaga dobrej gry nad tą złą. Podczas kadencji Portugalczyka niestety słaba i dobra gra oscylują w okolicach proporcji pół na pół.

 

Na koniec warto pochwalić piłkarzy, którzy wyróżnili się na tle kolegów. Wydaje się, że najwięcej na tych trzech meczach zyskał Karol Linetty. Zawodnik, który przesiedział na ławce Euro 2016 i MŚ 2018 wreszcie udowodnił swoją postawą na boisku, że jest tej reprezentacji potrzebny. Najpierw wchodził z ławki, by w meczu z Anglią wywalczyć nawet pierwszy skład. Mimo kilku potknięć można odnieść wrażenie, że w nadchodzących meczach będzie on mógł być brany pod uwagę w rywalizacji o podstawową jedenastkę. Po drugie Kamil Glik. Zawodnik Serie B, a pojedynki indywidualne z wartym przeszło 100mln euro Jackiem Grealishem nie były dla niego żadnym wyzwaniem. Z jednej strony niektórzy wypominają mu PESEL, z drugiej tak zwaną "starą szkołę obrońców". Mimo wszystko mało kto teraz będzie kwestionował, że to on jest prawdziwym szefem polskiej defensywy. Ostatecznie nie można nie wspomnieć o Damianie Szymańskim. Po niezłym występie z San Marino, gdzie na tle "reprezentacji Polski B" był wyróżniającą się postacią, również w meczu z Anglią na Stadionie Narodowym pokazał, że jest gotowy by być co najmniej godnym zmiennikiem dla naszych podstawowych pomocników.

 

Następne mecze reprezentacji już w październiku. Najpierw w Warszawie z San Marino, a następnie z Albanią w Tiranie. Miejmy nadzieję, że w nadchodzących spotkaniach nie zrobimy kroku w tył, tylko poprawimy to, co już udało nam się wypracować. Myślę jednak, że nie tylko u mnie po "mrocznych czasach" Jerzego Brzęczka, kiedy to do meczu siadało się niczym za karę, wraca ekscytacja na myśl o kolejnych meczach Polaków.

Kacper Lewandowski – Poinformowani.pl

Kacper Lewandowski

Aplikant Radcowski, prywatnie ogromny kibic Premier League, śledzę też ligę włoską, portugalską i polską.