Siatkówka - Bubel na solidnym fundamencie, czyli era Nawrockiego [FELIETON]

  • Dodał: Seweryn Czernek
  • Data publikacji: 17.09.2021, 17:35

W minioną środę nastąpił koniec sześcioletniej ery Jacka Nawrockiego jako trenera polskiej kadry siatkarek, a każdy koniec wiąże się z podsumowaniami. Z pewnością był to dobry okres dla polskiej żeńskiej siatkówki i wlał w serca kibiców nadzieję na nawiązanie do wielkich sukcesów reprezentacji. Co jednak poszło nie tak, że na solidnym fundamencie mieszanki doświadczenia z młodością wyszedł siatkarski bubel?

 

Świetny początek

 

Jacek Nawrocki żeńską reprezentację Polski objął w 2015 roku po dwuletniej przygodzie z kadrą Piotra Makowskiego. Sytuacja drużyny narodowej była wtedy bardzo kiepska i mimo chociażby Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty, Mileny Sadurek czy Pauliny Maj-Erwardt w składzie próżno było szukać dobrych występów, nie mówiąc o jakichkolwiek sukcesach. W 2013 roku była porażka z Włoszkami w barażach o ćwierćfinał mistrzostw Europy, a rok później porażka w turnieju kwalifikacyjnym do czempionatu globu. Wtedy stery objął Nawrocki, który zanotował z kadrą bardzo solidny początek w postaci świetnego występu w Igrzyskach Europejskich. Choć fazę grupową siatkarki zakończyły na trzeciej lokacie, później przyszły pięciosetowe zwycięstwa z Niemkami i Serbkami, czyli mocnymi drużynami. Sił nie wystarczyło już na przegrany 0:3 finał z Turcją, ale pierwszy turniej pod wodzą nowego szkoleniowca należało uznać za udany. Później były jeszcze mistrzostwa Europy, które Polki zakończyły na ćwierćfinale, ulegając 1:3 Holenderkom.

 

Solidny fundament i ambitny plan budowy

 

Kolejne lata przyniosły rewolucję w polskiej reprezentacji. Wiele doświadczonych zawodniczek zakończyło przygodę z kadrą i sportową karierę, a trener Nawrocki postawił na młode, perspektywiczne zawodniczki. Zaczął on tym samym wdrażać w życie swój plan budowania kadry niejako od zera, dając młodym talentom szansę gry z doświadczonymi zawodniczkami jak wspomniana Maj-Erwardt, Zuzanna Efimienko-Młotkowska czy Joanna Wołosz. Mieszanka ta zaowocowała awansem do mistrzostw Europy 2017, zakończonych barażową porażką 1:3 z Turcją o ćwierćfinał imprezy. Sukcesem zakończyła się za to walka o I dywizję World Grand Prix, a zwycięstwo w niższej randze rozgrywek dało Polkom powrót do gry w światowej czołówce. Rok później Polki Ligę Narodów zakończyły na ósmej lokacie, co było całkiem dobrym rezultatem. Był to więc jasny sygnał, że żeńska reprezentacja rośnie w siłę.

 

Rok 2019 i wielkie wyniki

 

I wtedy przyszedł rok 2019, który okazał się najlepszym okresem w trenerskiej karierze Jacka Nawrockiego. Zaczęło się od Ligi Narodów i świetnej fazy grupowej, w której Polki w przegranym polu zostawiły chociażby wielką Brazylię, Rosję, Japonię czy Holandię i odniosły 9 zwycięstw. Pozwoliło im to awansować z szóstego miejsca do turnieju finałowego, w którym co prawda poniosły one dwie porażki i zakończyły rywalizację na piątek lokacie, ale wynik ten stanowił dobry prognostyk przed imprezą sezonu. Mowa oczywiście o mistrzostwach Europy, które były jedną z głównych punktów na ścieżce trenera i na których Polki miały nawiązać do sukcesów "Złotek" Andrzeja Niemczyka i walczyć o medale. Zaczęło się od pewnej fazy grupowej, zakończonej na drugim miejscu z jedną porażką, po pięciosetowym boju, z Włoszkami. Później była szybka wygrana z Hiszpankami i zwycięska, pięciosetowa bitwa z Niemkami, która dała upragniony awans do strefy medalowej. W półfinale czekał jednak mocny turecki zespół, który pokonał polską reprezentację 1:3, a marzenia o brązie szybko zakończyły Włoszki, wygrywając 0:3. Zakończyło się więc na czwartej lokacie, którą należało odczytywać w kategorii sukcesu i ugruntowaniu powrotu do europejskiej elity. Wydawało się, że później może już być tylko lepiej...

 

Regres zamiast progresu, czyli jak na solidnych fundamentach zbudować bubel

 

Choć polska reprezentacja miała wszystko, by dalej się rozwijać i bić się o medale, nagle stanęła w miejscu. Nie mówiąc już nawet o 2020 roku, który został storpedowany przez pandemię i mocno uderzył w środowisko sportowe, ale chociażby o nastroje w kadrze. Dużo mówiło się bowiem o konflikcie kluczowych zawodniczek z trenerem Nawrockim, który na dobrą sprawę nie wiadomo jak i czy w ogóle został rozstrzygnięty. Ostatnim udanym występem kadry był turniej interkontynentalny w Apeldoorn o przepustkę do igrzysk w Tokio, zakończony porażką w decydującym meczu z Turczynkami. Później nastąpił regres, a kondycja reprezentacji była znacznie gorsza niż w 2019 roku. Pokazał to już występ w tegorocznej Lidze Narodów, gdzie Polki odniosły jedynie 5 zwycięstw i zakończyły zmagania na 11. lokacie. Szansa na rehabilitację pojawiła się na mistrzostwach Europy, gdzie, według wszelkich zapowiedzi i obietnic Nawrockiego po poprzedniej edycji, polskie siatkarki miały wywalczyć medal. Tak się jednak nie stało, a po drugim miejscu w grupie i zwycięstwie 3:1 w 1/8 z Ukrainą przyszła szybka ćwierćfinałowa porażka z Turczynkami. Tą samą drużyną, która zamknęła nam drogę do medalu w 2019 roku oraz igrzysk olimpijskich i z którą tym razem powinniśmy powalczyć. Walki nie było, a gra polskiej drużyny pozostawiała wiele do życzenia. Plan szkoleniowca zupełnie więc nie wypalił, a zamiast tego przyszło wielkie rozgoryczenie zawodniczek, które w pełni mu zaufały.

 

Rachunek trenerskiego sumienia

 

Można się zastanawiać co spowodowało taki spadek jakości gry polskiej reprezentacji. Czy echa konfliktu, przemęczenie zawodniczek sezonem ligowym czy może jakość szkolenia i decyzji Jacka Nawrockiego. Jeżeli już o decyzjach mowa, to z pewnością trenerowi można zarzucić nieumiejętne wprowadzanie zmian. Gdy należało je wprowadzać wtedy, kiedy konkretnej zawodniczce nie szło i sytuacja była jeszcze do odratowania, zmiany następowały w sytuacjach totalnie beznadziejnych i gdy drużyna była już podłamana mentalnie. Podobnie właśnie aspekt mentalny nie funkcjonował najlepiej, a branie czasu i mówienie "Wiecie co macie robić" albo "Robimy dalej swoje i gramy swoje" niezbyt motywował do wygrzebania się z dołka. To były momenty na konkretne uwagi i konkretne zagrzanie do walki, pokazujące wiarę trenera w swój zespół. Skoro tego brakowało, to może właśnie zabrakło też owej wiary? Tego się już nie dowiemy.

 

Czego nie można odmówić Jackowi Nawrockiemu? Od początku nie bał się stawiać na młode, perspektywiczne siatkarki. Spokojnie można tutaj wskazać Zuzannę Górecką, Klaudię Alagierską czy Monikę Jagłę, które teraz stanowią trzon drużyny narodowej i spisują się całkiem dobrze. Jedynym minusem w tej kwestii jest fakt, że długo musiały one czekać na swoją szansę i na początku miały mało okazji na "ogrywanie się". Podobny błąd szkoleniowiec popełniał również teraz w przypadku Martyny Czyrniańskiej, która wykazywała się mocną psychiką i notowała solidne wejścia na boisko. Ale wejść tych zbyt dużo nie było.

 

Idzie nowe

 

Czas Jacka Nawrockiego w polskiej reprezentacji minął, ale tak szybko jak złożył on rezygnację, potwierdził później pojawiające się od dłuższego czasu spekulacje. Od nowego sezonu ligowego zostanie on trenerem mistrza Polski, Chemika Police, w którym gra sporo zawodniczek z reprezentacji. Będzie to powrót Nawrockiego do ligowej siatkówki po ośmiu latach, bowiem w 2013 roku zakończył on współpracę ze Skrą Bełchatów. Jak odnajdzie się on w tej roli i jak jego obecność na ławce trenerskiej wpłynie na grę zespołu? Odpowiedzi na te pytania poznamy w najbliższych miesiącach, jednak należy mieć nadzieję, że będzie lepiej niż w reprezentacji. Nowe wyzwania czekają również właśnie drużynę narodową, ale pod czyimi skrzydłami? Pozostaje tylko czekać na nazwisko nowego selekcjonera!

Seweryn Czernek

O igrzyskach piszę od niedawna, ale z igrzyskami jestem już od wielu lat. Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Fanatyk wielu dyscyplin, a w Poinformowanych zajmuję się siatkówką, biathlonem, biegami narciarskimi, tenisem oraz podnoszeniem ciężarów.