Boks: Carl Frampton i Cristofer Rosales wygrywają w Belfaście

  • Dodał: Jakub Zegarowski
  • Data publikacji: 19.08.2018, 00:20

Carl Frampton (26-1, 15 KO) pokonał Luke'a Jacksona (16-1, 7 KO) w walce wieczoru podczas gali w Belfaście. Irlandczyk z Północy poddał bezradnego przeciwnika w 9. rundzie i obronił pas WBO interim w wadze piórkowej. Wcześniej, tytuł WBO w kategorii muszej obronił Cristofer Rosales (28-3, 19 KO)

 

W pierwszych trzech starciach przewaga Framptona była niepodważalna. Carl bawił się z przeciwnikiem, wyprzedzał go, dobrze pracował lewym prostym i uderzał wtedy, kiedy chciał. Australijczyk starał się odgryzać pojedynczymi uderzeniami, jednak jego ciosy zupełnie nie robiły wrażenia na byłym mistrzu, dzięki czemu ten mógł spokojnie ryzykować, wchodzić w cios i w półdystansie uderzać jeszcze mocniej. W kolejnych odsłonach Frampton wciąż kontrolował pojedynek. W czwartej uderzył mocnym prawym sierpowym, w piątej najpierw podbródkowym, a następnie czystym na tułów. Ciosy te nie zrobiły może krzywdy Australijczykowi, ale jeszcze bardziej podkreśliły dominację faworyta miejscowych kibiców. 

Jackson starał się odpowiadać, od czasu do czasu zaskakiwał Carla obszernymi sierpami, ale w zasadzie był bezradny. Nie miał żadnego argumentu, żeby chociaż spróbować pokonać Irlandczyka z Północy. Kibice mogli natomiast delektować się fajnym, technicznym, błyskotliwym boksem Framptona. W ósmej rundzie rzucił Jacksona na deski, trafiając precyzyjnie w okolice splotu słonecznego, ale nie zdołał skończyć roboty. W kolejnej było już jednak po wszystkim. Męczarnie Australijczyka zakończył jego narożnik, rzucając ręcznik po kolejnych świetnych akcjach Irlandczyka z Północy.

 

Dużo więcej emocji przyniosło starcie Rosalesa z Paddy'm Barnesem (5-1, 1 KO). Irlandczyk nadzwyczaj dobrze rozpoczął pojedynek, Dobrze pracował lewą ręką, często zahaczając aktualnego czempiona sierpowym kontrującym. Rosales nie potrafił wyczuć dystansu, więc walka przez większość czasu toczyła się w zwarciu. Chociaż Nikaraguańczyk trafiał sporo ciosów, to jednak jego przeciwnik również nie pozostawał dłużny. Inna sprawa, że uderzenia Rosalesa wydawały się być zdecydowanie silniejsze. 

W czwartej rundzie bardzo dobrze radził sobie Barnes. Był aktywniejszy i skuteczniejszy. Ale kilkanaście sekund przed jej końcem było po wszystkim. Irlandczyk odważnie zaatakował i został skontrowany bardzo mocnym prawym na wątrobę. Paddy padł na matę ringu z grymasem bólu na twarzy i nie miał żadnych szans, żeby nie zostać wyliczonym.