Premier League: soft rock zamiast heavy metalu w Londynie

  • Data publikacji: 20.08.2018, 23:00

Kapela Jurgena Kloppa nie dała w Londynie dobrego koncertu. Kibice podróżujący za swoją drużyną z Liverpoolu kupowali bilety na heavy metal, a z boiska leciały rytmy co najwyżej soft rocka. Muzykę zepsuli tylko Salah do spółki z Milnerem – jeden wywalczył rzut karny, drugi go wykorzystał i The Reds wracają do domu z trzema punktami. Na samym końcu bis zagrał jeszcze Mane i ostateczny wynik to 2-0 dla Liverpoolu.

 

Nie trzymając się już tej muzycznej metafory, trzeba przyznać, że to nie był ten Liverpool, który znamy. Orły postawiły trudne warunki i zneutralizowały atuty gangu Jurgena. Mane i Salah nie mieli miejsca, żeby się rozpędzić, nie mówiąc już o Firmino, który był kompletnie niewidoczny. Gra faworyta była szarpana, nierówna i nie dość płynna, by móc zaskoczyć dobrze ustawioną defensywę Crystal Palace.

 

Tak naprawdę w pierwszej połowie godne odnotowania są tylko trzy sytuacje. Świetne przejęcie piłki na własnej połowie Keity i dokładne, dalekie podanie, do którego wystartował Salah. Egipcjanin przyjął sobie piłkę i próbował lobować wychodzącego z bramki Hennesseya, ale uderzył nad poprzeczką. Lepsza była próba Townsenda, który zszedł z prawej strony na lewą nogę i z dystansu huknął z całej siły, ale piłka uderzyła obramowanie bramki.

 

Najważniejszą z tych trzech sytuacji była ta z 45. minuty, kiedy Salah otrzymał podanie w polu karnym tyłem do bramki, próbował się obrócić i uderzyć, ale nieprzepisowo powstrzymywał go Sakho. Sędzia wskazał na wapno, futbolówkę ustawił Milner i po chwili wpakował ją do siatki.

 

Druga połowa była nieco ciekawsza, ale znowu obyło się bez konkretów. Mane i Salah dochodzili do jakichś sytuacji, ale byli nieskuteczni. Podobnie jak Crystal Palace, choć tych okazji mieli mniej. Liverpool o dziwo lepiej  grał w obronie niż w ataku. Alexander-Arnold skutecznie wyłączył z gry Zahę, ze stoperami nie poradził sobie również Benteke. Gospodarze niechętnie atakowali bocznymi obrońcami, bo nie dość, że na skrzydłach hasali Salah i Mane, to jeszcze byli wspomagani przez obiegających Robertsona i wspomnianego już Alexandra-Arnolda. Właśnie po jednej akcji Szkota stuprocentową okazję miał Salah, ale król strzelców w ubiegłym sezonie nie zdołał pokonać bramkarza Crystal Palace.

 

W 75. minucie czerwoną kartkę za faul na Salahu obejrzał dobrze grający Wan-Bissaka, który nieczystym wślizgiem sfaulował Egipcjanina. Kwadrans gry w przewadze jednego zawodnika nie przełożyły się na inny obraz gry – wciąż grę prowadzili goście. Dopiero w doliczonym czasie gry udało się strzelić drugą bramkę, a jej autorem był Mane, który przeprowadził indywidualny rajd i świetnie wykończył akcję.

 

Wynik 2-0 może błędnie sugerować, że Liverpool zdobył łatwe punkty w Londynie. Podopieczni Jurgena Kloppa musieli się sporo namęczyć, żeby wygrać mecz z Crystal Palace. Selhurst Park okazał się trudnym terenem i szkoleniowiec Liverpoolu na pewno doceni 3 oczka, które dopisali sobie piłkarze The Reds. Crystal Palace? Orły broniły się bardzo mądrze, ale na pewno nie rozpaczliwie. Mieli też swoje okazje i z pewnością jeszcze nieraz uprzykrzą życie swoim rywalom.

 

Crystal Palace 0:2 Liverpool

Milner 45’, Mane 90+3

 

Żółte kartki: van Aanholt – Alexander-Arnold

Czerwone kartki: Wan-Bissaka

 

Crystal Palace: Hennessey – Wan-Bissaka, Tomkins, Sakho, van Aanholt – Townsend (79’ Ward), Milivojevic, McArthur, Schlupp (83’ Meyer) – Zaha, Benteke (71’ Sorloth)

 

Liverpool: Alisson – Alexander-Arnold, Gomez, van Dijk, Robertson – Milner (67’ Henderson), Wijnaldum, Keita (87’ Lallana) – Mane, Firmino (90+4’ Sturridge), Salah