Biało-czerwone mundiale (1) - Francja 1938

  • Data publikacji: 14.05.2018, 17:03

Dokładnie miesiąc dzieli nas od sportowego wydarzenia roku - finałów piłkarskich Mistrzostw Świata w Rosji. Dla nas będzie to przede wszystkim pierwszy od dwunastu lat mundial, na którym zobaczymy reprezentację Polski. Z tej okazji warto przypomnieć sobie, jak wyglądały dotychczasowe występy Biało-czerwonych na największej piłkarskiej imprezie świata.

 

Rok 1938. Europa i świat u progu największego w historii konfliktu zbrojnego. Hitler dokonuje aneksji Austrii, III Rzesza przygotowuje się do agresji na Czechosłowację i Polskę. Wojna powoli staje się nieuniknioną kwestią czasu.

 

Świat sportu żyje tymczasem swoim życiem. Piłkarska reprezentacja Polski przeżywa prawdopodobnie najlepszy okres w swojej krótkiej historii. W 1936 roku, na pamiętnych Igrzyskach w Berlinie, Biało-czerwoni pokonują Węgrów oraz Brytyjczyków i ocierają się o medal, przegrywając w meczu o brąz z Norwegią 2:3. Nieco ponad rok później w Warszawie, w pierwszej części dwumeczu kwalifikacyjnego do Mistrzostw Świata we Francji gromimy Jugosławię 4:0. Porażka w Belgradzie 0:1 nic już nie zmienia - po raz pierwszy w historii jedziemy na mundial!

 

Były to w zasadzie pierwsze pełne kwalifikacje do mistrzostw świata, w których wzięliśmy udział. W 1930 roku eliminacji nie było, cztery lata później o naszym udziale na mundialu we Włoszech zadecydować miał dwumecz z Czechosłowacją. W pierwszym meczu rozgrywanym w Warszawie ulegliśmy naszym południowym sąsiadom 1:2. Rewanż miał się odbyć 15 kwietnia 1934 roku w Pradze, ale cztery dni wcześniej polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zakazało naszym piłkarzom wyjazdu na to spotkanie. Przyczyną, jak to często niestety bywa - polityka, a konkretnie spór terytorialny między tymi dwoma krajami na Śląsku Cieszyńskim.

 

 

Na ostatnim przedwojennym mundialu nic już na przeszkodzie młodej (średnia wieku 24,2 lata) i uzdolnionej ekipie trenera Józefa Kałuży nie stanęło. Polacy byli jedną z czterech - obok Norwegii, Kuby i Holenderskich Indii Wschodnich - debiutujących na mundialu reprezentacji. Wśród piętnastu teoretycznie najlepszych drużyn globu zabrakło finalistów mundialu sprzed ośmiu lat - Urugwaju i Argentyny. Wszystko z powodu protestu przeciwko decyzji FIFA o... zorganizowaniu drugiego z rzędu mundialu w Europie.

 

W tej sytuacji jedynym zespołem z Ameryki Południowej na turnieju we Francji byli Brazylijczycy. I to właśnie z nimi los skojarzył w pierwszej rundzie (1/8 finału) Biało-czerwonych. Canarinhos nie byli może wówczas taką piłkarską potęgą, jak w czasach nam współczesnych, jednak w starciu z debiutującą reprezentacją Polski wydawali się być zdecydowanymi faworytami. Tym bardziej, że mieli w swoim składzie jednego z najlepszych piłkarzy epoki międzywojennej - Leonidasa da Silvę.

 

Historyczny, bo pierwszy mecz Polaków na mistrzostwach świata, odbył się 5 czerwca o godzinie 17:30 na Stade de la Meinau w leżącym przy niemieckiej granicy Strasburgu. Już w 18. minucie Leonidas dał się zespołowi Józefa Kałuży we znaki, strzelając swoją pierwszą z siedmiu bramek na tym turnieju i wyprowadzając Brazylijczyków na prowadzenie. Radość Canarinhos nie trwała jednak długo – już pięć minut później rzut karny bezbłędnie wykorzystał Fryderyk Scherfke, zapisując się w historii jako pierwszy polski zdobywca bramki na mistrzostwach świata.

 

Tego dnia do legendy przejść miał jednak ktoś inny.

 

Ernest Wilimowski, mimo że miał dopiero 19 lat, już w 1936 roku był królem strzelców polskiej Ekstraklasy. Na Igrzyska do Berlina nie pojechał – według jednych przez skłonności do zabawy i alkoholu, według drugich przez spisek działaczy PZPN. Dwa lata później, we Francji, jego gwiazda wreszcie mogła już świecić najjaśniejszym światłem.

 

Podrażnieni stratą bramki Brazylijczycy błyskawicznie rzucili się do ataku i już w 25. minucie ponownie prowadzili, tym razem po trafieniu Pellicciarego. Minutę przed przerwą na 3:1 podwyższył Jose Peracio. Canarinhos mieli ten mecz pod kontrolą i nic ani nikt nie mógł odebrać im pewnego awansu do ćwierćfinału.

 

Nikt, oprócz Wilimowskiego. Napastnik Ruchu Chorzów w przeciągu zaledwie sześciu minut (53. i 59. minuta) zdobył dwie bramki, które na nowo wlały w serca Polaków nadzieje. W 71. minucie Madejskiego ponownie pokonał Peracio i Brazylijczycy znów prowadzili. A Polakom znowu udało się wyrównać. 89. minuta, Wilimowski. Drugi w historii mundiali klasyczny hat-trick (trzy bramki w jednej połowie) i dogrywka.

 

Niestety, w dodatkowych trzydziestu minutach dał o sobie znać geniusz Leonidasa. Na dwie bramki lidera Brazylijczyków, Polacy odpowiedzieli tylko raz, w 118. minucie trafieniem – a jakże – Wilimowskiego. W ostatniej akcji meczu bohaterem mógł zostać Erwin Nyc, ale piłka po jego strzale powędrowała prosto w poprzeczkę. Brazylijczycy wygrywają 6:5 i meldują się w ćwierćfinale mundialu, Polacy wracają do domu.

 

 

Na pierwszy rzut oka mało znaczący mecz z Brazylią na zawsze zapisał się w historii nie tylko polskiej, ale i światowej piłki. Wynik Wilimowskiego, aż do 1994 roku, pozostawał rekordem w kategorii „najwięcej bramek w jednym meczu mistrzostw świata”. Zdetronizować legendarnego napastnika udało się dopiero reprezentantowi Rosji, Olegowi Sanenko, który na mundialu w Stanach Zjednoczonych strzelił Kamerunowi pięć bramek.

 

"To chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek niż miał szans" - mówił o Wilimowskim Fritz Walter, kapitan reprezentacji RFN, która w 1954 roku sięgnęła po mistrzostwo świata. Popularny Ezi - mimo że piłkarzem był wybitnym, do dziś pozostaje w Polsce postacią kontrowersyjną. Wszystko przez 8 występów i 13 bramek dla reprezentacji III Rzeszy w latach 1941-1942. Legenda polskiego dziennikarstwa sportowego, Bohdan Tomaszewski, mówił po latach, że „słowo zdrajca nie jest tu nie na miejscu”, a sam Wilimowski – właśnie z powodu takich oskarżeń – bał się powrotu do Polski i aż do śmierci mieszkał za naszą zachodnią granicą.

 

Posiadał wszystko, by zostać piłkarską gwiazdą światowego formatu. Los miał jednak inne plany i postawił przed nim wybór - śmierć na wojnie lub gra dla okupanta. Tragiczna historia to mało powiedziane.

 

Podobnie jak historia Wilimowskiego, smutno kończy się też historia zespołu Józefa Kałuży. W drugiej połowie lat trzydziestych Biało-Czerwoni nieśmiało "pukali" do europejskiej i światowej czołówki. Na mundialu we Francji - mimo że grali najmłodszym składem spośród wszystkich uczestników turnieju - sprawili mnóstwo kłopotów Brazylijczykom, którzy później sięgnęli po brąz (a kto wie, czy nie cieszyliby się ze złota, gdyby ich trener nie wpadł na dość oryginalny pomysł "oszczędzania" Leonidasa przed spotkaniem finałowym poprzez posadzenie go na ławce w... półfinale z Włochami). 27 sierpnia 1939 roku, w ostatnim meczu przed wybuchem wojny, Polacy pokonali w Warszawie wicemistrzów świata i jedną z najmocniejszych reprezentacji ówczesnej piłki nożnej - Węgrów, 4:2. Trzy bramki strzelił Wilimowski.

 

Niestety, ciąg dalszy nie nastąpi, a nam powrót na piłkarskie salony zajmie kolejne trzy dekady...

Źródła:
http://sport.wp.pl/kat,1726,title,Czlowieku-skad-Ty-sie-wziales-wyjatkowa-historia-Ernesta-Wilimowskiego,wid,17656501,wiadomosc.html?ticaid=11b490&_ticrsn=3
https://pl.wikipedia.org/wiki/Ernest_Wilimowski
http://www.fifa.com/worldcup/matches/round=206/match=1150/classic-match/index.html
Marian B. Michalik, Kronika sportu
https://eurosport.interia.pl/raporty/raport-mistrzostwa-swiata-2014/ms-w-brazylii/news-ernest-wilimowski-zapomniana-legenda-czy-zdrajca-polski,nId,1434011
http://www.fifa.com/fifa-tournaments/statistics-and-records/worldcup/players/index.html
https://en.wikipedia.org/wiki/1938_FIFA_World_Cup