W dwie minuty do piekła. Czerwone Diabły przegrywają w hicie!

  • Data publikacji: 27.08.2018, 22:53

W spotkaniu zamykającym 3 kolejkę Premier League Manchester United zmierzył się z Tottenhamem. Pojedynek tych drużyn zakończył się wysokim zwycięstwem Tottenhamu 3:0, dubletem popisał się Lucas, a Kane dorzucił do tego jeszcze jedno trafienie.

 

Spotkanie rozgrywane w słynnym Teatrze Marzeń było zapowiadane jako hit kolejki. Dla jednych i drugich było określone mianem kluczowego. Tottenham pierwszy raz w tym sezonie mierzył się z zespołem z czołówki i musiał udowodnić, że brak letnich wzmocnień wcale nie będzie stanowił przeszkody w walce o najwyższe cele w Anglii. Mourinho natomiast, ewentualnym zwycięstwem w dzisiejszym pojedynku zamknął by usta swoim  krytykom i udowodnił, że sprawy w Manchesterze United nie wyglądają tak źle jak się wszystkim wydaje.

 

Obie drużyny zaczęły spotkanie  w odważnym, agresywnym stylu. O ile w przypadku Tottenhamu taka gra nie stanowiła zaskoczenia, to już ostatnie występy Czerwonych Diabłów nie mogły zwiastować tak otwartego nastawienia. Mimo wszystko, na pierwszą dogodną sytuację musieliśmy czekać, aż do 15 minuty. Danny Rose popełnił fatalny w skutkach błąd, dzięki czemu Romelu Lukaku wyszedł sam na sam z Hugo Llorisem, minął go, oddał strzał na pustą bramkę i… spudłował. Napastnik takiej klasy nie może marnować takich sytuacji. Kilka minut później United przeprowadziło kolejną groźną akcję. Lewym skrzydłem  popędził będący ostatnio w dobrej formie Luke Shaw, dośrodkował na nogę Lukaku, jednak jego uderzenie było wycelowane w sam środek bramki Kogutów. Te ofensywne zapędy drużyny Mourinho, rozjuszyły nieco graczy Tottenhamu. Narzucili oni wyższy pressing na połowie rywali, co doprowadziło do błędu Herrery. Dzięki temu Dele Ali miał otwartą drogę do bramki, jednak zamiast podać do lepiej ustawionego Kane’a, wdał się w drybling i stracił piłkę. Bramka na Old Trafford coraz bardziej wisiała w powietrzu, pytanie tylko , kto miał ją zdobyć jako pierwszy. Bardzo bliski tej sztuki był Paul Pogba w 30 minucie, kiedy to huknął z dystansu w kierunku bramki Kogutów, ale Hugo Lloris wyciągnął się jak struna i jakimś sposobem wybronił ten strzał. W samej końcówce pierwszej części spotkania zespół Pochettino miał najlepszą sytuację w tym meczu. Kieran Trippier popisał się fenomenalnym przerzutem piłki do Dele Aliego, ten odnalazł się polu karnym, ale w ostatniej chwili zablokował go Ander Herrera, czym uchronił swój zespół przed stratą bramki. Kilka minut później zabrzmiał gwizdek sędziego i piłkarze opuścili murawę. Pomimo braku goli, spotkanie było niewątpliwie pokazem dobrego, twardego, brytyjskiego futbolu.

 

Druga połowa meczu rozpoczęła się piorunująco. W jednej z pierwszych akcji Tottenhamu, Christian Eriksen świetnie dośrodkował piłkę, wprost do Aliego, ale jego strzał został zablokowany przez obrońców i dał tylko rzut rożny. Jednak ten korner okazał się punktem zwrotnym w całym spotkaniu. Po dośrodkowaniu Trippiera, piłka spadła wprost na głowę Kane’a, który nie dał de Gei żadnych szans na skuteczną interwencję. Kapitan reprezentacji Anglii dał Tottenhamowi prowadzenie na Old Trafford. Zanim podopieczni Mourinho otrząsnęli się z szoku po stracie bramki, Koguty wyprowadziły drugi cios. Eriksen ponownie dośrodkował z prawej strony boiska, gdzie adresatem podania był Lucas Moura, a ten w odróżnieniu od Aliego wykorzystał podanie i podwyższył prowadzenie Spurs. Dwie minuty, dwie bramki. Manchester United był na kolanach. Morale zespołu legło w gruzach, a chęć odrobienia wyników spowodowała dekoncentrację w szeregach obronnych. O mało nie spowodowało to kompromitacji, gdyż tylko świetna interwencja de Gei, naprawiła błąd Lindelofa, który w zasadzie wystawił piłkę sam na sam Aliemu.  Manchester próbował coś zmienić, ale trzeba uczciwie przyznać, że te próby wyglądały jakby były podejmowane od niechcenia. Tottenham natomiast w spokoju konstruował swoje akcje i tylko czekał na dogodny moment by dopełnić dzieła zniszczenia. Udało się to w 84 minuce, kiedy Kane podał do Moury, a ten wspaniałym dryblingiem minął kilku zawodników rywali i przepięknym strzałem ustalił wynik spotkania na 3:0. Upokorzenie stało się faktem. Do końca meczu nic już się nie wydarzyło i kibice Czerwonych Diabłów opuszczali stadion w marnych nastrojach.

 

W zeszłym sezonie Tottenhamowi można było zarzucić brak wyrachowania.  Niejednokrotnie mimo prowadzenia gry, Koguty schodziły z boiska pokonane, gdyż nie potrafiły w najważniejszym momencie postawić kropki nad "i". Tym razem, drużyna Argentyńczyka wykazała się chłodnym minimalizmem i niczym kat, dokonała egzekucji. United natomiast swoją grą(zwłaszcza w defensywie), a także atmosferą wokół klubu zmienia Teatr Marzeń w teatr dramatyczny, a sztuka wystawiana przez Mourinho i jego piłkarzy przypomina tragedie grecką.

 

Manchester United 0:3 Tottenham

50' Kane, 52' 84' Moura