Skoki narciarskie: z czego zapamiętamy sezon olimpijski?
Krtkewiki/Wikimedia Commons

Skoki narciarskie: z czego zapamiętamy sezon olimpijski?

  • Dodał: Rafał Kozieł
  • Data publikacji: 28.03.2022, 21:53

Sezon 2021/2022 przeszedł do historii. Karuzela zimowych skoków narciarskich zatrzymała się i na nowo zostanie napędzona w drugiej połowie listopada. Póki co jednak wróćmy do sportowych wydarzeń ostatnich kilku miesięcy i przypomnijmy sobie, co - z zakończonego w niedzielę sezonu – pozostanie nam w pamięci na dłużej.

 

WALKA O KRYSZTAŁOWĄ KULĘ

 

Zmagania o zwycięstwo w Pucharze Świata rozpoczęły się w rosyjskim Niżnym Tagile, a na podium znaleźli się Karl Geiger, Ryoyu Kobayashi oraz Halvor Egner Granerud. Jak pokazały kolejne miesiące – nieprzypadkowo. Granerud ostatecznie zajął miejsce tuż za podium klasyfikacji generalnej, a Niemiec z Japończykiem do samego końca walczyli o zwycięstwo w cyklu. Ostatecznie Kryształowa Kula trafiła w ręce Kobayashiego, który wyprzedził swojego najgroźniejszego rywala o 106 punktów. Przed przyjazdem do Planicy na weekend wieńczący zmagania strata Geigera wynosiła niespełna 60 „oczek”, jednak jego przeciętne loty na Letalnicy spowodowały, że musiał on uznać wyższość zawodnika z Kraju Kwitnącej Wiśni.

 

Sytuacja Geigera jest o tyle ciekawa, że w ciągu całego sezonu prezentował on bardzo stabilną formę. Dość powiedzieć, że zaledwie czterokrotnie nie zdołał ukończyć zawodów w czołowej „10”. Trafił jednak na fenomenalnego Kobayashiego, który wygrał Puchar Świata po raz drugi.

 

Nieco inaczej sytuacja wyglądała w zmaganiach kobiet. Tutaj – pomimo wielu perturbacji – Kryształowa Kula powędrowała w ręce głównej faworytki, Marity Kramer. Tym samym los nieco zwrócił Austriaczce to, co zabrał ponad miesiąc wcześniej, o czym będzie później. Na podium całego cyklu stanęły także dwie Słowenki – Nika Kriżnar oraz Ursa Bogataj.

 

TURNIEJ CZTERECH SKOCZNI I TURNIEJ SYLWESTROWY

 

Ryoyu  Kobayashi mógł zapisać się w historii niemiecko-austriackiego turnieju. Japończyk mógł zostać pierwszym zawodnikiem, który dwukrotnie wygra wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni (poprzednio dokonał tego w sezonie 2018/2019). Kobayashi dość szczęśliwie wygrał dwa pierwsze konkursy, a następnie pewnie zwyciężył w pierwszym z dwóch konkursów w Bischofshofen (w Innsbrucku nie udało się przeprowadzić konkursu ze względu na wiatr), czym otworzył sobie drzwi do przejścia do historii. Niestety, w ostatnim konkursie Japończyk pierwszym skokiem pogrzebał swoje szanse na zwycięstwo w czwartym konkursie. Jasne, w klasyfikacji całego turnieju mimo to zawodnik z Azji okazał się najlepszy, jednak był bardzo blisko dokonania czegoś niezwykłego.

 

Po raz pierwszy w historii swój turniej na przełomie roku miały także panie. W słoweńskim Ljubnie zawodniczki rywalizowały w Sylwestra oraz Nowy Rok. Pierwszą zwyciężczynią Turnieju Sylwestrowego została Kramer, mimo, iż nie wygrała żadnego z konkursów, zajmując odpowiednio drugą oraz trzecią pozycję. W klasyfikacji turnieju na podium stanęła także Kriżnar oraz Sara Takanashi z Japonii.

 

Idea rozgrywania Turnieju Sylwestrowego spodobała się włodarzom Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. Już teraz są plany, aby poszerzyć rywalizację o kolejne dwa konkursy. Wiele mówi się o zmianie już od nadchodzącego sezonu, a kolejne dwie odsłony turnieju miałyby odbyć się w austriackim Villach.

 

IGRZYSKA OLIMPIJSKIE

 

Impreza czterolecia rządzi się swoimi prawami i po raz kolejny to potwierdziło się. W Pekinie walka o złoto miała rozegrać się między Geigerem a Kobayashim. Wśród kobiet z kolei murowaną faworytką do złota wydawała się Marita Kramer. Los zarządził jednak inaczej. Austriackiej skoczkini w ogóle zabrakło w Pekinie, ze względu na pozytywny test na COVID-19. Wobec jej nieobecności mistrzynią olimpijską została Ursa Bogataj, która wyprzedziła Niemkę Katharinę Althaus i swoją rodaczkę, Nikę Kriżnar. Wśród panów na skoczni normalnej triumfował Kobayashi, który wyprzedził Manuela Fettnera oraz Dawida Kubackiego. Prawdziwe emocje miały dopiero nadejść w konkursie mikstów.

 

Konkurs drużyn mieszanych trzymał w napięciu do ostatniego skoku i nie chodzi tylko o emocje sportowe. Rywalizacja mikstów zostanie zapamiętana z olbrzymiej ilości zawodniczek zdyskwalifikowanych za nieregulaminowy kostium. Dzięki temu podium wyglądało sensacyjnie. O ile zwycięstwo reprezentacji Słowenii nie było jeszcze wielką niespodzianką, o tyle obecność na podium zawodników i zawodniczek z Rosji i Kanady jest widokiem niespotykanym. Reprezentacja Polski w tym szalonym konkursie zajęła szóstą lokatę, co odzwierciedliło siłę „Biało-Czerwonych”.

 

Na dużej skoczni z kolei wielkich faworytów rozdzielił Marius Lindvik. Norweg dość nieoczekiwanie zdobył olimpijskie złoto, wyprzedzając Kobayashiego. Brązowy medal zdobył Geiger.

 

SŁOWEŃSKIE LOTY

 

O tym, że Słowenia od zawsze słynęła z doskonałych „lotników”, wiadomo było od dawna. Zawodnicy z tego maleńkiego bałkańskiego kraju po raz kolejny udowodnili, że jeśli chodzi o loty narciarskie, są świetnie przygotowani. Kibice mieli gratkę, bowiem sezon kończyły dwa weekendy wyłącznie z konkursami lotów. Dodając do tego Mistrzostwa Świata w Lotach, mieliśmy trzy tygodnie wyłącznie ze skoczniami mamucimi.

 

W imprezie mistrzowskiej doskonale radził sobie Timi Zajc, który był o włos od zdobycia złotego medalu. Finalnie jednak musiał zadowolić się srebrnym krążkiem, bowiem ostatecznie mistrzem został Lindvik. W czołowej „szóstce” uplasowało się aż trzech kolegów z drużyny 22-letniego Słoweńca co dowodziło, że w konkursie drużynowym mogą nie mieć na siebie mocnych. Tak też się stało – podopieczni Roberta Hrgoty zwyciężyli z rekordową, prawie 130-punktową przewagą. Dodając do tego ponowne zwycięstwo w „drużynówce”, tym razem w Planicy oraz Małą Kryształową Kulę za loty dla Zigi Jelara widać, że Słowenia nie musi obawiać się, że tradycja skakania na nartach zaniknie.

 

WYGRANI I PRZEGRANI SEZONU

 

Jak wszędzie, tak i w skokach narciarskich można określić zawodników, którzy osiągnęli coś ekstra oraz takich, którzy mocno zawiedli pokładane w nich nadzieje.

 

Do pierwszej grupy na pewno należy zaliczyć Ryoyu Kobayashiego. Wygrana w Turnieju Czterech Skoczni, mistrzostwo oraz wicemistrzostwo olimpijskie oraz zdobycie Kryształowej Kuli – tak, Japończyk zdecydowanie należy do wygranych zakończonego sezonu, podobnie jak Marius Lindvik. Pomimo młodego wieku, Norweg ma już na swoim koncie dwa złote medale zdobyte w tym sezonie – z igrzysk olimpijskich oraz mistrzostw świata w lotach. Czego chcieć więcej. Na plus zakończony sezon mogą zapisać sobie także Ursa Bogataj, Silje Ospeth oraz Manuel Fettner. Słowenka fantastycznie zaprezentowała się w Pekinie, zdobywając dwa medale (indywidualnie oraz w konkursie drużyn mieszanych), natomiast zawodniczka z Norwegii odniosła pierwsze w karierze zwycięstwo i zakończyła sezon na dobrym, szóstym miejscu w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Osobne słowa należą się jednak Fettnerowi. Prawie 37 lat i sezon życia, bo tak trzeba nazwać indywidualnie zdobyty medal olimpijski oraz złoto w drużynie. Owszem, pochodzący z Wiednia zawodnik od wielu lat znany jest szerokiej publiczności, jednak dotychczas kojarzony był jako solidny rzemieślnik robiący swoje dla dobra drużyny. W tym sezonie udowodnił, że wiek nie gra roli. Z kolei pomimo przeciętnego sezonu, ostatecznie szczęśliwy jest także Stefan Kraft. W końcówce sezonu austriacki skoczek pokazał, że nie zapomniał jak się skacze, jednak jego chwila triumfu przyszła wcześniej. W Pekinie bowiem Kraft po raz pierwszy zdobył swój olimpijski medal – złoto w drużynie.

 

Największym przegranym, a właściwie przegraną sezonu jest z kolei Marita Kramer. Może i zawodniczka z Austrii zdobyła Kryształową Kulę, jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że nie ma szczęścia do imprez mistrzowskich. W poprzednim sezonie była murowaną faworytką do zdobycia tytułu mistrzyni świata, jednak na jej drodze stanął koronawirus. W tym roku miała przywieźć z Pekinu złoty medal, jednak pandemia ponownie stanęła na jej drodze, przekreślając jej marzenia. Rozczarowany może być także Karl Geiger. Kryształowa Kula? Padła łupem Kobayashiego. Turniej Czterech Skoczni? Tutaj również Japończyk okazał się najlepszy, a przed Geigerem znaleźli się także Lindvik i Grenerud. Igrzyska olimpijskie? We wszystkich konkursach oglądał plecy konkurentów. Mistrzostwa świata w lotach? Nie udało się Niemcowi obronić tytułu, ba, nie udało się nawet znaleźć w okolicach podium. Sezon niby dobry, a jednak tyle rozczarowań. Podobne odczucia może mieć Cene Prevc. Słoweński skoczek z kolei miał niesamowitego pecha. W klasyfikacji Pucharu Świata zajął dobre, dziesiąte miejsce, jednak przy słoweńskich sukcesach nie miał swojego udziału. Szansę na dobry wynik w Turnieju Czterech Skoczni zaprzepaścił podczas jednego z treningów, kiedy to miał groźnie wyglądający upadek. Na igrzyskach olimpijskich nie załapał się do kadry zarówno w konkursie drużynowym, jak i rywalizacji mikstów. Na mistrzostwach świata w lotach z kolei przegrał wewnętrzną rywalizację i przed konkursami indywidualnymi prezentował się jako przedskoczek. Kilkukrotnie lądował poza rozmiarem skoczni, jednak w myśl regulaminu FIS, nie mógł być brany pod uwagę przy ustalaniu składu reprezentacji do konkursu drużynowego. Rozgoryczony Prevc kilkukrotnie wspominał, że musi zastanowić się nad swoją przyszłością, co daje obraz tego, co musi(ał) czuć.

 

Niestety, ale do olbrzymich przegranych zakończonego w niedzielę sezonu muszę zaliczyć także reprezentację Polski. Tylko trzy miejsca na podium (czwarte podium to igrzyska olimpijskie), żadnego zwycięstwa, dopiero szóste miejsce w Pucharze Narodów oraz żadnego zawodnika w czołowej „10” klasyfikacji Pucharu Świata – trochę mało jak na to, do czego są przyzwyczajeni kibice. Dodatkowo wizerunkowi polskich skoków nie pomogła afera, jaka wybuchła w Planicy na linii zawodnicy – związek. Już dziś wiemy, że polscy zawodnicy będą mieli nowego trenera. Miejmy nadzieję, że nowy szkoleniowiec tknie w naszych „Orłów” nowego ducha, dzięki czemu znów będziemy mogli zachwycać się osiąganymi przez nimi wynikami.

 

CZAS POŻEGNAŃ

 

Wraz z końcem sezonu, kilku zawodników postanowiło zakończyć swoje kariery. Najbardziej utytułowanym zawodnikiem, który zdecydował się porzucić narty, jest Severin Freund. Zdobywca Kryształowej Kuli w sezonie 2014/2015 i wielokrotny medalista imprez mistrzowskich nie potrafił nawiązać do wyników osiąganych kilka lat temu. Na pewno wpływ na to miała kontuzja kolana, jednak także i w tym sezonie miewał przebłyski, raz kończąc zawody tuż za podium. Innym z Niemców, który zdecydował się zakończyć karierę, jest Richard Freitag. Nieco mniej utytułowany od Freunda, jednak również stanowiący pewny punkt drużyny przez lata 30-latek stwierdził, że nie jest w stanie osiągać dobrych wyników, dlatego decyduje się definitywnie porzucić skoki narciarskie. W Planicy swoje ostatnie skoki w karierze oddali także Daiki Ito oraz Anze Semenić. Japoński skoczek siedemnastokrotnie stawał na podium i przez lata stanowił o sile swojej reprezentacji, natomiast zawodnik ze Słowenii odniósł tylko jedno zwycięstwo – 28 stycznia 2018 roku na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Co ciekawe, to jedyne podium Semenicia w całej seniorskiej karierze. Wypalenie czuje także – pomimo niespełna 25 lat na karku – Viktor Polasek, który także nie będzie kontynuował swojej zawodowej kariery. Dodając do tego niepewność co do przyszłości skoczków takich, jak np. Simon Amman widać, że kończy się pewna epoka.

 

Jak widać sezon 2021/2022 przyniósł wiele nieoczekiwanych rozwiązań. Zdarzały się sytuacje niecodzienne, komiczne, ale także i kontrowersyjne. Niektórzy pożegnali się z kibicami, inni natomiast będą starali się w przyszłości poprawić lub wyrównać osiągane rezultaty. Na skoki trzeba będzie poczekać jednak do lipca, bowiem wtedy wystartuje Letnie Grand Prix. Obecnie rozkoszujmy się przerwą od skoków narciarskich.