Ogromne zamieszanie ws. trenera polskich skoczków narciarskich

  • Dodał: Paweł Stańczyk
  • Data publikacji: 01.04.2022, 10:30

Trwa ciąg błędów komunikacyjnych w sprawie zmian na stanowisku trenera polskich skoczków narciarskich. W sposób niezrozumiały przedstawiono decyzję o nieprzedłużeniu umowy z Michałem Doleżalem, a następnie pojawiły się sprzeczne informacje na temat nowego szkoleniowca. 

 

Burza w Planicy 

Wszystko zaczęło się przed finałowymi zawodami PŚ 2021/2022. W Planicy o nieprzedłużeniu umowy został poinformowany Michał Doleżal, którego kontrakt z Polskim Związkiem Narciarskim wygasał z końcem marca. Z takim rozwiązaniem nie mogli zgodzić się sami skoczkowie, którzy pod wodzą Czecha spędzili trzy sezony. - Kto czuje się bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Problemy zaczęły się od samej góry. Od prezesa, przez sztab oraz zawodników. Sam miałem wiele szans, których nie wykorzystałem. Wiele rzeczy miało wpływ na to, jak kończymy ten sezon. Nie dano nam jednak tego naprawić - mówił dla Eurosportu Kamil Stoch. - Trener nie dostał szansy, aby to naprawić - dodał Dawid Kubacki. 

 

Według skoczków problemem była komunikacja, a właściwie jej brak. - Doszło do rozmowy z zarządem PZN na życzenie zawodników, ale dano nam do zrozumienia, że nie ma czego szukać, bo zmiany muszą przyjść, gdyż trzeba coś odświeżyć – zrelacjonował Stoch.

 

Zmiana narracji 

W niedzielę wypowiedzi skoczków były nieco bardziej stonowane. Potwierdziło się więc przysłowie, że czas goi rani. - Na razie słowo się rzekło. Jest teraz trochę spokojnego czasu, bez żadnych nerwowych ruchów. Teraz trzeba to wszystko dobrze poukładać, przede wszystkim mądrze - komentował Stoch w rozmowie z dziennikarzem Eurosportu. Być może do skruchy trzykrotnego mistrza olimpijskiego skłonił wynik rozmowy z prezesem PZN, Apoloniuszem Tajnerem. - Rozmawiałem w niedzielę z Kamilem. Jestem zadowolony z rozmów, ponieważ były one bardzo merytoryczne. Rozumieliśmy i rozumiemy się z Kamilem bardzo dobrze - poinformował w rozmowie z WP Sportowe Fakty. 

 

Działacze PZN bronią swoich racji 

Przedstawiciele Polskiego Związku Narciarskiego swoje opinie zaczęli przedstawiać dopiero po niedzielnych zmaganiach w Planicy. Jeszcze przed sobotą Słowenię opuścił bowiem dyrektor ds. skoków w PZN, Adam Małysz. Czterokrotny mistrz świata czuł, że nie jest mile widziany, dlatego wolał odpuścić i poczekać na lepszy moment. Swoją opinią na temat zaistniałej sytuacji podzielił się w programie "Misja Sport" Onetu. - Pierwsza decyzja była taka, że trener jest zaproszony do PZN, potem jest wręczenie nagród za igrzyska. Miał się potem udać do PZN, gdzie byłoby mu przekazane, jaka jest decyzja. Michal bardzo nalegał, że musi to wiedzieć wcześniej, bo ma propozycje z innych krajów. Ja powiadomiłem PZN, był wiceprezes Wojtek Gumny, który konsultował sprawę z zarządem. Poinformowaliśmy trenera, że kontrakt nie zostanie przedłużony, po czym rozpętała się wojna - opisał Małysz. 

 

Z takim podejściem Doleżala trudno polemizować. Zarówno informacja o przedłużeniu umowy ze Stefanem Horngacherem, jak i zakontraktowanie Michała Doleżala przypadało na dzień ostatniego konkursu w sezonie. Małysz na krytykę potrafił jednak odpowiedzieć. - Rozmawiałem z Piotrkiem Żyłą i paroma zawodnikami, którym nakreśliłem, co może się stać. Kamil Stoch spotkał się ze mną w Vikersund, gdzie powiedział, że nie życzy sobie teraz spekulacji, bo na to będzie czas po Planicy. Michal trochę wymusił na nas wcześniej powiedzenie mu tego, na jakim stanowisku stoi PZN. Ja nie byłem w stanie się spotkać. Napisałem Kamilowi nawet SMS, czy chce się ze mną spotkać, ale nie dostałem odpowiedzi - zrelacjonował dyrektor. 

 

Zrozumiałe pożegnanie

Nie przedłużanie umowy z Michałem Doleżalem wynikło ze słabych wyników osiąganych przez polskich skoczków w sezonie 2021/2022. Polacy zakończyli go na 6. miejscu w klasyfikacji Pucharu Narodów. Indywidualnie żaden z naszych reprezentantów nie wygrał zawodów PŚ, co przydarzyło się po raz pierwszy od sezonu 2015/2016. Biało-czerwonych zabrakło też w czołowej dziesiątce klasyfikacji generalnej PŚ, choć na przestrzeni poprzednich pięciu lat Kamil Stoch aż czterokrotnie kończył sezon w czołowej trójce. 

 

W tym roku osłodą pozostał medal Dawida Kubackiego z ZIO w Pekinie. Można jednak doszukiwać się tu trochę przypadku. Dla Kubackiego było to przecież jedyne podium tej zimy. Podczas niej na pudło nie wskakiwała też polska drużyna, co przydarzyło się naszej reprezentacji po raz pierwszy od sezonu 2009/2010. - Mówienie, że po sezonie pójdzie się do pośredniaka!? Niegodne takiego zawodnika. Świat się z nas śmiał. Przedstawiciele PZN-u powiedzą od razu, że skoczkowie mają wszystko czego potrzebują. Inne ekipy mogą im pozazdrościć. U nas są: samochody, ubrania, sprzęt. Ile chcą i jaki chcą. Mają możliwość wyjazdów gdzie chcą i jak chcą. Wygadywać na forum to, co usłyszeliśmy to dla mnie… bluźnierstwo – mówił w rozmowie TVP wiceprezes PZN, Wojciech Gumny. – Kadra dostała wszystko. Na każdy konkurs skoczkowie dostali nowy kombinezon. Gdy było źle, to dostawaliśmy odpowiedź, że problemem jest sprzęt i trzeba uszyć nowy kombinezon. Podpisywałem to za każdym razem, bo wierzyłem, że przyniesie to poprawę. Słyszałem to cały czas, że wszystko idzie ku dobremu, ale efektów nie widać, więc trzeba reagować – zdradza Małysz w rozmowie z dziennikarzami Onetu.

 

Kadra wciąż bez trenera

 

We wtorek PZN wydał komunikat dotyczący formatu kadr na sezon 2022/2023. Tym samym związek poniekąd oczyścił się za wszystkie nieporozumienia, które miały miejsce w Planicy. Ustalono, że nastąpi powrót do podziału grup szkoleniowych na Kadrę Narodową A, B i Młodzieżową oraz powołanie dwóch grup regionalnych (TZN i ŚBZN). W komunikacie poinformowano też, że nastąpi rozwiązanie umowy z Michałem Doleżalem oraz członkami jego sztabu, zaś trenerem kadry B zostanie Maciej Maciusiak, na co wpływ miały dobre wyniki osiągane przez Polaków w zmaganiach Pucharu Kontynentalnego. Medale Polaków z Zimowego Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy skłoniły zarząd PZN do powołania Daniela Kwiatkowskiego na trenera grupy Młodzieżowej. 

 

Tego samego dnia dziennikarze sport.pl zapowiedzieli, że trenerem Polaków zostanie Thomas Thurnbichler. Austriak pracował dotąd jako asystent w kadrze austriackiej, która w sezonie 2021/2022 sięgnęła po Puchar Narodów. Tego trenera w swoim sztabie chciał też inny potencjalny następca Doleżala, czyli Aleksander Pointner, lecz jego usługi były dla polskiej federacji za drogie. 

 

Spekulacje mediów rozwiał na konferencji PKOL sam Apoloniusz Tajner. Prezes PZN potwierdził w rozmowie z Kacprem Merkiem z Eurosportu, że kontrakt z Thurnbichlerem zostanie podpisany do ZIO w 2026 roku. Tajner zdradził, ze sporą rolę w dyskusjach odegrał Adam Małysz. W sieci pojawiły się różne opinie. Z jednej strony jest to bowiem bardzo młody trener, ale z drugiej ma ogromną wiedzę. - Nie sądzę, aby nasza federacja pozwoliła sobie na taką stratę. To doskonały fachowiec – mówił w Planicy dla TVP Sport Michael Hayboeck. 

 

Po upływie kilkudziesięciu minut słowa swojego prezesa zdementowali przedstawiciele Polskiego Związku Narciarskiego. Na stronie związku możemy przeczytać, że Thomas Thurnbichler nie jest (jeszcze) trenerem Kadry Narodowej A Mężczyzn w skokach narciarskich. PZN potwierdza, że aktualnie są prowadzone rozmowy z austriackim szkoleniowcem. 

 

To nieporozumienie zauważone zostało też w niemieckich mediach. - PZN potwierdził negocjacje z Thurnbichlerem, choć niektóre media podały, że umowa z Austriakiem została już podpisana - czytamy na skispringen.com. 

 

Seria błędów komunikacyjnych wciąż trwa. Początkowo kibiców po swojej stronie mieli skoczkowie, później role się odwróciły, zaś teraz działania obu stron można uznać za nieco niepoważne, choć oliwę do ognia dorzucają niepotrzebnie same media. Zamiast spokojnie oczekiwać komunikatu ze strony federacji, to wybiega się przed szereg z informacjami usłyszanymi opacznie lub z niepewnego źródła.