Prezes Kotwicy o nowych przepisach w lidze i celu na kolejny sezon [WYWIAD]

Prezes Kotwicy o nowych przepisach w lidze i celu na kolejny sezon [WYWIAD]

  • Dodał: Piotr Janczarczyk
  • Data publikacji: 09.06.2022, 16:05

Do Kołobrzegu po latach wróciła "moda" na koszykówkę. Wszystko to za sprawą świetnego sezonu, który Sensation Kotwica zakończyła z brązowym medalem. Teraz "Czarodzieje z wydm" liczą na powtórzenie tego wyniku.

 

Piotr Janczarczyk: To pytanie musiało paść. Jak podsumowałby Pan ostatni sezon? Czy Pana oczekiwania zostały spełnione?

 

Kamil Graboń, prezes Sensation Kotwicy Kołobrzeg: Ponad to, co zakładaliśmy. Cały czas mówiliśmy o tym, że po nieudanych sezonach, w końcu chcemy wejść do play-offów. Długo to weryfikowaliśmy. W połowie sezonu już zrobiliśmy roszady. Ściągnięcie Kowalenki i Kutty miało nam pomóc w przejściu pierwszej rundy play-offów. To się udało. Medal? Bardzo cieszy. Naprawdę jesteśmy zadowoleni z tego sezonu. Takiego wyniku nie było w Kołobrzegu od lat. Wszystkie statystyki to pokazują – jedna z najlepszych obron w lidze, najlepszy +/- w sezonie zasadniczym, kilka klubowych rekordów... Co więcej, Remon Nelson i Damian Pieloch znaleźli się wśród trzech najlepszych koszykarzy w historii Kotwicy pod względem liczby zdobytych punktów w jednym sezonie. Z kolei Rafał Frank ma najlepszy bilans wśród trenerów Kotwicy na przestrzeni 30 lat. To był sezon, którego kibice z Kołobrzegu długo nie zapomną. A wiem, że będą chcieli więcej...

 

P.J.: Nie będę ukrywał. Przed sezonem wasz skład robił wrażenie, natomiast ciągle z tyłu głowy miałem wyniki z ostatnich sezonów. Każdego roku był pokaźny budżet, świetny skład, a mimo tego wynik był katastrofalny.

 

K.G.: Teraz już wiemy, co zrobiliśmy źle. Wiemy, jak wcześniej budowaliśmy zespół. W swoim pierwszym sezonie bardziej skupiliśmy się na organizacji klubu. Chcieliśmy zadbać o zawodników, a stronę sportową zostawić trenerowi. Nie wyszło. Gdy do Kołobrzegu sprowadziliśmy Rafała Franka i Dawida Mieczkowskiego, poświęciliśmy więcej czasu właśnie na tę stronę sportową. Przed sezonem długo siedzieliśmy z Rafałem i Dawidem, rozmawiając o zawodnikach, budując skład, robiąc analizy. Każdy z koszykarzy ma swoje plusy i minusy, ale widać, że tegoroczna ekipa potrafiła walczyć z każdym.

 

P.J.: A pamięta Pan naszą rozmowę z września ubiegłego roku? Już wtedy wspominał Pan: „to jest zupełnie inna drużyna”.

 

K.G.: To już było widać na pierwszym spotkaniu zawodników z zarządem. Koszykarze zjechali się do Kołobrzegu, byliśmy umówieni w Hali Milenium. I teraz uwaga – byli przed czasem, czekali na nas. Wszedłem na halę i zobaczyłem, że... sami znaleźli piłkę i zaczęli grać. Nie było żadnych wewnętrznych grupek i podziałów. W poprzednich sezonach potrafiliśmy mieć na 12 osób aż pięć grupek. To nie była drużyna. Tutaj od początku naprawdę każdy czuł, że tworzy zespół. Mam świadomość, że dużą rolę odegrały w tym wcześniejsze znajomości między nimi – mieli styczność ze sobą, lubili się, grali razem w innych klubach. Po kilku słowach zamienionych z tymi ludźmi miałem pewność, że trafiłem na gości z charakterem.

 

P.J.: Jakiś czas temu ogłosiliście przedłużenie kontraktu z dotychczasowym trenerem, Rafałem Frankiem. Ciekawi mnie, czy kolejna umowa była kwestią formalności czy jednak trener Frank zaskoczył Pana nowymi wymaganiami?

 

K.G.: Nie, nic nowego. Poznaliśmy się w gorszych chwilach, a później razem walczyliśmy, by Kotwica pozostała w pierwszej lidze. Po tym bardzo ciężkim sezonie 2020/2021 powiedzieliśmy sobie: „albo jesteśmy w Kołobrzegu razem albo wszyscy rezygnujemy z tego projektu”. Musieliśmy być razem, obiecaliśmy to sobie, a teraz idziemy po coś więcej.

 

P.J.: Skoro jest już trener, to za moment pojawią się także zawodnicy. Czy może Pan zdradzić, jaki procent dotychczasowego składu pozostanie w Kołobrzegu? Kto otrzyma ponowną szansę, a kto na pewno jej nie otrzyma?

 

K.G.: Wszystko zależy od rozmów klubów z PZKoszem, naprawdę. Cały czas walczymy o to, by rozmawiać o nowych przepisach – o obcokrajowcu i U23. Jeśli mielibyśmy rozmawiać o U23, to na ten moment mielibyśmy dwóch zawodników – Franka Chaca, który w pierwszej lidze zaliczył kilkanaście minut w całym sezonie, a także Nataniela Kolasińskiego, który miał ich niewiele więcej. Gdyby przepis o U23 wszedł w życie, musielibyśmy mieć przynajmniej trzech takich koszykarzy. W ten sposób musielibyśmy pożegnać się z trzema graczami drugiej piątki. Zdecydowana większość klubów pierwszej ligi nie jest za tym, by ten przepis wszedł w życie. Czekamy na rozmowy. Wierzę, że wspólnie z Polskim Związkiem Koszykówki zrobimy coś, by promować młodych zawodników, natomiast nie w tak gwałtowny sposób. Chcemy się przygotować, dostać okres przejściowy. Co możemy zrobić, dostając takie informacje pod koniec sezonu? Czekamy na regulaminy, chcemy się spotkać, chcemy rozwijać produkt, jakim jest Suzuki 1LM. Play-offy pokazały, że jest co oglądać i jest o co walczyć.

 

P.J.: A gdyby miał Pan przedstawić obecny plan na budowę zespołu?

 

K.G.: Na pewno chcemy zostawić trzon. Pierwsza piątka to nasz priorytet.

 

P.J.: Skoro był to tak dobry sezon, to czy jest jakaś decyzja, której jako klub żałujecie?

 

K.G.: Nie, niczego nie żałujemy. Jeżeli były jakieś błędy, to organizacyjne. Na szczęście one nie wpływały na wynik czy wizerunek medialny. Zrobiliśmy o wiele więcej sportowo, ale i organizyjnie, niż nas było stać. W trakcie sezonu zdobyliśmy sponsora tytularnego, więc trochę zmieniliśmy nasz cel. Co ciekawe – dla Kotwicy lokalny sponsor tytularny to pierwszy taki przypadek od... chyba 1997 roku? To był Brok i Superfish, czyli firmy z okolic Kołobrzegu. Prawie 25 lat bez lokalnej firmy w nazwie koszykarskiej Kotwicy! Nie żałujemy niczego, wszystko poszło w dobrym kierunku. Może nieperfekcyjnie, ale i tak jesteśmy zadowoleni. Frekwencja na trybunach, konkursy... Jeżdżąc na mecze innych pierwszoligowych drużyn, nigdzie nie widziałem takiej otoczki.

 

P.J.: Jak wiadomo, dobre wyniki generują sponsorów. W Pana opinii, jak mocno trzecie miejsce wpłynie na zainteresowanie nowych firm?

 

K.G.: Niedawno opublikowałem w mediach społecznościowych, jakiego typu SMS-y dostaję. Pierwsze telefony od sponsorów pojawiły się już następnego dnia rano, po zakończonym dwumeczu z Opolem. Umawiamy kolejne spotkania ze sponsorami. Padają deklaracje: „trzeba dać Wam więcej. Zasłużyliście na to. Drużyna zrobiła swoje!”. Należy jednak podkreślić, że większy budżet nie oznacza wcale lepszego składu. Wszystko drożeje – mieszkania, noclegi, wyjazdy... Może się okazać, że zbierzemy budżet o 10% większy, a to pochłonie nasze koszty stałe. Staramy się zrobić możliwie największy budżet, aby chociaż utrzymać to, co było dotychczas. Mam nadzieję, że dobre wyniki będą przynosiły za sobą kolejne firmy i kolejnych ludzi. Cel minimum: półfinał. Jeśli się uda wejść do finału, będzie jeszcze lepiej.

 

P.J.: W takim razie, co sądzi Pan na temat przepisów, które mają być wdrożone do rozgrywek od nowego sezonu?

 

K.G.: Jeśli obie naraz – na pewno nie. Jeśli osobno... Obcokrajowiec – mógłby być, ale nie upierałbym się. Z kolei U23 – na tę chwilę na pewno nie. Gracz, który ma 22 czy 23 lata i nie otrzymuje minut w pierwszej lidze, to znaczy, że nie jest ukształtowanym zawodnikiem. Nie widzę sensu, by na siłę pomagać mu w otrzymaniu minut. Jeżeli gracz jest odpowiednio dobry, to będzie otrzymywał minuty, po prostu. Były takie przykłady w lidze – Kaszowski, Lis, Stankowski, Krajewski. To są młodzi zawodnicy, którzy otrzymują minuty. Ten przepis jest niepotrzebny. Jesli kluby widzą w tych zawodnikach potencjał, to nie będą potrzebne żadne przepisy. Ale jest coś jeszcze.

 

P.J.: Słucham.

 

K.G.: Jest grupa zawodników, którzy kończą teraz 23 lata, albo nawet 24 i 25. Oni stracą swoje minuty, swoje szanse. I to tylko przez to, że są nieco starsi! Zabraknie dla nich miejsca. Kurpisz, Malesa, Zagórski... To są zawodnicy, którzy wyróżniają się w tej lidze, a jednak ich minuty mogą być ograniczone tylko dlatego, że są nieco starsi. Warto przeanalizować również taką sytuację. To będzie bardziej psuło zawodników niż budowało. Otrzymywanie minut za to, jaki ma się wiek, a nie jak się gra, to mocno nietrafiony pomysł.  

 

Piotr Janczarczyk – Poinformowani.pl

Piotr Janczarczyk

Jestem entuzjastą koszykówki i MMA. Nazywam siebie melomanem i przedstawicielem jednoosobowej subkultury. Koncertowy tłum to moje naturalne środowisko.