Piłka nożna: co z tą Polską? [FELIETON]
Tomasz Woźniak/Poinformowani.pl

Piłka nożna: co z tą Polską? [FELIETON]

  • Dodał: Rafał Kozieł
  • Data publikacji: 16.06.2022, 09:06

Za nami cztery spotkania piłkarskiej Ligi Narodów. Jest to także prawdopodobnie połowa spotkań, jakie rozegra reprezentacja Polski przed mistrzostwami świata w Katarze. Czy w związku z tym możemy wyciągać jakieś wnioski dotyczące docelowego turnieju?

 

Zacznijmy od faktów – po czterech z sześciu spotkań Ligi Narodów podopieczni Czesława Michniewicza plasują się na trzecim miejscu grupy 4 w dywizji A. Polacy na koncie mają cztery oczka za pokonanie Walii oraz remis w wyjazdowym spotkaniu z Holandią. Szkoleniowiec naszej kadry otrzymał za zadanie utrzymać się w najwyższej dywizji i to w głównej mierze z tego będzie rozliczany jeśli chodzi o Ligę Narodów. Przede wszystkim jednak były szkoleniowiec Legii Warszawa będzie rozliczany za wynik na mundialu, dlatego czerwcowe zgrupowanie uznał za „poligon doświadczalny”.

 

I tak rzeczywiście było. Czesław Michniewicz testował różne ustawienia: z trzema środkowymi obrońcami i wahadłowymi, dwoma „stoperami” oraz nominalnymi bocznymi obrońcami, a także z jednym oraz dwoma napastnikami. To powoduje, że tak naprawdę cały czas nie wiemy, jaka będzie wyjściowa formacja na spotkanie z Meksykiem w listopadzie. Jasne, warto próbować wielu wariantów, gdyż nie wiadomo jak rozwinie się sytuacja w każdym ze spotkań w Katarze, jednak warto byłoby poznać koncepcję selekcjonera wcześniej. Pamiętajmy, że w porównaniu do poprzednich imprez mistrzowskich, tutaj nie będzie zbyt wielu czasu przed samym turniejem nad szlifowaniem ustawienia oraz koncepcji gry, lecz nad niuansami, jak np. stałe fragmenty gry. Mimo to mi osobiście podobało się dosyć płynne przejście z jednej formacji na drugą ze względu na podejmowane zmiany, jak np. w rewanżowym spotkaniu z Belgią czy z Walią we Wrocławiu.

 

Elastyczność na boisku to nie jedyna rzecz, jaką zaimponowała mi reprezentacja na zakończonym zgrupowaniu. Drugim – a w kontekście mistrzostw świata ważniejszym – aspektem jest psychika. Psychika zarówno zawodników, jak i całego sztabu szkoleniowego. Pamiętajmy, że Liga Narodów jest przystankiem przed stacją mundial, a wiele rzeczy doświadczonych teraz może zaprocentować w przyszłości. Dlatego właśnie cała reprezentacja zaimponowała mi po bolesnej, bardzo bolesnej lekcji w Brukseli. Każdy z osobna, jak i cała kadra jako całość zareagowała najlepiej jak można było – remisując po grze bardzo mądrej i skutecznej w Holandii trzy dni później. Mając na uwadze, że podczas imprez mistrzowskich mecze rozgrywa się w odstępie kilku dni, taka sytuacja mogła wzmocnić naszych piłkarzy oraz sztab szkoleniowy. Chociaż miejmy nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.

 

Kolejną ważną kwestią jest wprowadzanie nowych, młodych piłkarzy do kadry przez selekcjonera. Stawiający swoje pierwsze kroki w reprezentacji Żurkowski, Zalewski czy Kiwior w pierwszym składzie na Belgię czy Holandię? Wielu mogło uznać to za przejaw głupoty, w najlepszym razie niepoprawnego optymizmu. Jednak chłopaki pokazali, że można wnieść sporo jakości do kadry pomimo niewielkiego stażu oraz młodego wieku. Malkontenci mogą mi wytknąć pierwszy mecz z Belgią, gdzie zawodnik Empoli wyszedł w pierwszym składzie i nie do końca zachwycił. Pamiętajmy jednak, że w pewnym momencie gra całego zespołu się posypała, a wymaganie od Żurkowskiego jako „żółtodzioba” całkowitego panowania nad sytuacją byłoby trochę nie na miejscu. Kiwior z kolei to chyba największy (obok Nicoli Zalewskiego) największy wygrany zgrupowania. Debiutuje w podstawowym składzie przeciwko Holandii i nie pęka. Ba, jest jednym z najlepszym zawodników na boisku w polskiej reprezentacji! Mija kilka dni i zawodnik Spezii znajduje się w wyjściowej „11” na Belgię i także sobie radzi całkiem przyzwoicie. Nie biję peanów na cześć tego zawodnika, jednak warto mieć go na uwadze. Przy grze trójką obrońców może być tym „lewym środkowym”, zachowuje chłodną głowę przy pressingu rywala oraz widać, że piłka mu nie przeszkadza. Postawię odważną tezę, jednak wydaje mi się, że tymi dwoma spotkaniami Kiwior zaklepał sobie bilet na mistrzostwa świata, o ile nie zdarzy się nic niespodziewanego. Nicola Zalewski z kolei daje potężny wachlarz możliwości na lewej stronie – wahadło czy skrzydło, dla zawodnika Romy nie robi to wielkiej różnicy. Jeśli ten chłopak będzie się nadal tak rozwijał, to naprawdę możemy mieć klasowego gracza na lewej stronie boiska na lata.

 

Wielkim wygranym zgrupowania wydaje się także Karol Świderski. Wobec absencji Arkadiusza Milika oraz niezbyt imponujących występów Buksy oraz Piątka, wydaje się, że w tym momencie to on jest najbliżej numeru 2 w hierarchii napastników. Wielu kibiców chciałoby zobaczyć duet Lewandowski-Świderski w którymś z wrześniowych meczów i ja także podpisuję się pod tą petycją. Widać bowiem, że obaj świetnie się uzupełniają, czego dowodem była końcówka rewanżowego meczu z Belgami. Poza tym widać po napastniku Charlotte zmysł znajdowania się w dobrym miejscu w odpowiednim czasie. A to na mistrzostwach świata może być bardzo potrzebne.

 

Zrobiło się dość optymistycznie, przez co ktoś może pomyśleć, że wszystko mi się już w reprezentacji podoba. Nic z tych rzeczy, bowiem mankamentów także widzę całkiem sporo. O braku jednego, podstawowego (na pierwszy rzut oka) ustawienia kadry już wspomniałem, dlatego przejdę do tego, co uważam za piętę achillesową polskiej reprezentacji – środku pola. W rozegranych czterech spotkaniach reprezentacja straciła aż 10 goli. Sporo. Rozkładając utratę goli na części pierwsze okazuje się, że przynajmniej połowa bramek została stracona przez błąd w strefie środkowej boiska. Bramka Walii we Wrocławiu? Bezpańska piłka zebrana przez piłkarza „wyspiarzy” tuż przed polem karnym. Pierwsze spotkanie z Belgią to festiwal błędów w środkowej strefie w ciągu ostatniej pół godziny, dlatego nie zamierzam się nad tym pastwić, bo tam większość kadrowiczów dołożyła swoją „cegiełkę”. Wydaje się, że najmniejsze problemy nasi kadrowicze w tym aspekcie mieli w drugim spotkaniu z Belgami, jednak nie znaczy to, że było perfekcyjnie. I teraz pozostaje zastanowić się, jakimi zasobami gospodaruje Czesław Michniewicz.

 

O ile chwaliłem Żurkowskiego, o tyle nie jestem pewny, czy będzie on już gotowy jako podstawowy zawodnik na mistrzostwach świata. Chciałbym się mylić, jednak wydaje się, że mimo wszystko musi on trochę „okrzepnąć” w kadrze, zanim zacznie w niej grać pierwsze skrzypce. W takiej sytuacji pozostaje na ten moment duet Krychowiak oraz Góralski. Mimo całej mojej sympatii i docenienia zasług dla zawodnika Krasnodaru uważam, że jego czas w reprezentacji jako podstawowy pomocnik dobiega końca. Nie chodzi o jego brak zaangażowania czy brak formy. Po prostu moim zdaniem chemia pomiędzy „Krychą” a reprezentacją zgasła. Może nie na tyle, aby całkowicie z niego rezygnować, jednak uważam, że na pierwszy skład to za mało. Dodatkowo łapanie kartki w pierwszym kwadransie w spotkaniu, w którym przez całe spotkanie jesteś pod grą? Za takie zachowanie może rozgrzeszyłbym jakiegoś młokosa, a nie zawodnika, który tyle razy grał z orzełkiem na piersi, w dodatku w dwóch kolejnych meczach. Złą wiadomością dla reprezentacji jest to, że aktualnie jedynym realnym zagrożeniem dla 91-krotnego reprezentanta Polski jest… Jacek Góralski, czyli człowiek, który wydaje się jeszcze większą bombą od Krychowiaka. Idealnym kandydatem wydawałby się Jakub Moder, jednak gracz Brighton leczy zerwane więzadła i bardzo możliwe, że nie zdąży wykurować się w 100% na mundial. Teoretycznie jest jeszcze obecny na ostatnim zgrupowaniu Bielik, jednak nie wydaje mi się, aby poważnie stawiać go jako kandydata do gry w podstawowym składzie przeciw Meksykowi.

 

Kolejną bolączką reprezentacji jest… granie z mocnymi rywalami. Już tłumaczę, dlaczego tak sądzę. Mamy w Lidze Narodów za rywali drużyny dużo mocniejsze od nas (Holandia oraz Belgia) oraz porównywalną do naszej reprezentację (Walia) ciężko jest zobaczyć, jak wyglądamy w ataku pozycyjnym. W obu meczach z podopiecznymi Roberto Martineza oraz kadrą „Oranje” bazowaliśmy głównie na kontratakach. Mimo to zdarzały się momenty, kiedy to nasi kadrowicze budowali atak pozycyjny na połowie przeciwnika, zwłaszcza w końcówce wtorkowego meczu z Belgią. Istnieje jednak obawa, że trafią się dłuższe fragmenty na mundialu, kiedy to my będziemy musieli dłużej operować piłką. Co wtedy? Uważam, że temu aspektowi sztab szkoleniowy musi się przyjrzeć, bowiem z Arabią Saudyjską to my prawdopodobnie będziemy dłużej przy piłce. Warto byłoby to wykorzystać.

 

Za błąd, chociaż nieco mniejszej wagi, uważam przyznanie z góry bluzy z numerem 1 Wojciechowi Szczęsnemu. W czerwcowych meczach zaprezentowało się czterech bramkarzy i żaden nie zawiódł. Grabara wprawdzie wpuścił strzał do obrony, jednak to bardziej melodia przyszłości niż „jedynka” już teraz. Drągowski z kolei wyciągał w Brukseli piłkę aż sześciokrotnie, jednak gdyby nie on, porażka byłaby bardziej dotkliwa. Remis w Holandii w olbrzymim stopniu zawdzięczamy Skorupskiemu. A podstawowy bramkarz reprezentacji w rewanżu z Belgią także nie zawiódł. Boję się jednak, że gdy przyjdzie czas próby, bramkarz Juventusu po raz kolejny nie wytrzyma nerwowo. Na miejscu selekcjonera przyjrzałbym się poprzednim „ekscesom” Szczęsnego. Euro 2012 i 2016 stracone (we Francji wyeliminowała go kontuzja), na Euro 2020 duży błąd w inauguracji ze Słowacją, nie wspominając już o meczu z Senegalem na poprzednich mistrzostwach świata. Jasne, trzeba oddać kapitalne spotkanie z Hiszpanią na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy czy tegoroczny baraż o mundial ze Szwecją, gdzie Szczęsny prezentował się naprawdę kapitalnie. Tylko czy jego obecna forma rzeczywiście jest dużo wyższa od innych? Nie jestem do końca przekonany.

 

Podsumowując, zakończonego właśnie zgrupowania nie da się ocenić jednoznacznie. Otrzymaliśmy wprawdzie odpowiedzi na kilka pytań, jak np. zmiennicy czy potencjalne wzmocnienia podstawowego składu, jednak sporo znaków zapytania nie zostało rozstrzygniętych. Wciąż nie wiemy, jak będzie wyglądała podstawowa formacja reprezentacji Polski, oraz kto może dać najwięcej w środku pola. Miejmy nadzieję, że Czesław Michniewicz wie co robi, i jego plan przyniesie nam wiele radości tam, gdzie na to najbardziej liczymy. W Katarze.