NHL: pogrom w drugim meczu finału

  • Dodał: Jan Wagner
  • Data publikacji: 19.06.2022, 09:30

Hokeiści Colorado Avalanche nie dali najmniejszych szans zespołowi Tampa Bay Lightning w drugim meczu finału NHL. Wygrali 7:0 i już tylko dwa zwycięstwa dzielą ich od zdobycia Pucharu Stanleya.

 

Pierwsze starcie decydującej o tytule serii było niezwykle emocjonujące. Choć to Lawiny wydawały się mieć przez większą część spotkania optyczną przewagę, to jednak po regulaminowym czasie gry na tablicy wyników widniał remis 3:3 i dopiero złoty gol w dogrywce zapewnił zespołowi z Colorado wygraną w meczu otwarcia. Przed dzisiejszym spotkaniem wiadomo było, że podrażnione tak minimalną porażką Błyskawice za wszelką cenę będą chciały zrewanżować się rywalom i wyrównać stan rywalizacji jeszcze przed powrotem na lodowisko w Tampie.

 

Od samego początku na lodowisku dominowały Lawiny. Już po niecałych trzech minutach gry bowiem fantastyczne podanie przed bramkę od Burakowskiego wykorzystał Walerij Niczuszkin, wyprowadzając zespół z Colorado na prowadzenie. Zwycięzcy pierwszego meczu nie zamierzali na tym poprzestawać. I choć w kolejnej akcji groźne uderzenie z backhandu Rantanena świetnie wybronił bramkarz Tampy, to już pięć minut później Lawiny podwyższyły wynik. Szybką kontrę pewnym uderzeniem w długi róg bramki na gola zamienił Josh Manson. Nie było to jednak ostatnie słowo hokeistów Colorado Avalanche w pierwszej tercji. Na sześć minut przed jej zakończeniem bowiem strzał Rantanena do pustej bramki dobił zdobywca decydującego gola w pierwszym starciu – Andre Burakowski. Ten sam zawodnik powinien zresztą jeszcze w ostatnich sekundach tercji zdobyć swą drugą bramkę, jednak mimo iż nie był niemal w ogóle atakowany, przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem Błyskawic.

 

Ta bardzo jednostronna pierwsza część spotkania wyraźnie odebrała chęci do gry hokeistom z Tampy, jeszcze bardziej nakręcając jednocześnie rozpędzone Lawiny, które w każdej niemal sytuacji były w stanie wyłuskać krążek. W związku z tym paradoksalnie sporo szczęścia miały Błyskawice, że kolejny gol dla zespołu z Colorado padł dopiero w piątej minucie drugiej tercji. Swoją drugą bramkę w meczu zdobył wówczas Walerij Niczuszkin po sprytnym odbiorze za bramką Rantanena. Mimo że broniący bramki Tampy Andriej Wasilewski dwoił się i troił by nie dopuścić do prawdziwej kompromitacji swojej drużyny, na niecałe cztery minuty przed przerwą skapitulował po raz kolejny po kapitalnym uderzeniu z dystansu Darena Helma. Wynik 5:0 oznaczał definitywny koniec emocji w drugim meczu finału NHL.

 

Wydarzenia z trzeciej tercji jedynie potwierdziły świetną tego dnia dyspozycję hokeistów z Colorado i bezradność ich rywali. Mimo gry w osłabieniu już po dwóch minutach od rozpoczęcia ostatniej części meczu gola na 6:0 strzelił Cale Makar. Trzeba przyznać, że rzadko w hokeju zdarza się, by drużyny zdobywały bramki, grając z jednym zawodnikiem na tafli mniej, jednak w tym meczu Lawinom wychodziło niemal wszystko. Na dziesięć minut przed zakończeniem spotkanie kapitalnie rozegrany w przewadze zamek ponownie wykończył Makar, ustalając wynik meczu. Przegrywający 7:0 hokeiści Tampa Bay Lightning byli w końcówce wyraźnie sfrustrowani, co znalazło wyraz w ogromnej bijatyce na lodowisku. Zawodnicy rozpoczęli walkę na pięści, w której udział wzięli niemal wszyscy obecni wówczas na placu gry, a sędziowie przez dłuższą chwilę nie mogli uspokoić sytuacji.

 

Po tych wydarzeniach wynik nie uległ już zmianie. Zespół Colorado Avalanche odniósł najwyższe zwycięstwo w meczu finału NHL od 1991 roku i wyszedł na prowadzenie w serii 2:0. Z kolei hokeiści z Tampy sprawiają wrażenie zmęczonych sezonem i niemających pomysłu na pokonanie fantastycznie dysponowanych rywali. Mimo to absolutnie nie można odbierać im szans na odwrócenie losów rywalizacji i końcowy triumf w Pucharze Stanleya. Rywalizacja przeniesie się teraz do Tampy, gdzie miejscowi kibice z pewnością zrobią wszystko, by pomóc w odrodzeniu się swojego zespołu. Taka sytuacja miała zresztą miejsce w półfinale tegorocznych rozgrywek, kiedy to po dwóch spotkaniach hokeiści Tampa Bay Lightning przegrywali 0:2 z New York Rangers, by następnie wygrać wszystkie pozostałe mecze i po raz trzeci z rzędu awansować do finału rozgrywek o Puchar Stanleya. Czy rację miała Wisława Szymborska pisząc, że „nic dwa razy się nie zdarza”? To okaże się w nocy z poniedziałku na wtorek, kiedy rozegrane zostanie trzecie spotkanie wielkiego finału.

 

Colorado Avalanche - Tampa Bay Lightning 7:0 (3:0, 2:0, 2:0) 2:0 w rywalizacji