Tour de France: Pogacar wygrał, ale nie odrobił strat
Petar Milosević / Wikimedia Commons

Tour de France: Pogacar wygrał, ale nie odrobił strat

  • Dodał: Mateusz Czuchra
  • Data publikacji: 20.07.2022, 16:57

Tadej Pogacar zwyciężył 17. etap wyścigu Tour de France. Słoweniec  może cieszyć się z triumfu tylko połowicznie, bowiem tuż za jego plecami linię mety przekroczył lider wyścigu Jonas Vingegaard. Przed startem środowego odcinka z wyścigu wycofał się Rafał Majka.

 

Środowy odcinek ze startem w Saint-Gaudens i metą usytuowaną na pasie startowym lotniska w miejscowości Peyragudes był jednym z najkrótszych etapów podczas tej edycji wyścigu. Blisko 130 kilometrowa trasa nie należała jednak do najłatwiejszych i zapowiadała się niezwykle interesująco. W trakcie 17. odcinka Wielkiej Pętli organizatorzy zaplanowali aż cztery wzniesienia. Za najcięższe z nich należało uznać ostatni fragment etapu, kiedy kolarze pokonywali podjazd o średnim nachyleniu 7,8%. 

Jeszcze przed rozpoczęciem 17. etapu Tour de France było wiadomo, że w wyścigu nie zobaczymy już Rafała Majki, który nabawił się urazu uda na poprzednim etapie. Postawiło to Tadeja Pogacara w arcytrudnym położeniu, ponieważ jego strata do lidera wyścigu nie tylko była ogromna, ale stracił on swojego czołowego pomocnika. Pomimo licznych szarż na początku odcinka żaden z kolarzy nie skwitował udanej ucieczki. Każda próba kończyła się na kilkunastu sekundach przewagi, a kilka kilometrów później uciekinierzy byli doganiani przez peleton. Na pierwsze przetasowania należało poczekać do pierwszego podjazdu. Wówczas wyraźnie oderwała się grupa, w skład której wchodziło 15 zawodników. Uciekinierzy na szczycie pierwszej premii górskiej, która padła łupem Thibaut Pinot, mieli ponad minutę przewagi nad grupą goniących. 

 

Triumfator inauguracyjnej premii górskiej nie zamierzał spoczywać na laurach. Francuz i Alexey Lutsenko wspólnymi siłami oderwali się od czołowej grupy. Ich przewaga nad drugą grupą na 50 kilometrów przed metą wynosiła 45 sekund, natomiast nad peletonem niespełna półtorej minuty. Czołowa dwójka utrzymała dystans do drugiej premii górskiej, którą ponownie zwyciężył zawodnik z Groupama-FDJ. Na setnym kilometrze ich szarża została zatrzymana przez goniących. Wtedy niebywałe tempo w peletonie nadawali kolarze UAE Team Emirates. W głównej mierze była to zasługa Mikkela Bjerga oraz Brandona McNulty'ego, którzy nie tylko doprowadzili do maksymalnego rozerwania grupy, ale także do zakończenia ucieczki dnia.

 

Ostatnie kilometry trzeciego podjazdu były przewodzone przez trójkę zawodników: Jonasa Vingegaarda, Tadeja Pogacara oraz jego pomocnika Brandona McNulty'ego. Gdy do mety pozostało prawie 20 kilometrów, pewne było, że Pogacar i Vingegaard rozegrają walkę o etapowe zwycięstwo, ale także o cenne sekundy w klasyfikacji generalnej. W lepszej sytuacji znajdował się Duńczyk, który nie musiał atakować. Słoweniec na zjeździe przed finałowym wzniesieniem podjął próbę ucieczki, lecz zakończyła się ona niepowodzeniem. 

 

Cała trójka ponownie połączyła się w jedną grupę i razem przystępowała do wzniesienia pod Peyragudes. Wtedy na prowadzeniu znajdował się Amerykanin, tuż za jego plecami Pogacar, natomiast na samym końcu bez zbędnego nakładu sił jechał lider wyścigu. Taka kolejność utrzymywała się niemal przez większość czasu, a na ostateczne rozstrzygnięcie przyszło czekać do momentu, w którym do mety pozostało kilkaset metrów. Wtedy Vingegaard i Pogacar stoczyli walkę o etapowy triumf. Ostatecznie Słoweniec pokonał lidera wyścigu na ostatnim fragmencie, jednak większe powody do zadowolenia może mieć Duńczyk, który stracił tylko cztery sekundy (wynikające z bonifikaty) ze swojej olbrzymiej przewagi.