Pływanie - ME: średnie mistrzostwa w wykonaniu Polaków
Copyright @2022 Rafal Oleksiewicz

Pływanie - ME: średnie mistrzostwa w wykonaniu Polaków

  • Dodał: Kacper Adamczyk
  • Data publikacji: 19.08.2022, 21:21

W środę dobiegły końca, rozgrywane w Rzymie, Mistrzostwa Europy w pływaniu. Polacy wrócili z nich do kraju z identycznym dorobkiem medalowym, jak z czerwcowego czempionatu globu w Budapeszcie. Należy zastanowić się, co taki rezultat oznacza i jak należy go oceniać. 

 

Włoska organizacja

 

Mój wywód zacznę jednak od innego wątku. Delikatnie, ujmując sprawę, to nie była najlepsza impreza, na jakiej byłem, pod względem organizacyjnym. Miałem wręcz trochę wrażenie, że miasto się nią nie przejmuje. W Rzymie można było spotkać jedynie pojedyncze reklamy, promujące imprezę i z tego żadnej w szeroko rozumianym centrum tej metropolii. Myślę, że często zawodziła również komunikacja miejska, ponieważ bezpośrednio z metra na stadion jechał, co 15-20 minut, tylko jeden niezbyt duży autobus, do którego często nie mieścili się wszyscy chętni. 

 

W samym kompleksie sportowym Foro Italico, który w 1960 roku gościł Igrzyska Olimpijskie, także bywało różnie. Podczas tych zawodów tendencja przyjęta przez organizatorów była dość nietypowa. Zazwyczaj wraz z przebiegiem zawodów luzują oni ograniczenia, a w Rzymie było na odwrót. Start mistrzostw był dość chaotyczny, ponieważ dopiero około godziny dziewiątej, czyli w momencie wskoczenia do wody pierwszych zawodników, zezwolono fanom wejść na trybuny obiektu Stadio del Nuoto. Nie przeprowadzono wówczas kontroli bezpieczeństwa, ani biletów czy dziennikarskich akredytacji. Dla organizatorów były to jednak złe miłego początki, później wszystko przebiegało już w miarę sprawnie, a dziennikarskie przepustki pod koniec czempionatu sprawdzano już nawet w dwóch miejscach. 

 

Przywołując takie krótkie przykłady chcę zachęcić do docenienia polskich organizatorów, ponieważ imprezy wysokiej rangi odbywające się nad Wisłą są zazwyczaj bardzo dobrze przeprowadzane pod każdym względem. Wymienię tutaj chociażby kwestie komunikacji  publicznej, rozreklamowania zawodów czy obsługi fanów na stadionie. Moim zdaniem naprawdę nie mamy się w świecie czego wstydzić. 

 

Za to w tym miejscu należy pochwalić włoskich kibiców, którzy w bardzo dużej liczbie zjawiali się na widowni podczas sesji popołudniowych, tworząc fantastyczną atmosferę. Widać było, że ci ludzie po prostu żyją pływaniem. Oczywiście spore zainteresowanie miejscowych fanów było pewnie spowodowane też ogromnym sukcesem sportowym gospodarzy. Włoscy zawodnicy stanęli na wysokości zadania i potwierdzili swoją dominację na starym kontynencie, wygrywając w cuglach klasyfikację medalową. Polscy zawodnicy wspominali, że tutejsza atmosfera jest znakomita, ale równie dobra była również podczas tegorocznych Mistrzostw Świata w Budapeszcie. Jednocześnie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że w Polsce pływanie nie cieszy się przynajmniej w połowie takim statusem, jak w Italii czy na Węgrzech i zapewne prędko się to nie zmieni. 

 

Pechowe Riccione

 

To, co złego wydarzyło się w polskiej kadrze podczas tegorocznych Mistrzostw Europy (nie mówię, że wszystko było złe, bo o plusach też będzie) miało swoje korzenie podczas zgrupowania w Riccione. Polacy przebywali tam i trenowali kilkanaście dni. Mieli tam przede wszystkim zaadoptować się do warunków, panujących podczas startów na otwartym basenie, ponieważ na właśnie takim odbyły się zawody w Rzymie. Kwestia ta jest problematyczna zwłaszcza dla grzbiecistów. Do skutecznego pływania potrzebują oni punktu odniesienia. W zamkniętej pływalni jest nim dach. Podczas zeszłorocznych Mistrzostw Europy Juniorów, które również odbyły się na Stadio del Nuoto, organizatorzy zamontowali specjalną metalową konstrukcję, ułatwiającą pływanie na plecach. Tym razem z niewiadomych przyczyn jej jednak ostatecznie zabrakło, ku zdziwieniu pływaków.

 

Wróćmy jednak do tego, co działo się z naszymi kadrowiczami w miejscowości położonej nad Morzem Adriatyckim, ponieważ rzutowało to na jakość startów części Polaków w stolicy Włoch. Jak się okazało, jedna z osób, które pojechały na zgrupowanie (przebywało tam dwudziestu sześciu z trzydziestu reprezentantów, powołanych na ME) była chora, a potem wirusy zaczęły stopniowo atakować też innych pływaków. Niektórych z nich "dorwały" na obozie, utrudniając przygotowania, a innych już w Rzymie. Myślę, że jakby zrobić rzetelne zestawienie, to przez prawie miesiąc wspólnego przebywania, to więcej naszych zawodników było chorych, niż nie. 

 

Tutaj dochodzimy do kolejnej ważnej kwestii, czyli opieki medycznej nad kadrowiczami. We Włoszech tworzyli ją tylko fizjoterapeuci, niestety Polakom nie towarzyszył żaden lekarz, więc w przypadku choroby mogli liczyć tylko na teleporady. Jestem bardzo ciekaw, dlaczego tak się stało, czy w związku brakuje pieniędzy na wysłanie takiego człowieka razem z kadrą narodową seniorów, czy po prostu było to zwykłe, ale dość kosztowne zaniedbanie. Nie twierdzę, że obecność specjalisty zapobiegłaby rozprzestrzenianiu się choroby, ale być może tak by się stało. Teraz osoby, kierujące związkiem mają prawo czuć, że nie zrobiły wszystkiego, aby zapewnić pływakom pełen komfort podczas pobytu na Półwyspie Apenińskim. Poza tym moim zdaniem należałoby rozważyć włączenie na stałe do pracy z zawodnikami psychologa sportowego, chociaż oczywiście korzystanie z jego usług powinno być dobrowolne. Uważam, że takie dwie osoby na pewno przyczyniłyby się do zwiększenia profesjonalizacji funkcjonowania związku i kadry. Tak na przykład funkcjonuje Polski Związek Lekkoatletyki. Oczywiście dyscyplina ta ma większe fundusze finansowe, niż Polski Związek Pływacki, ale może prezes Otylia Jędrzejczak znajdzie na tych ludzi pieniądze. 

 

O starcie Polaków

 

Ocenę występu biało - czerwonych rozpocznę od przytoczenia kilku liczb. Na rzymskiej pływalni zaprezentowało się w sumie trzydziestu reprezentantów naszego kraju. Grupa ta wywalczyła dwa medale i dziewiętnaście finałów, w tym siedem sztafetowych. W tej wartości zawarte jest pięć występów w decydujących wyścigach konkurencji nieolimpijskich. Poza tym Polacy poprawili dwa sztafetowe rekordy kraju, a także ustanowili osiem rekordów życiowych oraz pięć rekordów sezonu. Czy to dużo, czy mało pozostawiam do indywidualnego osądu, ale moim zdaniem są to mocno średnie liczby. Oznacza to bowiem, że na Mistrzostwach Europy najlepsze wyniki w sezonie osiągnęło zaledwie dwunastu z trzydziestu kadrowiczów. Trzeba jednak przyznać, że część z pozostałej osiemnastki (dokładnie sześć osób) można usprawiedliwić, ponieważ mieli oni już w  tym roku za sobą inną wielką imprezę, czerwcowe Mistrzostwa Świata. Pozostała dwunastka, czyli czterdzieści procent kadry, na pewno nie trafiło ze szczytem formy w odpowiednim terminie. 

 

Osobiście odczuwam spory niedosyt po występie Polaków w Rzymie. W końcu zdobyli oni tam taką samą ilość krążków, jak podczas czerwcowych Mistrzostw Świata, gdzie o miejsce na podium jest dużo trudniej z uwagi na obecność takich potęg, jak USA czy Australia. W związku z tym spodziewałem się, że biało - czerwoni z Włoch przywiozą przynajmniej cztery krążki. Niestety z różnych przyczyn stało się inaczej. Warto jednak głębiej pochylić się nad startami części Polaków. 

 

Moją wyliczankę nazwisk rozpocznę od, w tym roku niezawodnej, Katarzyny Wasick. Została ona jedyną naszą kadrowiczką, która w tym sezonie zdobyła medal na Mistrzostwach Świata i Europy. Oba krążki przez nią wywalczone są koloru srebrnego, ponieważ w tym roku nie do zatrzymania na 50m stylem dowolnym była genialna Szwedka, Sarah Sjeostroem. Polka w tym sezonie była w życiowej formie, ale cały czas nie weszła na poziom swojej wielkiej rywalki z Skandynawii. Sama ma nadzieję, że to wydarzy się już w przyszłym roku, kiedy chce wreszcie złamać granicę dwudziestu czterech sekund. Motywowana przez silne pragnienie zdobycia w Paryżu wyśnionego medalu olimpijskiego Wasick jest aktualnie najrówniej startującą zawodniczką z całej kadry i najlepszą bez podziału na dystanse. 

 

Płynnie przejdźmy teraz do Jakuba Majerskiego, czyli brązowego medalisty z dystansu 100m stylem motylkowym. Polak po serii startów w finałach, pozbawionych medali, wreszcie ma swój krążek wielkiej imprezy. 22-latka również nie ominęła choroba, z której powodu odpuścił start na 50m delfinem. Zdołał jednak w finale uzyskać najlepszy czas w tym roku (51,22s), co udanie zwieńczyło jego sezon. Sam zawodnik wspominał o tym, że nie był do końca zadowolony z swych startów w sztafetach zmiennych, gdzie nie udało mu się pokonać bariery pięćdziesięciu jeden sekund, na co ze startu lotnego liczył. Biorąc pod uwagę okoliczności, które poprzedzały występ Polaka na jego koronnym dystansie, to trzeba uznać jego krążek za wielki sukces, ale oczywiście rezultaty, uzyskiwane przez niego w startach drużynowych powinny być lepsze. 

 

Trochę słodko - gorzki smak miał ten czempionat dla najmłodszej w polskiej kadrze, Laury Bernat. Urodzona w 2005 roku pływaczka była podczas tych zawodów bardzo dobrze dysponowana, co potwierdziła poprawiając własny rekord życiowy na 100m stylem grzbietowym, doprowadzając go do poziomu 1:01,73. Największe nadzieje Polka wiązała z występem na swoim koronnym dystansie 200m stylem grzbietowym. Tam po nerwowych eliminacjach udało jej się przebrnąć półfinał i dostać się do finału, przed którym liczyła na medal. Właśnie ta myśl okazała się pogromczynią naszej reprezentantki i spowodowała, że Bernat w decydującym o podziale krążków wyścigu popłynęła poniżej swych możliwości. Nasza młoda zawodniczka nie wytrzymała tego startu pod względem mentalnym. Sama jest jednak tego świadoma i jeśli sobie z tym poradzi, to w przyszłości powinna należeć do ścisłej światowej czołówki na 200m stylem grzbietowym, a w późniejszym czasie może też na o połowę krótszym dystansie. Jest ona kolejnym żywym dowodem na to, ile  znaczy psychika w zawodowym sporcie. 

 

Olbrzymiego pecha miała za to Paulina Peda. 24-latka udowodniła na 50m delfinem, że jej forma jest wysoka. Wówczas w finale zajęła szóste miejsce z nowym rekordem życiowym, a przecież przed nią był jeszcze start w jej koronnej konkurencji olimpijskiej, 100m stylem grzbietowym. Przed tym startem Polkę dopadła jednak choroba, która kosztowała ją występ poniżej swych możliwości oraz odpadnięcie w półfinale. Orientacyjnie należy zaznaczyć, że rekord kraju Pedy, pochodzący z tego roku (59,75s) dawałby w finale czwartą pozycję. To jasno pokazuje, że naszą reprezentantkę stać było na tych mistrzostwach na więcej, niż osiągnęła. Weszła ona również w skład sztafety mieszanej 4x100m stylem zmiennym. W wyścigu finałowym, który był już jej czwartym w tamtym dniu, Polka ze względu na zmęczenie popłynęła trochę poniżej oczekiwań. Gdyby odrobinę lepsze występy w tamtym momencie zanotowali Peda i Majerski, to myślę, że polska drużyna wyrywałaby brązowe krążki. 

 

Moim zdaniem Aleksandra Polańska okazała się MVP imprezy w polskiej ekipie. Podczas europejskiego czempionatu wchodziła ona do wody w aż dwunastu z czternastu sesji, żadna osoba w polskiej kadrze nie była równie mocno eksploatowana. Według mnie odbiło to się na formie 21-latki w ostatnich dwóch dniach zmagań. Zaliczyła ona bardzo dużo startów sztafetowych, zawsze będąc podporą zespołu. Osobiście uważam, że Polka zbyt często była nominowana do startów drużynowych przez, co indywidualnie wystąpiła tylko na 200m stylem dowolnym, gdzie zajęła znakomite szóste miejsce. Według mnie podobny rezultat mogła osiągnąć również na o połowę krótszym dystansie, ale terminarz sztafet na to nie pozwolił, a szkoda. Pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem trenerzy lepiej będą gospodarować siłami Polańskiej, która w Rzymie była w życiowej dyspozycji, bardzo pozytywnie mnie zaskakując. 

 

Na pewno w pamięci po tych mistrzostwach pozostanie mi eliminacyjny występ Pauliny Piechoty na 1500m stylem dowolnym. Reprezentantka Polski bardzo długo płynęła w tempie, dającym promocję do finału. Niestety 23-latka pomyliła się w liczeniu długości basenu i o sto metrów za szybko chciała zakończyć swój start. Ostatecznie do finału i najstarszego wciąż aktualnego rekordu Polski zabrakło jej około sekundy. To jest na pewno jedna z najbardziej kuriozalnych historii tych mistrzostw w naszej kadrze, ale niestety się wydarzyła. Piechota, co prawda o ponad cztery sekundy poprawiła własną "życiówkę", ale stać ją w tym biegu było na pewno na więcej. Jestem pewien, że sama zawodniczka jest tego w pełni świadoma. Należy również wyjaśnić, że dla pływaków długodystansowych taka sytuacja jest dodatkowo bolesna, ponieważ nie mają oni możliwości startów w półfinałach, tylko od razu muszą walczyć o najlepszą "ósemkę". Dla Piechoty niestety ta pomyłka oznaczała koniec mistrzostw. Zawodniczka pokazała jednak na nich, że jej rozwój zmierza w odpowiednim kierunku. 

 

Krzysztof Chmielewski, to jedna z największych nadziei polskiego pływania. Niestety dla 17-latka mistrzostwa te nie są udane (używam w tym miejscu czasu teraźniejszego, ponieważ jest on jeszcze zgłoszony do niedzielnego wyścigu na 10km na wodach otwartych), głównie ze względu na chorobę, która towarzyszyła mu już od pierwszego dnia startów, a ich Polak miał sporo, ponieważ został zgłoszony na pływalni do aż czterech konkurencji. Tą najważniejszą było jednak 200m stylów motylkowym. W końcu w tej specjalności Chmielewski jest już finalistą olimpijskim. W Rzymie sił wystarczyło również na ósmą lokatę, a rekord życiowy naszego reprezentanta dałby mu brązowy medal, co jeszcze bardziej denerwowało ambitnego młokosa. W innych startach było jeszcze gorzej, bo w żadnym z nich nie zbliżył się do własnych "życiówek". Niełatwo oglądało się i słuchało po wyścigach 17-latka, który ewidentnie się męczył i frustrował, ponieważ bardzo chciał, ale organizm na więcej nie pozwalał. W jego przypadku zastanawia mnie dobór tak wielu różnych konkurencji, bo Polak startował na: 400m stylem zmiennym, 200m stylem motylkowym, 400 i 800m stylem dowolnym oraz ma popłynąć na 10km. Oczywiście inaczej może, by to wyglądało, gdyby 17-latek był zdrowy. W związku z tym w Rzymie pływał poniżej swojego poziomu. Moim zdaniem Chmielewski jako młody pływak jest jeszcze na etapie budowy bazy wytrzymałościowej, zapewne pokonuje na treningach wiele kilometrów, więc jest gotów startować również na dystansach dłuższych, niż 200 metrów. Ciekaw jestem, czy tak też będzie w przyszłości. Zastanawiam się jednak, czy w obliczu choroby nie warto byłoby odpuścić sobie jakiś start, żeby wypocząć i lepiej przygotować się do swojej koronnej konkurencji. 

 

Niestety do udanych tych Mistrzostw Europy nie zaliczy weteran polskiej kadry, Konrad Czerniak. Polak był trzynasty na 50m stylem motylkowym i dwudziesty ósmy na 50m stylem dowolnym. Niestety nasz reprezentant w żadnym z swych startów nie zbliżył się do swoich najlepszych czasów z tego sezonu. Widać było po nim już zmęczenie startami w tym roku. 33-latek PESEL- u nie oszuka i nie zanosi się, by miał już kiedykolwiek pływać na poziomie światowej czołówki, jak jeszcze kilka lat temu. Czerniak musi się zastanowić, co zrobić dalej z swoją karierą, czy jest sens ją kontynuować, czy ma jeszcze ku temu wystarczająco motywacji, ponieważ w Rzymie ognia w nim widać nie było. Sam jestem ciekaw, co były medalista Mistrzostw Świata postanowi i czy zdecyduje się walczyć o swoje czwarte Igrzyska Olimpijskie, co nie będzie łatwym zadaniem. Można mieć też obawy, czy za dwa lata 33-latek będzie potrzebny nawet w męskiej sztafecie 4x100m stylem dowolnym.  

 

Najlepszy polski sprinter, Paweł Juraszek, zdołał odrodzić się po nieudanych dla niego Mistrzostwach Świata (odpadł tam w półfinale z słabym rezultatem 22,01s) i na europejskim czempionacie zajął dobre czwarte miejsce. Istotna jednak jest poprawa czasowa na przestrzeni ostatnich dwóch miesięcy (w finale było 21,78s), która spowodowała najlepszy wynik w seniorskiej karierze zawodnika urodzonego w Tel Awiwie na wielkiej imprezie. Sam 27-latek w przyszłym sezonie oczekiwać od siebie będzie jeszcze więcej i oby rzeczywiście tym własnym wymaganiom sprostał, ponieważ wtedy Polska może mieć dobrych zawodników na 50m stylem dowolnym wśród kobiet, jak i wśród panów. Rzymski występ Juraszka zwiastuje coś dobrego w przyszłości i powrót na kurs, na którym był po piątym miejscu na Mistrzostwach Świata w 2017 roku. Po tym znakomitym wyniku nasz reprezentant w kolejnych sezonach zbyt dużo kombinował w technice, a teraz wreszcie wydaje się, że jest ponownie na właściwej ścieżce. 

 

Kolejnym ciekawym przypadkiem tych zawodów jest postawa Ksawerego Masiuka, ponieważ trudno o jednoznaczną ocenę występu tego pływaka. Z jednej strony po bardzo udanych dla niego Mistrzostwach Świata seniorów każdy oczekiwał po tym 17-latku, co najmniej jednego krążka również podczas Mistrzostw Europy. Tymczasem Polak w najlepszym swoim indywidualnym starcie zajął w finale wyścigu na 100m stylem grzbietowym szóstą lokatę. Za to na 50m stylem grzbietowym, z uwagi na lepsze czasy Kacpra Stokowskiego i Tomasza Polewki, Masiuk nie przebrnął nawet eliminacji. Sam zawodnik był jednak z tej imprezy w swoim wykonaniu zadowolony i warto wziąć pod uwagę również jego punkt widzenia. Po pierwsze 17-latek tuż przed zawody przebył chorobę, a po drugie tego czempionatu nie traktował docelowo. Taką imprezą będą dla niego, rozpoczynające się trzydziestego sierpnia Mistrzostwa Świata Juniorów w Limie. Właśnie w Peru nasz reprezentant ma być w najwyższej możliwej dyspozycji. Przypadek Masiuka pokazuje, że nie da się być w formie przez cały sezon. Należy wykazać się wobec Polaka wyrozumiałością i trzymać kciuki za jego występy wśród rówieśników, a w przyszłości przyniesie on nam wiele radości, chociaż w Rzymie spisał się poniżej oczekiwań wielu kibiców, w tym moich. 

 

Z sporym niedosytem starty we Włoszech będzie wspominać Karol Ostrowski. Polak na pierwszej zmianie sztafety mieszanej 4x100m stylem dowolnym poprawił własny rekord życiowy, ale liczył na więcej. Sam wiele razy wspominał o tym, że treningi wskazywały, że stać go będzie na jeszcze szybsze pływanie, a w najlepszym indywidualnym starcie, na 100m stylem dowolnym, uplasował się na jedenastej pozycji. 22-latek ewidentnie podczas tej imprezy bardzo chciał, wiele razy próbował, lecz nie zdołał zaspokoić swych ambicji, mimo poprawy "życiówki". Osobiście występ w jego koronnej konkurencji oceniam całkiem pozytywnie, ale na przykład dla mnie dużym zawodem było jego dopiero trzydzieste dziewiąte miejsce na 50m stylem dowolnym. Na pewno sam Ostrowski i kibice w przyszłym sezonie będą mieli prawo oczekiwać więcej, zwłaszcza że pływak rozważa rezygnację z studiów w Stanach Zjednoczonych, powrót na stałe do Polski i jeszcze większe poświęcenie się sportowi. Swoją drogą podjęcie nauki w USA jest ostatnio coraz częstszym zjawiskiem w całym polskim sporcie. Na tę chwilę istnieje wiele przykładów na to, że ta ścieżka rozwoju wcale nie musi być najlepsza. Właściwie to brakuje pozytywnych przypadków takiej drogi. Może jedynym jest lekkoatletka, Alicja Konieczek. 

 

Z korzystnej strony na Stadio del Nuoto zaprezentował się za to Kacper Stokowski, który ustanowił rekord życiowy na 50m stylem grzbietowy (szóste miejsce) i rekord sezonu na dwa razy dłuższym dystansie (dziewiąta pozycja). Te wyniki pozwalają ocenić występ Polaka, jak najbardziej pozytywnie. Jednak do poziomu, jaki 23-latek prezentuje na krótkiej pływalni, to jeszcze sporo na 50-metrowym basenie mu brakuje. Przypomnę, że Stokowski na ubiegłorocznych Mistrzostwach Świata na 25-metrowej pływalni w ZEA był piąty na 100 i szósty na 50 metrów stylem grzbietowym. Te fakty jasno wskazują, ile jeszcze pracy na dystansie czeka naszego reprezentanta, aby zerwał z łatką tego, który lepiej prezentuje się w sezonie zimowym, jednak w Rzymie wykonał progres. 

 

Pozytywnie należy też ocenić starty Dawida Wiekiery, czyli obecnie najlepszego polskiego żabkarza. Reprezentant Polski miał bardzo dobre pierwsze cztery dni mistrzostw, gdy ustanowił rekord życiowy na 100m stylem klasycznym (dziewiąte miejsce), prezentował się znacznie powyżej oczekiwań w sztafecie mieszanej 4x100m stylem zmiennym (czwarta lokata) oraz w swojej koronnej konkurencji indywidualnej (200m stylem klasycznym) otarł się o podium, zajmując czwartą pozycję. W związku z tym można powiedzieć, że 20-latek aż dwukrotnie był bardzo blisko medalu, ale za każdym razem musiał obejść się smakiem. Następnie po dwóch dniach odpoczynku przystąpił do rywalizacji w męskiej sztafecie 4x100m stylem zmiennym. Tam biało - czerwoni trochę zawiedli, kończąc zmagania na piątym miejscu z mało imponującym czasem. Po Wiekierze wówczas było już widać trudy całych mistrzostw, co skutkowało rezultatem o około półtorej sekundy słabszym w porównaniu z rewelacyjnym występem żabkarza w sztafecie mieszanej. 

 

Gdybym miał biało - czerwonym wystawić za ten start jakąś zespołową notę, to w skali szkolnej byłaby, to mocna trójka. Ktoś może powiedzieć, że to trochę za surowa ocena, ale wziąłem pod uwagę ilość zdobytych medali, moje oczekiwania oraz to, że pomimo przyjemnych chwil, to dużo więcej było tych bardziej smutnych. Niestety, lecz wielu Polaków nie wytrzymało trudów tych mistrzostw pod względem fizycznym i na ich koniec, kolokwialnie mówiąc, oddychało rękawami. Na ten fakt wpływ mogły mieć wpływ następujące czynniki: szerząca się wśród kadrowiczów choroba, złe rozplanowanie startów (niektórzy byli zbyt mocno eksploatowani, ale były to pojedyncze przypadki, mam tu na myśli Polańską czy Ostrowskiego), a także po prostu dyspozycja Polaków, która w większości przypadków nie wystarczyła na wszystkie starty. W tym miejscu można rzec, że nasi kadrowicze, to nie maszyny, ale jednak zawodnicy z innych nacji pokazują, że można takie obciążenia wytrzymać, ale tylko będąc w optymalnej formie. 

 

Zdolna młodzież

 

Optymistyczne w polskim pływaniu jest to, jak młodą i rozwojową kadrę wysłano do Rzymu. Licząc rocznikowo to jej średnia wieku wyniosła około 22,2 lat, co jest świetnym rezultatem, nawet biorąc pod uwagę to, że dzisiaj w pływaniu duże sukcesy często osiągają już nastolatkowie. Doświadczenie nadal jednak jest w cenie, co udowadnia w naszej reprezentacji, chociażby ciągle notująca progres, Katarzyna Wasick. Polscy zawodnicy generalnie mają też często problemy z łączeniem dobrych występów w kilku konkurencjach. Miejmy jednak nadzieję, że to zaraz się zmieni właśnie za sprawą zdolnej młodzieży, ponieważ to jest kolejny czynnik, który różni nas od najlepszych na świecie.

 

Wśród piętnastoosobowej kadry, która została powołana na Mistrzostwa Świata Juniorów w Limie znalazło się czterech zawodników, startujących w stolicy Włoch na Mistrzostwach Europy Seniorów. Są to: Laura Bernat, Ksawery Masiuk, Krzysztof Chmielewski oraz Michał Chmielewski. Zwłaszcza pierwsza trójka z wyżej wymienionych zawodników, to już teraz ważne postaci seniorskiej reprezentacji i faworyci do pozycji medalowych w Peru. W przyszłości każdy z nich ma być jedną z ostoi polskiego pływania i przywozić regularnie medale z imprez rangi globalnej, zresztą Masiuk już w tym roku to zrobił, zostając brązowym medalistą Mistrzostw Świata na 50m stylem grzbietowym. Liczę też na to, że podobnie, jak w rywalizacji juniorskiej, tak i wśród seniorów nie będą to zawodnicy jednowymiarowi i będą potrafili skutecznie walczyć w kilku konkurencjach. Na dzień dzisiejszy najbardziej tej cechy brakuje najmłodszej z tego grona Bernat, która skupia się przede wszystkim na 200m stylem grzbietowym, ale w dalszej przyszłości chciałaby być też lepsza na o połowę krótszym dystansie. 

 

Swoją drogą absurdalny jest fakt, że najlepsi zawodnicy w wieku juniora mają w tym roku w kalendarzu aż cztery wielkie imprezy, co jest absolutnie niekorzystne dla młodych organizmów. Nie jest przecież możliwe, by być nieustannie w formie przez ponad dwa miesiące. Nasze talenty wydają się jednak tego świadome i mądrze prowadzone, co w przyszłości ma się przełożyć na lepsze czasy dla polskiego pływania.