Farsa, żenada, Mistrzostwa Świata

  • Data publikacji: 02.10.2018, 14:50

Dobiegły końca kolejne już siatkarskie mistrzostwa świata.  Tak jak czempionat organizowany 4 lata temu w Polsce zapamiętany został jako organizacjny sukces, tak mistrzostwa we Włoszech i Bułgarii zapamiętane zostaną w kategorii najbardziej absurdalnych turniejów w historii.

 

O ile wynik reprezentantów Polski, jak i poziom sportowy całego turnieju XIX Mistrzostw Świata można uznać za wręcz niesamowite, tak cała otoczka pozostawia wiele do życzenia. Ustawianie losowań, gra rezerw w ostatniej fazie czy przepisy obowiązujące tylko w jednym kraju - to tylko niektóre z wielu śmiesznych i jakże żenujących sytuacji, które miały miejsce w trakcie jednego z najbardziej prestiżowych turniejów siatkarskich na świecie.

 

Zacznijmy od początku. 9 września, rok 2015. Światowa federacja siatkówki ogłasza, że po raz pierwszy w historii gospodarzami mistrzostw świata w siatkówce mężczyzn będą dwa państwa: Włochy i Bułgaria. Włosi od lat znani z tego, że na wszelkie sposoby starają się "pomóc" szczęściu oraz Bułgarzy - organizacyjny dramat i mnóstwo  niedopatrzeń. Ciekawe połączenie.

 

Kilka dni do rozpoczęcia czempionatu organizatorzy postanowili zmienić zasady. Zamiast 14 zawodników w protokole meczowym, miało się tam znaleźć tylko 12. Ta zmiana znacząco wpłynęła na taktyki wielu reprezentacji, co wywołało ogólny protest wobec tak dziwnego zapisu. Przyniosło skutek - powrót do poprzednich ustaleń.

 

Po równo trzech latach od ogłoszenia gospodarzy odbywają się mecze otwarcia - dwa praktycznie jednocześnie. O ile to jeszcze można uznać za dopuszczalne, to to, co działo się później już nie. Fatalny poziom sędziowania to jedno, a zmienianie przepisów turnieju w czasie jego trwania to drugie. Po zakończeniu pierwszej fazy grupowej do sztabów szkoleniowych doszły informacje o zmianie przepisów! Od tego momentu zawodnicy nie mogli wypychać piłki po rękach rywala, zmieniając jej kierunku. Żeby było śmieszniej, okazało się, że ten przepis obowiązywał będzie tylko w jednym kraju! Siatkarze rywalizujący w Bułgarii zostali objęci tym zakazem, a ci grający we Włoszech już nie.

 

Idźmy dalej. Gdy tylko poznaliśmy skład Final Six, dziwnym przypadkiem większość ekspertów i znawców siatkówki bezbłędnie wytypowała skład grup I oraz J. "Przypadkiem" Włosi, obserwując przezroczyste kulki, w których były umieszczone nazwy reprezentacji, wylosowali Serbię oraz Polskę. Serce oddanego kibica wierzy w uczciwość tego losowania, umysł raczej już nie. Jak się później okazało, Włochom się to nie opłaciło. Ponadto dzień po swoim pierwszym - przegranym z kretesem z Serbią - spotkaniu, gospodarze chcieli zmienić godzinę meczu z Polską. "Aby odpocząć przed półfinałem" - takie było tłumaczenie tego pomysłu, który na szczęście nie doszedł do skutku.

 

Rosjanie odpadli z F6 zanim Polacy rozegrali swoje pierwsze spotkanie.  Dwie porażki Sbornej dały awans Brazylii i USA, które w ostatnim spotkaniu wystawiły rezerwowe składy. Nikomu nie zależało, by wygrać grupę, bowiem i tak nie wiadomo było, z kim zmierzy się później. Trener Canarinhos rotował zawodnikami na boisku, natomiast selekcjoner Amerykanów ani myślał tego robić, mimo że jego drużyna w pewnym momencie przegrywała aż 13:4. W drużynie amerykańskiej doszło nawet do takiego absurdu, że do przyjęcia stawali atakujący wraz ze środkowym. Oczywiście to spotkanie Jankesi przegrali.

 

Ostatnim, ale nie mniej dziwnym i gorszącym wydarzeniem była ceremonia dekoracji. Organizatorzy chcieli być innowacyjni, ale brak podium oraz, co najważniejsze, hymnu narodowego zwycięzców całego turnieju był co najmniej szokujący i pozostawił niesmak.

 

Cóż, ten turniej z pewnością określić można jako czempionat absurdów. Oby przyszli gospodarze wyciągnęli z tego wnioski, aby w przyszłości do takich sytuacji nie dochodziło, ponieważ kładą się one cieniem na całej dyscyplinie...