Piłka nożna: Rysa na szkle, czyli problemy PZPN-u [FELIETON]
Tomasz Woźniak/Poinformowani.pl

Piłka nożna: Rysa na szkle, czyli problemy PZPN-u [FELIETON]

  • Dodał: Rafał Kozieł
  • Data publikacji: 11.11.2022, 14:55

11 listopada to dla nas, Polaków, dzień szczególny. Dzień Niepodległości pozwala zastanowić się nad naszą wolnością i dobrami narodowymi. Jeśli jednak na wizerunkach naszych wizytówek pojawiają się wady, nie można udawać, że nic się nie dzieje.

 

Ktoś może zarzucić mi, że zacząłem patetycznie oraz zbyt oficjalnie. Bo jak niby połączyć niepodległość i dobro narodowe ze sportem? Już spieszę z tłumaczeniem. Będąc suwerennym i niepodległym państwem, mamy możliwość uczestnictwa w wielu imprezach sportowych pod naszą, biało-czerwoną flagą. A wizytówką każdej z dyscyplin jest rodzima federacja. To nasze, polskie związki (sportowe) w oczach świata dają obraz tego, jak wygląda sytuacja nad Wisłą. Każde niedociągnięcie, każdy problem i każde niewłaściwe zachowanie idzie w świat, mogąc zaburzyć wizerunek dyscypliny i kraju.

 

Idąc tym tokiem rozumowania wychodzi, że duży obraz piłki nożnej w naszym kraju daje to, jak postrzegany jest oraz co dzieje się wewnątrz Polskiego Związku Piłki Nożnej. Przez kadencję Zbigniewa Bońka Polska zaczęła sporo znaczyć w europejskim futbolu (administracyjnie i organizacyjnie), i nie zmieniło tego objęcie władzy przed Cezarego Kuleszę. Obecny prezes musiał podjąć sporo trudnych decyzji, jak np. wybór nowego selekcjonera męskiej reprezentacji po cyrku z rozwiązaniem kontraktu z Paulo Sousą. Prawdziwy test przyszedł jednak na przełomie lutego i marca, po zbrojnym ataku Rosji na Ukrainę. Polski związek postawił weto gry z Rosjanami w półfinale barażów do mundialu, licząc się ze wszystkimi konsekwencjami. Taka postawa poszła w świat, murem za Polską stanęła wtedy spora część reprezentacji. Nie można zatem powiedzieć, że – póki co – kadencja byłego sternika Jagiellonii Białystok jest usłana różami. Ostatnie kilkanaście dni jest jednak dla PZPN-u bardzo trudne – pojawiają się nowe problemy, które mogą rzutować na postrzeganie nas w piłkarskim świecie.

 

Na przełomie XX i XXI wieku ustawianie meczów było normalnym procederem. Kiedy ruszył proces Ryszarda „Fryzjera” Forbricha można było mieć nadzieję, że te czasy minęły. Co prawda co jakiś czas pojawiał się temat pojedynczych meczów, które wyglądały podejrzanie, brakowało jednak dowodów. W ostatnich dniach sporo jest mowy o „aferze bukmacherskiej”. O co tak naprawdę chodzi? Jak udało ustalić się jednemu z dziennikarzy TVP Sport w rozmowie z byłym pracownikiem międzynarodowej firmy bukmacherskiej, choroba zwana korupcją nie do końca zniknęła z piłkarskiej mapy Polski. Co prawda nie na takim szczeblu jak Ekstraklasa, a na poziomie II-III ligi. Rozmówca dziennikarza sam wskazał, że sam kilkukrotnie widział wahania na zakłady live, głównie na czwartym poziomie rozgrywek. Dodatkowo 7 listopada kluby (mowa o kilku, jednak w rzeczywistości może być ich więcej) otrzymały anonimowego maila od firmy bukmacherskiej 188.bet. Znajduje się tam lista meczów, które zostały „ustawione”. Wśród klubów, które wymienione są w wiadomości, znajdują się m. in. Pogoń Szczecin II czy Błękitni Stargard Szczeciński. Działacze drugiej drużyny „Portowców” wydali już oświadczenie, w którym odcinają się od zarzutów i gwarantują „czystość”. Coś może być jednak na rzeczy, bowiem wczoraj z posady trenera Cartusii 1923 Kartuzy, która według informacji także jest zamieszana w cały proceder, zrezygnował Przemysław Cecherz. Oficjalnym powodem odejścia szkoleniowca jest ryzyko, że jego były już klub również wymieniany jest w gronie podejrzanych o handel meczami. PZPN rozpoczął śledztwo w tej sprawie i już wczoraj zawiesił dwóch ukraińskich zawodników i tak naprawdę w tym momencie nie jest w stanie zrobić więcej. Jeśli zawieszeni piłkarze brali udział w tym procederze, to na pewno byli tylko „płotkami”. Dopóki któryś z ludzi Cezarego Kuleszy nie złapie kogoś na gorącym uczynku, będzie trwała samowola, a PZPN będzie miał związane ręce. Trudno zatem winić o taki stan rzeczy związek, choć na pewno takie rewelacje nie pomagają zachować jego twarzy.

 

Ponowna korupcja to nie jedyne zmartwienie prezesa PZPN-u i jego ludzi. W ostatnią środę w meczu Pucharu Polski w Niepołomicach w meczu Sandecji Nowy Sącz ze Śląskiem Wrocław doszło do skandalu. Kibice drużyny z Dolnego Śląska w konkursie rzutów karnych dopuścili się patologicznego zachowania. Do uderzenia piłki szykował się senegalski pomocnik drużyny z Nowego Sącza, Maissa Fall. Fani wrocławskiej drużyny zaczęli wtedy udawać małpy i naśladować odgłosy tego właśnie zwierzęta, w efekcie czego drużyna Sandecji opuściła boisko przed rozstrzygnięciem spotkania. Nie wiem, możliwe że kibole (celowo użyłem tego słowa, bowiem takie zachowanie nie ma nic wspólnego z kibicowaniem) zazdroszczą naczelnym większego ilorazu inteligencji lub coś podobnego. Dla takich zachowań w Polsce nie powinno być i nie ma miejsca. Żyjemy w niepodległym, niezależnym kraju w XXI wieku i podobno jesteśmy uznawani za kraj tolerancyjny. Jasne, nie ma co wyciągać wniosków na podstawie pojedynczego wydarzenia, jednak okazuje się, że w niższych ligach problem także istnieje. Martins Ekwueme, były zawodnik Legii i Wisły Kraków, gra obecnie w występującym w lidze okręgowym zespole  KS Legnickie Pole. Piłkarz mieszkający od ponad 20 lat w naszym kraju, pod koniec października w ligowym meczu został ukarany czerwoną kartką. Za co? Za użycie sformułowania "Wieśniaki" wobec kibiców drużyny przeciwnej, którzy nazywali go „bambusem”, „czarnuchem” oraz kazali wracać do Afryki (w nieco bardziej wulgarnym języku). W tym konkretnym przypadku nie popieram odpłacania pięknym za nadobne, jednak można zrozumieć czarnoskórego piłkarza. Zwłaszcza, że interweniował on u głównego arbitra, który jednak… nakazał mu grać dalej, tłumacząc zachowanie kibiców „specyfiką ligi”. Skandal. Gdyby zależało to ode mnie, to arbiter prowadzący tamto spotkanie nie dostałby to prowadzenia już żadnego innego meczu, nawet w turnieju juniorów. Jeśli bowiem osoba – teoretycznie – panująca nad wydarzeniami na bosku ma takie podejście do zawodników obrażanych z powodów swojego pochodzenia, to – z całym szacunkiem – nie mam pytań. Nieważne czy to Ekstraklasa, czy lokalne zawody szkolne w Pcimiu Dolnym (z całym szacunkiem dla tej miejscowości), takie zachowania trzeba tępić. Zakazy stadionowe na wyższym szczeblu rozgrywek, olbrzymie kary za takie zachowania oraz wsparcie dla szykanowanych osób, to powinny być priorytety. Tutaj jednak też nie wszystko zależy od Polskiego Związku Piłki Nożnej. Wyjazdy na mecze organizują kibice (klub zapewnia tylko pulę biletów na stadionie rywala), nie wszędzie da się jednoznacznie określić prowodyra takich ekscesów, a sami piłkarze czasem starają się od tego odciąć. W przyszły czwartek ma zapaść decyzja dotycząca meczu Sandecji ze Śląskiem. Mam nadzieję, że – niezależnie od decyzji – Cezary Kulesza ze swoimi ludźmi postara się podjąć, kolejną już, walkę z uprzedzeniami. Czas definitywnie powiedzieć „Żegnaj” rasizmowi na stadionach.

 

O ile na dwa pierwsze problemu PZPN nie do końca ma wpływ, o tyle ostatnia afera, o jakiej jest głośno, jest wyłącznie na życzenie Cezarego Kuleszy. Prywatnym ochroniarzem Roberta Lewandowskiego na zgrupowaniach reprezentacji jest… kibol Jagiellonii Białystok, związany z neonazistami oraz posiadający na sobie obciążenia prokuratorskie. Dobrze, ale jaki związek ma z tym Kulesza? Taki, że sternik PZPN-u zna Dominika G. ps. „Gruchę” jeszcze z czasów, kiedy zarządzał białostockim klubem. Ten gangster – tak, nie bójmy się tego słowa – jest oskarżony o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, przedstawiany jest na zdjęciach z wykonanym gestem neonazistów, brał udział w „ustawkach” oraz jest jedną z czołowych osób w środowisku skinów. Normalnie chodząca moralność, która idealnie pasuje do ochraniania jednego z najlepszych zawodników na świecie. Miejsce takich ludzi jest w więzieniach, a nie w ekskluzywnych hotelach całej Europy, a także na trybunach największych stadionów. Kolejna wizerunkowa wtopa rządów Cezarego Kuleszy, który tutaj rzeczywiście na sporo na sumieniu. Co prawda sternik PZPN-u tłumaczy, że o dowodach obciążających „Gruchę” dowiedział się z mediów, jednak niewiele to zmienia. Neonazista, kibol to przecież godna zaufania osoba, która na pewno nie ma nic na sumieniu, prawda?

 

Już za nieco ponad tydzień w Katarze rozpoczynają się mistrzostwa świata. Cała uwaga skupiona będzie na 32 najlepszych reprezentacji świata, wśród których nie zabraknie „Biało-Czerwonych”. Miejmy tylko nadzieję, że ostatnie rewelacje dotyczące rodzimego związku nie odbiją się na dyspozycji podopiecznych Czesława Michniewicza.